wtorek, 15 czerwca 2021

Trochę Marchviowej prywaty, czyli osobiście o emigracji - w dwa lata po wylocie z gniazda

EMIGRACJA TO PROCES

Proces długotrwały, wymagający, nie zawsze łatwy i nie zawsze przyjemny. Ale wszystko może się ułożyć: przy odrobinie dobrych chęci, solidnej pracy, szczypcie determinacji i otwartym umyśle.

Jeszcze zanim wyjechałam, Róża Wigeland napisała mi, że pierwszy rok jest na przeżycie, a potem… zaczyna się życie. Szczerze – nie wierzyłam, myślałam: ale co tu przeżywać, jadę i już. Dzisiaj tutaj muszę podziękować i Róży, i Iwonie, a także Reni. Znałyśmy się z blogów wcześniej, ale nie mogę powiedzieć, aby to były wielkie relacje i przyjaźnie. Ot, dziewczyny znajome z widzenia, może koleżanki z równoległej klasy. Moja emigracja bardzo zbliżyła mnie z nimi. Skorzystałam z doświadczeń emigracyjnych koleżanek z dłuższym stażem. I dzięki temu PRZEŻYŁAM ten pierwszy rok. Gdybym powiedziała, że było ciężko, to tak, jakbym nie powiedziała nic.

PRACA

Z tą pracą było tak, że zdałam egzaminy do pracy jako kierowca autobusu. Ale warunkiem zatrudnienia była wymiana prawa jazdy na irlandzkie. Nie mogłam tego zrobić, bo firma nie chciała mi wystawić dokumentu, że mnie zatrudni, więc nie mogłam dostać numeru PPS koniecznego do wymiany prawka. W końcu znalazłam pracę w sklepie. Miało być na chwilę – wszak wyrobiłam PPS i wymieniłam prawo jazdy. Pomyślałam jednak, że skoro firma już na starcie zawaliła – doskonale wiedzieli, że mam polskie prawo jazdy, a mimo to przez cały trudny proces rekrutacji nie powiedzieli ani słowa o wymianie, a potem po zdaniu egzaminów odmówili mi wydania listu, na podstawie którego mogłabym wyrobić PPS jeszcze przed otrzymaniem pierwszej pracy w Irlandii – sorry, trochę mi to nie pasowało. Postanowiłam więc zostać w sklepie, widząc w tym szansę na naukę języka. Bo ten, jak się okazało, nie był dobry. Przynajmniej nie tak, jak oczekiwałam po lekcjach, które miałam w Polsce.
W sklepie zostałam i jestem prawie dwa lata. Zrobiłam na siebie i dla firmy maksimum. Co było do zrobienia - zrobiłam, co było do rozwinięcia - rozwinęłam. Czas na zmiany, ale o tym na razie cicho sza.

JĘZYK

Mówiłam jeszcze w polskiej szkole językowej – jadę do Irlandii. A oni mi dali Amerykankę jako native speakera. Ja mogłam tego nie wiedzieć, ale oni powinni, że jeśli już, to powinnam się uczyć British English, ale przede wszystkim uświadomić, że w Irlandii mówi się jeszcze inaczej. Ale na pewno jest większe prawdopodobieństwo zrozumienia po nauce wariantu brytyjskiego, niż amerykańskiego.

Byłam zła, autentycznie zła na samym początku, bo poświęciłam na naukę naprawdę dużo czasu i wydałam sporo kasy, a jak przyjechałam do Irlandii, wszystko brzmiało dla mnie obco, źle, niewyraźnie. Owszem, to też konsekwencja braku osłuchania z językiem, ale czy ktoś mi to powiedział? Nie. Tylko że wtedy, te dwa lata temu miałam pretensje sama do siebie. Że może faktycznie nauczycielka w liceum miała rację, że ja to do języków talentu nie posiadam i trzeba się z tym pogodzić.

I tak się bujałam na samym początku. Dostałam tę pracę w sklepie i traktowałam, jak błogosławieństwo. Po 8-9 godzinach w sklepie wracałam do domu i odpalałam sklep online, ucząc się asortymentu. Nie miałam pojęcia, jak jest durszlak po angielsku, jak jest pościel, co do jest rug, bo w szkole na dywan mówiliśmy carpet.

I przyszła pandemia. Teraz przechodzimy do chwalenia siebie i innych. W czasie pierwszego lockdownu, na samym początku pandemii, pomyślałam, że może by warto było poszukać nauczyciela, aby nie wypaść z rytmu w czasie przedłużającej się kwarantanny. Tak też trafiłam na Panią Magdę.

Tutaj nastąpiło kilka przełomów, bo pierwszy raz w życiu usłyszałam „Ty umiesz w angielski!”. Z każdą kolejną lekcją coraz bardziej wierzyłam w pewne dobre słowa, które były jak dobre zaklęcie, a lekcje nauką  nie tylko języka, ale i wiary w siebie. W końcu jak sto razy słyszysz „well done” to za sto pierwszym zastanawiasz się, że może faktycznie  coś w tym jest. Z Panią Magdą, jak się w toku nauki okazało, mamy więcej wspólnego, niż można było się spodziewać, więc dostałam też naprawdę dobry trening życia na emigracji. Gdzie szukać źródeł, jak rozmawiać i… żeby się nie bać! Po naprawdę długim czasie zobaczyłam, że mimo dobrej miny, byłam przerażona – wszystko nowe. Praca, język, ludzie, kraj, miasto. Wszystko.

Po trzech miesiącach nauki i lockdownu wróciłam do pracy. Odmieniona. Czułam się pewnie, a to odczuli moi współpracownicy. Zaczęłam rozmawiać, nie tylko służbowo. Zaczęłam zadawać pytania, o wszystko, niekoniecznie o językowe sprawy, ale o te też. I nagle się okazało, że nie tylko nikt się nie śmieje, ale jak zaczynają mówić żargonem albo limerycką gwarą – sami pytają czy wiem, co dane słowo/zwrot oznacza i jak nie, to tłumaczą. Wbrew pozorom, nie czuję się gorsza, a dzięki temu, że Pani Magda też mieszka w Irlandii, zdobyłam takie komunikacyjne umiejętności, których nie mają niektóre osoby mieszkające tu kilkanaście lat – to też są słowa moich znajomych z pracy. „Natalia, jeszcze nie słyszeliśmy żadnego nie-Irlandczyka, który użyłby takiego zwrotu! Wymiatasz, wow!”.

LUDZIE

Jestem tu dwa lata, z czego ponad połowa tego czasu to czas pandemii, czyli lockdownów i ograniczeń, restrykcji, zakazów… Także choroby, bo nie ominął mnie COVID. W  dorosłym życiu bardzo trudno budować jakiekolwiek głębsze relacje prywatne. Może jak masz dzieci, to poznajesz się z rodzicami w szkole. Może jak jesteś duszą towarzystwa, to gdzieś w klubie, na imprezie, ale czy tam można znaleźć prawdziwą przyjaźń, a nie tylko taką do piwa? Poza tym jaka impreza, skoro grubo ponad rok funkcjonujemy w bardzo ograniczonej rzeczywistości… Ale mimo to udało mi się nawiązać kilka serdecznych relacji oraz sporo więcej zwykłych, koleżeńskich znajomości. Owszem, większość z pracy, ale nie tylko. Dzięki konkursowi fotograficznemu nawiązałam kilka znajomości z lokalnego świata dziennikarskiego a także fotograficznego. Na jednym z kursów z pracy poznałam kilka osób, z którymi znajomość się utrzymała. To jest powolny proces i wiem, że większość z tych relacji pozostanie na poziomie serdecznego pozdrowienia na ulicy, ale po kilkunastu miesiącach bycia obcym w obcym mieście cieszy i to. Kolejny element procesu zadomawiania się ukończony. I naprawdę dostałam masę wiadomości po złapaniu COVIDA – wszystkie osoby z tego grona są świadome mojej sytuacji osobistej (nie mam tutaj rodziny, a izolacja objęła i mnie i M.) – z deklaracją pomocy. Czy zakupy, leki, cokolwiek – mogłam liczyć i na ludzi z pracy, którzy nie byli izolowani, i na Panią Magdę. Byłam praktycznie samowystarczalna, ale sama świadomość, że w razie czego jest ktoś, kto pomoże – bezcenne.

PODRÓŻE

Podróże wyglądają inaczej, niż to sobie wyobraziłam. Bo pandemia. Bo życie. Ale kiedy wklepałam w mapę wszystkie odwiedzone miejscówki okazuje się, że w moim systemie podróżowania w zasadzie nie zmieniło się nic. W Polsce miałam zjechane województwo zachodniopomorskie wzdłuż i wszerz plus oczywiście punkty rozsiane po całym kraju. Tutaj najwięcej kropek znajduje się w County Limerick i ościennych, najwięcej Claire i Kerry. Nie bez przyczyny – wszędzie tam biegnie szlak Wild Atlantic Way, a między Limerick i wybrzeżem także Shannon Estuary Way. To świetne miejscówki na popołudniowe niedzielne wypady, kiedy już jest za późno na wielkie eskapady, ale na wyjazd z miasta z kawą w termosie – jak najbardziej.

Niestety, ciągle nie wróciłam na rower. Oczywiście, czasami uda się ruszyć, ale to nie jest to, co było. Bardzo bym chciała, ale brak czasu, sił, pomysłu, towarzystwa. Ale mam duży samochód i może chociaż na Limerick Greenway wyskoczę – jest to szlak po starym nasypie kolejowym (brzmi znajomo?). W Irlandii sieć ścieżek rowerowych nie jest tak rozwinięta jak w Polsce, ponieważ na Zielonej Wyspie rowerzysta jest pełnoprawnym uczestnikiem ruchu drogowego i dotychczas w społeczeństwie potrzeba specjalnych szlaków nie była odczuwalna. Ale to się powoli zmienia… Wcześniej wspomniany odcinek to 40 km typowego szlaku rowerowo-pieszego, biegnącego wśród pięknych okoliczności przyrody. Docelowo trasa ma mieć 80 km i prowadzić z Limerick do Tralee. Już nie mogę się doczekać, chociaż podejrzewam, że ta inwestycja trochę potrwa…

PODSUMOWANIE

Trudno tu cokolwiek jeszcze dodać. Jak napisałam na początku – emigracja to proces, a on się jeszcze nie skończył. Mam wrażenie, że jeśli człowiek chce uczestniczyć w życiu społeczności i zadomowić się w nowym miejscu, to ten proces nigdy się nie kończy. Każdy dzień przynosi nowe doświadczenia, każda nowa sytuacja to nowe wyzwanie. Grunt to się nie bać i pytać. Nikt nie pogryzie, a często tym chętniej poda pomocną dłoń.

Czy tęsknię za Polską? Szczerze powiem – nie wiem. Nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć, bo pojawia się tęsknota, ale chyba bardziej za wspomnieniami, za pogodą, za bliskimi. Za Polską – po pewnych wydarzeniach i doświadczeniach – chyba nie. Przez te dwa lata odżyłam. Mogę być sobą i nikt tego nie komentuje, bo nikogo to nie dziwi, nie rusza, nie wzrusza. Każdy jest jaki jest i dopóki jest po prostu dobrym, normalnym człowiekiem, nikt nie powie Ci złego słowa.

Czy Irlandia to mój dom? TAK, bezdyskusyjnie. Wiem, że niektórzy nie rozumieli mojej decyzji o emigracji. Nagłej decyzji i radykalnej przeprowadzki, bez okresu próbnego, bez rozwiązania na chwilę. W pół roku spakowałam wszystko, zwolniłam się z wojska, kupiłam bilet w jedną stronę. Ale czułam, że tak właśnie muszę. Odciąć się od tego, co było, zacząć wszystko od nowa. Teraz, kiedy ktoś mnie pyta, kiedy lecę do domu, odpowiadam, że do domu pojadę po pracy. A do rodziców polecę, jak się skończy pandemia.

Jedyne, do czego nie przywykłam, to padający poziomo deszcz oraz to, że ten czas tak szybko upłynął! Ciągle pamiętam popołudnie na lotnisku dwa lata temu, kiedy rodzice odwieźli mnie na samolot. Przecież dopiero robiłam rocznicowe Q&A na blogu! A to już kolejny rok i niedługo będę pisać o dziesięcioleciu na Wyspie. Ale czad, co? J

środa, 7 kwietnia 2021

Marchevka opowiada... #2 - NCT, czyli przegląd pojazdu

NCT czyli National Car Test to nic innego, jak po prostu okresowy przegląd stanu technicznego pojazdu. Na poniższej infografice macie terminy, jakie obowiązują. 

Od razu jednak dodam ciekawostkę, a raczej dwie. Pierwsza, związana typowo z okresami wykonywania przeglądów - moje auto właśnie skończyło 10 lat, więc według informacji na stronie NCT powinnam dostać przegląd na rok. A na dysku, o którym będzie dalej, mam datę ważności do maja 2023, czyli dostałam na dwa lata, jak dla samochodów młodszych. A teraz zastanawiacie się, skoro mamy kwiecień, dlaczego przegląd jest do maja? 

Historia jest taka, że przegląd powinnam zrobić już w styczniu, ale przez pandemię każdy systemowo dostał cztery miesiące przedłużenia przeglądu. Wyszło mi więc, że do maja. Wcześniej pracowałam, więc i tak nie miałam czasu się tym zająć, aż w końcu lockdown trafił i na mnie, więc czas było się tym zająć. Wg ustawy przegląd można zrobić do 90 dni przed wyznaczoną datą nie tracąc "datowania" pierwotnego, więc jest to uczciwe - nie tracimy tych kilku dni, bo nie zawsze można zrobić test dokładnie wtedy, kiedy nadchodzi termin. 

Najszybsza i najprostsza droga do rejestracji to metoda online w serwisie NCT. Wpisujesz numer rejestracyjny pojazdu, potwierdzasz dane swoje i pojazdu, wybierasz dostępny termin, podajesz dane karty kredytowej i już. Oczywiście można też telefonicznie, mailowo a nawet faxem! Osobiście nie sądzę - za daleko, bowiem centrum testowe znajduje się w strefie przemysłowej. 

Tyle na temat samych formalności, teraz kilka słów o statystyce i wyjaśnienie dlaczego przez moment bałam się wykonać przegląd! Dlaczego? Dlatego, że wokół tej procedury narosło tyle mitów, a statystyki lekko zatrważają. Zdawalność w pierwszym terminie klaruje się na poziomie niecałych 44%. To bardzo wysoki odsetek, porównując dane polskie (ponad 97% badań z wynikiem pozytywnym). 

Tutaj ciekawostka. Full test, jak sama nazwa wskazuje, to pełny test pierwszego podejścia. Jeśli coś jest nie tak - otrzymuje się wydruk diagnostyczny ze stwierdzonymi usterkami. Wtedy w ciągu 21 dni należy zarejestrować się ponownie na re-test, czyli powtórne sprawdzenie tylko tych rzeczy, które działały nieprawidłowo w czasie pełnego testu. Ponowny test musi się odbyć w ciągu 30 dni od pierwszego testu. Przekroczenie terminu skutkuje ponownym pełnym testem, co wiąże się także z pełną opłatą. Lane re-test kosztuje €28 euro i odbywa się na linii diagnostycznej. Non-lane re-test to sprawdzenie niewymagające użycia urządzeń diagnostycznych (może to być na przykład wymiana spalonej żarówki lub inny drobiazg) i wtedy taka procedura jest bezpłatna.
Fail dangerous odnosi się do sytuacji skrajnych, kiedy samochód nie przechodzi testu przez bardzo poważne usterki, a poruszanie się takim pojazdem po drodze jest niebezpieczne. Wtedy pracownik stacji diagnostycznej umieszcza na pojeździe specjalną naklejkę, z którą to poruszanie się po drogach jest nielegalne. Wtedy albo trzeba dzwonić po lawetę albo... przejść się na złom. Akurat w Limerick złomowisko jest 7 m od bramy centrum NCT ;) 


A teraz powiem Wam, o co chodzi z tymi wszystkimi mitami pt. zapnij pasy, zdejmij kołpaki i otwórz okno, do tego wyszoruj podwozie, a i tak nie zdasz! Dokładnie takie opinie czytałam na polskich forach, więc przestałam czytać fora, a włączyłam myślenie i zajrzałam do FAQ na NCT.

Nie mam pojęcia, po co ma być pusty bagażnik - jedyne, co mi przychodzi do głowy, to to, aby usunąć wszelkie przedmioty wartościowe albo aby uniknąć zbędnego hałasu, kiedy auto wjedzie na szarpaki (o ile robi się to w Irlandii...?). Za to środek auta ma być w miarę czysty, a w pandemii szczególnie ważne jest, aby nie było tam żadnych zużytych maseczek oraz innych przedmiotów, które mogłyby przeszkadzać diagnoście w przeprowadzaniu czynności. Od razu mówię - nie opróżniałam zamykanego schowka. Za to zdemontowałam kamerę. Teoretycznie mogła zostać w środku, oczywiście wyłączona. Moja niestety ma sensor ruchu i włączałaby się sama, więc zdjęłam, ale ogólnie posiadanie kamery jest dopuszczalne.

Kołpaki muszą być usunięte tylko jeśli zasłaniają śruby. Oczywiście moje zasłaniają całą felgę, więc najpierw pojechałam na myjnię (ale nie myłam podwozia!), a potem zdjęłam kapsle i tyle. Pasy także wcale nie muszą być zapięte, wbrew temu, co powtarza wiele osób. Chodzi tylko i wyłącznie o to, aby widoczne były wszystkie klipsy, które lubią się chować pod tylne siedzenie. Skoro auto jest zarejestrowane jako pięcioosobowe, to widocznych ma być pięć pasów i pięć klipsów. A diagnosta nie jest od wydłubywania pasów spod foteli, dlatego dla pewności warto zapiąć pasy i mieć spokój.

No i na koniec tablice rejestracyjne. Czy Wy wiecie, że w Irlandii nie ma centralnego urzędu produkującego tablice rejestracyjne? Takie rzeczy załatwia się w wybranych sklepach motoryzacyjnych. Ogólne przepisy tablicach rejestracyjnych stanową co do wielkości tablicy i układu elementów na niej, ale czcionka jest "dowolna". Oczywiście nikt nie trzepnął sobie tablic pisanych Comic Sans, ale widziałam już chyba cztery różne fonty. 
Ponadto - jeden samochód otrzymuje numery rejestracyjne raz na cały okres żywotności, to znaczy przy zakupie auta nie trzeba wymieniać tablic i generować dodatkowych kosztów. Format numerów kształtuje się następująco: 

By U3island - Own work, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=17095133

No i tak to wygląda. I jeszcze według serwisu NCT, test trwa około 40 minut. Zastanawiałam się, co można robić przez tyle czasu. Za długo jednak się nie zastanawiałam, bo po dokładnie 17 minutach moje autko wyjechało z hali diagnostycznej, a na siedzeniu znalazłam nowy certyfikat NCT z dyskiem, który umieszcza się w specjalnej kieszonce na przedniej szybie oraz raport z badania, w którym wszystkie pozycje były oznaczone jako pass czyli pozytywne. 

Dziękuję za uwagę. Mam nadzieję, że dostarczyłam kilku ciekawych faktów, które nieco różnią się od rzeczywistości w Polsce. A jeśli mieszkasz w Irlandii i test jest jeszcze przed Tobą - nie słuchaj głupot, po prostu posprzątaj auto i czyń swoją powinność :) 
Pozdrawiam!

wtorek, 23 marca 2021

Marchevka opowiada... #1 - Lockdown po Irlandzku

18. marca minął rok od wprowadzenia pierwszego lockdownu na Wyspie. Od tamtej pory ciągle jesteśmy pod mniejszymi lub większymi restrykcjami. Aktualnie od 1. stycznia jesteśmy w trzecim lockdownie, który zapowiada się na dłuższy, niż ten rok temu.

Nadal poza sklepami spożywczymi i szerokopojętymi budowlano-elektrycznymi, w zasadzie wszystko zamknięte. Restauracje i kawiarnie serwują tylko na wynos lub dowóz.
Komunikacja publiczna ma ograniczoną dostępność miejsc, a w głównych przystankach przesiadkowych odbywa się sprzątanie autobusów, czego przed pandemią nie stosowano.
Limit poruszania się wynosi 5 km od domu, Garda wyrywkowo urządza checkpointy na rogatkach miast - nie ma już ich w mieście, jak w ubiegłym roku oraz podobno zniknęli z autostrad, aby nie stwarzać zagrożenia na szybkich trasach.

Kary wahają się od €80 euro za brak maseczki w transporcie publicznym lub w sklepach, przez €100 euro za podróże bez ważnego powodu aż po €500 za organizowanie imprez (w domu lub w pubie - zdarza się i to nie jest rzadkie. Ostatnio w Limerick studenci zrobili imprezę na całej dzielnicy, sprawa odbiła się szerokim echem w całym kraju) lub próbę wylotu z kraju bez ważnego powodu. Gdzieś pojawiła mi się informacja o karze €2500 za niedotrzymanie kwarantanny lub niewykonanie testu PCR po przylocie, ale na stronie Citizen Information nie zamieszczono takiej informacji, więc musi to być dopiero w fazie przygotowania.
Od początku marca za to rozpoczęto stopniowe otwieranie szkół. Od 5 kwietnia ma nastąpić stopniowe łagodzenie obostrzeń, jednak ani były premier Leo Varadkar, ani obecny Micheal Martin nie pozostawiają złudzeń, że będą to znaczące złagodzenia. Na ten moment można mówić co najwyżej o ewentualnym wydłużeniu limitu poruszania się do 10 lub 20 km oraz być może zgoda na sportowe zajęcia grupowe na powietrzu.

Osoby, które straciły pracę przez pandemię, lub zakład pracy jest tymczasowo zamknięty z jej powodu, otrzymują zasiłek awaryjny - Pandemic Uneployment Payment - w wysokości do €350 tygodniowo, w zależności od wysokości zarobków przed pandemią. Zasiłek ten był w 2020 roku nieopodatkowany i na koniec roku Revenue, czyli irlandzki urząd skarbowy, wyliczył wysokość podatku do zapłaty. W tym roku opodatkowano w taki sposób, że na bieżąco pomniejszono Tax Credits, ulgę w standardową wysokości €3300 rocznie - o podatkach będzie innym razem. :)
Jakie to ma konsekwencje? Różne, w zależności od sytuacji życiowej i tego, jaki okres przebywało się na zasiłku. Ja za 16 tygodni zasiłku zapłaciłam €381 podatku (a w każdym tygodniu otrzymywałam €350!). Natomiast moja koleżanka do zapłaty ma €1280, ponieważ rozlicza się z mężem - ona wróciła do pracy, a mąż od roku na zasiłku. Żeby jednak nie było - to nie jest tak, że masz teraz wyjąć z portfela i zapłacić. Ja zapłaciłam przez konto internetowe w Revenue, bo nie lubię mieć długów, jednak niedopłata podatku standardowo ma być ściągana przez kolejne cztery lata - właśnie przez obniżenie wyżej już wspomnianych Tax Credits, więc po prostu utną trochę ulgi, ale to są takie kwoty, że trudno to odczuć (u mnie miało to być coś około €6 tygodniowo).
Zasiłek otrzymują wszystkie osoby, które przed pandemią były zatrudnione przynajmniej miesiąc - w tym przypadku nie stosuje się zasady ilości składek i stażu pracy w Irlandii, który najczęściej wynosi 2 lata. O te pieniądze mogą się ubiegać także rodzice, którzy przez zamknięte szkoły i przedszkola nie mieli możliwości zapewnić dzieciom opieki. 

Osoby w najtrudniejszej sytuacji mogą ubiegać się także o dodatek do opłat czynszu - Rent Allowance. Czasami zasiłek awaryjny wypłaca pracodawca - wtedy on otrzymuje pomoc socjalną na każdego pracownika, a program ten nazywa się Temporary Wage Subsidy Scheme

Wydaje mi się, że to chyba najważniejsze aspekty irlandzkiej rzeczywistości z COVID-19. Ciekawa jestem Twoich przemyśleń na ten temat, jak i na temat restrykcji, jakich Ty doświadczasz. Koniecznie też daj mi znać, jak podoba Ci się nowe opracowanie graficzne :) I ogólnie napisz, co tylko chcesz - chętnie przeczytam.

Życzę zdrowia i wszystkiego zielonego!
Marchevka.

niedziela, 7 lutego 2021

Killarney, Kenmare i wszystko, co pomiędzy

Kolejna porcja zdjęć z wrześniowego urlopu. Killarney - Kenmare, przejażdżka fragmentem ekscytującego Ring of Kerry, zapierające dech w piersiach widoki. Dzisiaj nie będzie zbyt dużo opowiadania, za to bardzo kolorowo. Zapraszam!

Killarney to miasto w hrabstwie Kerry, leżące w południowo-zachodniej Irlandii. To chyba największy ośrodek turystyczny w tym regionie, z wysoko rozwiniętą bazą hotelową. Zatrzymałam się w samym centrum miasta i cieszyłam się bliskością dosłownie do wszystkiego. Najbardziej zachwycały mnie kolory a także pewien ogromny sklep z pamiątkami, w którym nie potrafiłam powstrzymać ekscytacji!

Killarney, 09.09.2020, ©Marchevka

Killarney, 09.09.2020, ©Marchevka

Killarney, 09.09.2020, ©Marchevka

Killarney, 09.09.2020, ©Marchevka

Killarney, 09.09.2020, ©Marchevka

Killarney, 09.09.2020, ©Marchevka

Killarney, 09.09.2020, ©Marchevka

Killarney, 09.09.2020, ©Marchevka

Killarney, 09.09.2020, ©Marchevka

Killarney, 09.09.2020, ©Marchevka

Killarney, 09.09.2020, ©Marchevka

Killarney, 09.09.2020, ©Marchevka

Ring of Kerry to trasa turystyczna o długości około 180 km, biegnąca pętlą wokół Półwyspu Iveragh. Przejechałam zaledwie kilkadziesiąt kilometrów (między Killarney a Kenmare i z powrotem) i już nie mogę się doczekać, kiedy uda mi się pokonać całość. Trasa jest tyleż malownicza, co niebezpieczna. Przepaście, ostre zakręty, wąska droga bez pobocza, owce chodzące luzem po szosie. Przy złej pogodzie nie zdecydowałabym się jechać tamtędy. Żadne zdjęcie ani żadne nagranie tego nie odda. To trzeba zobaczyć, trzeba przejechać się nad krawędzią przepaści, trzeba zatrzymać się tuż przed zakrętem i zdecydować "nie, dziś już wystarczy i zawracam". Poniżej tylko kilka zdjęć. Mam też filmiki, już je tu wstawiałam kilka wpisów wcześniej. To nie oddaje efektu tego, co się czuje, jadąc tą trasą. To coś niewyobrażalnie pięknego i dzikiego zarazem.

Mahony's Point, 09.09.2020, ©Marchevka

Mahony's Point, 09.09.2020, ©Marchevka

Mahony's Point, 09.09.2020, ©Marchevka

Mahony's Point, 09.09.2020, ©Marchevka

Droga do Gap of Dunloe, 09.09.2020, ©Marchevka

Droga do Gap of Dunloe, 09.09.2020, ©Marchevka

Droga do Gap of Dunloe, 09.09.2020, ©Marchevka

Ring of Kerry, 10.09.2020, ©Marchevka

The Ladie's View, 10.09.2020, ©Marchevka

The Ladie's View, 10.09.2020, ©Marchevka

The Ladie's View, 10.09.2020, ©Marchevka

Kenmare to niewielka miejscowość oddalona o nieco ponad 30 km od Killarney, leżąca na szlaku Ring of Kerry. Warto zajrzeć po trasie, a może nawet się zatrzymać, by zwiedzić miasteczko, udać się w rejs na Seafari (foki, orły i piękne widoki!), poznać kolejny kawałej irlandzkiej historii w Bonane Heritage Park. 

Kenmare, 10.09.2020, ©Marchevka

Kenmare, 10.09.2020, ©Marchevka

Kenmare, 10.09.2020, ©Marchevka

Kenmare, 10.09.2020, ©Marchevka

Kenmare, 10.09.2020, ©Marchevka

Kenmare, 10.09.2020, ©Marchevka

Kenmare, 10.09.2020, ©Marchevka

Kenmare, 10.09.2020, ©Marchevka

Kenmare, 10.09.2020, ©Marchevka

Kenmare, 10.09.2020, ©Marchevka

Niestety pandemia nie pozwoliła cieszyć się w pełni z uroków - stołowałam się we własnym zakresie, kupując jedzenie na wynos. Podobnie wszelki alkohol stosowałam w zaciszu pokoju hotelowego, unikając pubów, w których nie brakowało chętnych do korzystania z uroków życia. Dlaczego o tym tutaj piszę - pewnie się zastanawiasz? Ano dlatego, żeby docenić swobodę, którą odzyskamy, kiedy wszystko wróci do normalności.

Dziękuję za wizytę, mam nadzieję, że wpis Ci się podobał.
Będzie mi miło, jeśli napiszesz kilka słów i dasz znak, że jesteś.

Pozdrawiam!

niedziela, 17 stycznia 2021

1% ma znaczenie

 Nadszedł czas corocznego rozliczenia podatku dochodowego, czyli potocznie mówiąc "rozliczenia PIT-a". Od kilku dobrych lat prawo podatkowe pozwala na przeznaczenie 1% podatku na wybrany dowolnie cel charytatywny. Należy zaznaczyć, że my, podatnicy, nie tracimy nic, bo ten 1% już został nam potrącony, a my jedynie możemy zadecydować, czy trafi on do Skarbu Państwa, czy do osoby, stowarzyszenia bądź fundacji, która dzięki darowiznom może osiągnąć cele zdrowotne, rehabilitacyjne, bądź statutowe. Osób potrzebujących wokół nas jest sporo, tak samo jak organizacji, które dzięki własnym środkom i ludziom dobrej woli mogą realizować swoje założenia programowe. Trudno jest wybierać i trudno komukolwiek cokolwiek narzucać. Sprawa, szczególnie jeśli chodzi o osoby prywatne, jest dość delikatna zarówno dla obdarowujących, jak i dla obdarowywanych. Serc potrzebujących pomocy jest wiele, rąk do pomocy niestety mniej. Wokół mnie jest tyle bliskich mi inicjatyw, a procent był zawsze tylko jeden, przez co niestety, nie każdemu da się pomóc w ten jeden, określony sposób. Niemniej - spróbuję przedstawić Wam opcje, zapoznać Was z ludźmi i inicjatywami, wobec których może ktoś z Was nie przejdzie obojętnie.


Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Słoneczko”
Numer KRS: 0000186434
Cel szczegółowy: DANIEL HRYCIÓW 19/H
Daniel jest synem mojej przyjaciółki. Chłopiec ma 15 lat i urodził się z Zespołem Downa i innymi, towarzyszącymi wadami. Jest radosnym chłopcem i mimo problemów ze zdrowiem, bardzo ciekawym świata. Nasz 1% może pomóc w terapii sensorycznej a także zebraniu niezbędnych środków na turnus rehabilitacyjny wspomagający sprawność psychoruchową.

Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą"
Numer KRS: 0000037904
Cel szczegółowy: 13350 Piechuta Ewelina Łucja
Ewelinę poznałam kilka lat temu na plaży. Dziewczyna jest zakochana w Kołobrzegu, mimo że mieszka w samym środku Polski - dosłownie! Urodziła się z dziecięcym porażeniem mózgowym, a rehabilitacja, która jest możliwa dzięki darowiznom na 1% umożliwia jej normalne życie codzienne.

Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Słoneczko”
Numer KRS: 0000186434
Cel szczegółowy: Emil Wiśniewski 700/W
Emil jest moim równolatkiem, a poznaliśmy się na wycieczce do Berlina. Tak się złożyło, że złapałam bardzo dobry kontakt z jego mamą i miałam okazję spędzić jeden weekend w ich domu na Śląsku i poznać prawie całą rodzinę. Potem spotkaliśmy się jeszcze kilka razy w Dźwirzynie na turnusach rehabilitacyjnych Emila. Jak wiadomo, im więcej rehabilitacji, tym lepsza jakość życia. Twój 1% to kolejna cegiełka do kolejnego turnusu.

Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Słoneczko”
Numer KRS: 0000186434
Cel szczegółowy: 442/P
Niedźwiadek Koala to osoba jedna z nas... Kto? Jest to osoba dorosła, prowadząca bloga, członek Kneziowiska. Tyle wiemy. I więcej nie potrzeba. Wiadomo tylko, że każdy nasz procent to szansa na zahamowanie choroby. Jeśli chcesz więcej informacji i zapoznania się z "misiową zagadką", zajrzyj na Kneziowisko.

Fundacja DKMS
Numer KRS: 0000318602
DKMS - fundacja ratująca rocznie setki istnień. Nie zdawałam sobie sprawy z ogromu kosztów, póki sama nie zetknęłam się z osobiście z tematem. Same badania genetyczne ze sławnych patyczków to koszt kilkuset złotych. A potem typizacja potwierdzająca, badania dawcy, samo pobranie plus dojazd, wyżywienie i zakwaterowanie dawcy na ten czas. Kręci się w głowie od tych kwot... A realnie pomóc może Twój mały, ale jakże istotny procent.



Może ktoś z Was jeszcze się waha, komu i czy w ogóle pomóc? Decyzję pozostawiam Wam - nie czujcie się zobowiązani do informowania mnie o czymkolwiek. Po prostu - może ktoś z Was zechce, może poczuje potrzebę, może... To Wasza prywatna, wręcz osobista sprawa. Dziś tylko podsuwam pomysł, jeśli ktoś się jeszcze waha, albo nie ma pomysłu. Ja swój procent już przekazałam i myślę, że nie jest istotne, komu - ważne, by pomóc i zwyczajnie nie zmarnować tej możliwości.

piątek, 8 stycznia 2021

Cobh, czyli ostatni port Titanica

Cobh to niewielkie miasto położone na południowym krańcu Irlandii w hrabstwie Cork. Jest to zdecydowanie miejscowość turystyczna, a jak doczytałam - także uzdrowiskowa. Usytuowanie na wielu wzgórzach jest sprawcą bajowych widoków i wbrew pozorom to wcale nie ocean mnie tam oczarował.

Dawny kościół prezbiteriański, obecnie Muzeum Miasta Cobh, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020. 

Dawna kaplica metodystów, potem bar, dziś - pusty budynek na sprzedaż, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020. 

Hotel, ale nie ten nasz, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Wakacje pod palmami, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Piętrowo, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Czy to nie ciekawa formacja? Wydaje się naturalna..., ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Bywało wysoko, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Nie potrafiłam dopasować wrażeń do żadnych innych doświadczeń. Palmy, ocean, a jednak betonowa dżungla. Niby mur i beton, a jednak kolorowo. Kolorowo, ale nad miastem góruje majestatyczna katedra. A do tego okazało się, że poza niewątpliwą przygodą wakacyjną i świetnymi wspomnieniami, w Cobh dostałam solidną lekcję historii, czego bym się nie spodziewała, bo... oczywiście przed wyjazdem nie czytałam żadnego przewodnika.

Centrum Dziedzictwa, wszystko było zamknięte, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Miasto jest estetyczne, ładnie utrzymane. Park Pamięci Johna K. Kennedy'ego to świetne miejsce wypoczynkowe z widokiem zarówno na zatokę, jak i na miasto. Całe nabrzeże to doskonałe miejsce na spacer. Chociaż nie ukrywam, że brakowało mi tam plaży, och... 

Pomnik Annie Moore i jej braci. Anna "Annie" Moore była irlandzką emigrantką, pierwszym imigrantem do Stanów Zjednoczonych, który przeszedł federalną inspekcję imigrantów na stacji Ellis Island w New York Harbor, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Serduszko zabiło na widok naszych barw, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Park Pamięci Johna F. Kennedy'ego, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Rzeźba "Nawigator". Postać w dłoniach trzyma papierową łódkę - symbol kruchej natury ludzkiego istnienia, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Dawny ratusz i wieża zegarowa, obecnie chińska restauracja, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

LÉ James Joyce (P62) - przybrzeżny statek patrolowy klasy Samuel Beckett, wybudowany w 2014, włączony do służby w Irish Naval Service od 2015 roku, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Katedra św. Kolmana to, co rozczarowujące, nowożytny twór z XIX wieku, wzniesiony w stylu neogotyckim. Przepiękna rozeta, liczne witraże, cały wystrój dawał nadzieję na dotknięcie odległej historii. Zapomniałam - nie to miejsce, nie ten czas. Niemniej - było pięknie. Nie robiłam zdjęć zbyt wielu detali. Mam cel pobudzać Was do eksploracji i podróży, a nie wszystko podawać na tacy :) A ja to widziałam na własne oczy i zachowałam piękne wspomnienia...

Katedra św. Kolmana, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Katedra św. Kolmana, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Katedra św. Kolmana, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Katedra św. Kolmana, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Katedra św. Kolmana, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Katedra św. Kolmana, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Jeśli idzie o katedrę w Cobh, to obowiązkowym must have każdego fotografa jest Deck of Card (z angielskiego: talia kart), zespół kolorowych małych domków, które z katedrą w tle tworzą fotograficzną wizytówkę Cobh. Przyznam, że to jedyne zdjęcie, jakie zrobiłam, to efekt kipiącej frustracji. Zapominam, że Irlandia to nie Polska i nawet jeśli weszłabym komuś na teren, nikt by mnie nie zjadł ze złości. Chodziłam i szukałam punktu, z którego mogłabym zrobić zdjęcie, ale... przeszkadzał wielki mur. Prawdopodobnie wystarczyło przejść na drugą stronę, ale przejście zobaczyłam dopiero w domu, na mapie... I tym oto sposobem, rozgoryczona, wyciągnęłam rękę z aparatem ponad mur i bez patrzenia na ekran po prostu nacisnęłam spust migawki. Jak na ślepy strzał, wyszło całkiem poprawnie, prawda?

Deck of Card, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Co do lekcji historii - w Cobh znajduje się muzeum Titanica - Titanic Experience Museum, mieszczące się w oryginalnej kasie biletowej White Star Line, która była punktem wyjścia dla ostatnich 123 pasażerów, którzy weszli na pokład Titanica. Muszę przyznać, że dopiero po odwiedzeniu muzeum dotarło do mnie, że filmowy hit z Leonardo DiCaprio to nie była fikcja, to się działo naprawdę. I poleciały łzy.

Titanic Experience, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Druga lekcja ma także związek z katastrofą morską parowca TMS Lusitania. Pływający pod brytyjską banderą transatlantyk został storpedowany podczas I wojny światowej przez siły niemieckie w 1915 roku. Spowodowało to zatopienie statku oraz śmierć niemal 1200 osób. Na pamiątkę wydarzeń wzniesiono pomnik, który znajduje się na Casement Square w centrum miasta. Zaprojektowany przez Jerome O'Connor, upamiętnia tych, którzy zginęli w tragedii. Przedstawia dwóch rybaków, którzy wyruszyli na ratunek niefortunnemu liniowcowi. Nad nimi jest Anioł Pokoju.

Lusitania Memorial, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Miejsce upamiętnienia ofiar i ocalałych z katastrofy, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Miejsce upamiętnienia ofiar i ocalałych z katastrofy, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

A w hotelu miałam pokój z widokiem na zatokę :) I wszystko byłoby idealnie gdyby nie zegar na wieży, odzywający się co pół godziny. CAŁĄ DOBĘ.

Cobh, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Cobh, ©Marchevka, Cobh, 03.09.2020.

Dziękuję za uwagę, za obecność i za każdy jeden pozostawiony komentarz.
Pozdrawiam :) 

Obserwatorzy