czwartek, 8 sierpnia 2013

Rumia, czyli coraz bliżej domu

Na trasie Poltripu planowany był Kraków i Warszawa. Kwestia dalszej podróży została otwarta i czekała na krystalizację planów. Jak się okazało, pojawiła się możliwość odwiedzenia znajomych w Rumi, a że było po drodze do domu, to wykorzystałam ostatni weekend urlopu, żeby odwiedzić Małe Trójmiasto Kaszubskie, czyli Rumię, Redę i Wejherowo. Przez Redę co prawda tylko przejeżdżałam, ale SKM się tam zatrzymywała, więc można uznać, że w Redzie też byłam :D


Pierwszy dzień upłynął na rozmowach do późnego wieczora. Z Olą i Tomkiem nie widzieliśmy się ponad pół roku, więc trzeba było nadrobić zaległości. Tym bardziej, że to było dopiero nasze drugie spotkanie w realu, jednak szmat czasu znamy się przez internet. W dzień doszukiwaliśmy się kształtów chmur przepływających nad Górą Markowca, a wieczorem podziwialiśmy zdolności kota... Myślałam, że takie rzeczy to tylko na yutubie.

W pewnym momencie w chmurach widzieliśmy dzika. :D


Drugi dzień był o wiele bardziej aktywny. Z Olą i chłopcami poszliśmy do lasu na spacer. Ja dziękuję... Myślałam, że na Wybrzeżu jest nizinnie i równinnie. Niestety, nawet moja 5 z geografii na koniec szkoły nie ustrzegła mnie przed kolejną wtopą z krajobrazem górskim w tle. Tereny piękne, wędrówka przyjemna. Jednak kiedy się okazało, że trzeba zejść na przełaj jakieś 20 metrów w dół, oczywiście w SANDAŁKACH! to uszy mi oklapły ;D (na szczęście sandałki już wyzionęły ducha, więc teraz co najwyżej w japonkach... ups...). Oczywiście żartuję, śmiechu było co nie miara. Licytowaliśmy, kto pierwszy wyląduje w ogromnej warstwie suszonych liści, a także mogliśmy podziwiać zdolności zaprzęgowe Darcy (czyt. Darsi - przyp. red.).

Lubię mapki, chociaż wolę, jak są niepomazane
Sama ścieżka nie była zła...
Chociaż były miejsca, gdzie tablice pamiątkowe zajumali...
To znaczy przenieśli na cmentarz...
Ale to był już hardcore.
A tu jeszcze tyle przed nami na przełaj w dół!
W SANDAŁKACH!
Zbrodnia...
Znowu zniszczona tablica... Ale da się odczytać....
I budynek
I rzeczka, opodal krzaczka...
Po drodze widzieliśmy, a nawet karmiliśmy kucyki (tylko aparat zgubiłam w pamięci i zdjęcia nie zrobiłam!), podziwialiśmy piękną panoramę rumską (mi się naprawdę podobało!), mijaliśmy stary młyn. Każda miejscowość ma swój urok, swoje dobre i złe strony. Jak dla mnie złą stroną Rumi jest to, że jest tak daleko Kołobrzegu :-D
Uprasza się o kliknięcie i powiększenie :)
Oczywiście kościół być musi.
Pseudoszachulcowa dzwonnica i takie tam.
W drodze powrotnej ze spaceru zrobiłyśmy wielkie zakupy, aby popołudniem oddać się kulinarnym komplikacjom. Powiem Wam, że dla mnie to nowe doświadczenie było, bo do kuchni zagonić mnie ciężko, a jak już się jednak dam tam zamknąć, to tylko sama bez żadnego towarzystwa, bo zaczynają się pojawiać latające talerze. Zdecydowanie wolę męskie prace, typu dolewanie płynu do zbiornika wyrównawczego chłodnicy w samochodzie. No już tak Marcheva ma, stąd nawet na grafikach nie występuje w umalowanych rzęsach i szpilkach. Marchevka jest na styl sportowy, bo taka trochę z niej chłopczyca ;P
A tutaj, muszę Wam powiedzieć, że to wspólne gotowanie z Olą to była bardzo przyjemna rzecz. Nie pozabijałyśmy się, talerze nie latały, ino zarzucone mi zostało, że sałatkę dekoruję na styl babciny. W ramach focha oddałam się mojej kolejnej pasji, czyli myciu garów. Efekty kulinarne możecie podziwiać poniżej :-)

Naleśniki :D
Chociaż wg mnie to omlety :>

Ola: Natuś? Pepperoni do sałatki??? Nie za ostro będzie?
Ja: Coś Ty, ale ok, dodam TYLKO po dwie...
O: No ok!
....... ....... ...... ........
O: Natuś serio tyle dodasz?
J: No przecież jest nieostra... mniam... chrup... chrup...WOOODDYYYYYYYYYYYYYYYYYY!!!!!
 

Pizzerinki przed pójściem na solkę (czyli do piekarnika)

I po, gotowe do spożycia :D

Sałatka "Wszystko i nic",
decoration by Ola.

Potrzeba matką wynalazków

Nie, żebyśmy były spragnione... :D

Następnego dnia wszyscy zasiedliśmy do stołu z okazji urodzin starszego syna Oli i Tomka, a później myk, myk, na dworzec, wcześniej kasując bilet SKMki.

Tort urodzinowy Dużego A. 

I w przekroju.
Nawet kawałek do Kołobrzegu dojechał :D

Ooo, rada dla podróżujących: w pociągach Trójmiejskiej Szybkiej Kolei Miejskiej bilet kasuje się PRZED wejściem do pociągu, czyli najczęściej w kasowniku znajdującym się w podziemnym przejściu lub na peronie, jeśli jest. Tak, dla mnie to też był szok, kiedy się dowiedziałam, bo jak to?! Ano właśnie - tak to! :-)

Jeszcze tylko krótki przystanek w Wejherowie... I będę się mogła oddać bieżącym relacjom z lokalnych wycieczek :)


Dopisano o godzinie 21:40.
Po uzyskaniu licencji na zabijanie publikację zaprzęgu, prezentuję państwu psi zaprzęg, prawie jak u św. Mikołaja*

Mama i Ciotka jakoś muszą sobie życie ułatwiać,
żeby jedna nie niosła roweru, a druga Małego A. :)

* Prawie robi wielką różnicę.

6 komentarzy:

  1. a czy podczas tej wędrówki w sandałkach niosłaś coś przed sobą?
    oraz pozdrawiam (dziś ozięble wiadomo dlaczego)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ale dojrzewam do przyszłorocznej pielgrzymki, wezmę mniejszy bagaż, to będzie łatwiej zatańczyć nawet. Korzystając z okazji chciałam dodać, że to COŚ ma już swoje miejsce u mnie ;-)
      Życzę... Zimnej nocy. (jakież my dzisiaj nieuprzejme wobec siebie!)

      Usuń
  2. Gdzie zaprzęg? :D Ja nadal nie widzę tam żadnego dzika ;)

    Olusia Srusia co znowu coś popieprzyła w ustawieniach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dajesz mi licencję na wstawienie zaprzęgu? :D

      Usuń
  3. Myślę, że śmiało, w końcu i tak było robione 'od tyłu' ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz i masz, ze mną jak z dzieckiem - za rączkę i na piwo. Ups... ;-)

      Usuń

Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Dziękuję :)

Obserwatorzy