niedziela, 14 października 2018

Trzebiatów-Kołobrzeg, czyli jesienne pomieszane z poplątanym

Pogoda rozpieszcza wyjątkowo. Tegoroczny październik zachwyca ilością słońca, pięknymi kolorami i wysoką temperaturą powietrza. Wczoraj czułam się jak u schyłku sierpnia i bez cienia wątpliwości zostawiłam bluzę w domu, wychodząc jedynie w koszulce na krótki rękaw. Miejskie przechadzki rowerowe to za mało, więc niedzielę postanowiłam poświęcić na nieco większą wyprawę, zabierając rower pociągiem do Trzebiatowa i stamtąd wrócić, poznając kolejne szlaki, w tym nowy odcinek drogi dla rowerów Nowielice-Trzebusz.

W Trzebiatowie pojechałam na pamięć, więc zamiast skrótem przez miasto, przeprawiłam się aż do obwodnicy, czyli DW102 i tamtędy dotarłam do DW109, prowadzącej w kierunku Mrzeżyna. Do Nowielic skorzystałam z DDR biegnącej wzdłuż trasy wojewódzkiej, potem, jak to w Polsce często bywa, droga się skończyła. Chyba zabrakło funduszy, by pociągnąć te 200 m i połączyć starą trasę z nową. Cóż...
Trasa Nowielice-Trzebusz, 14.10.2018 r., ©Marchevka.
Nowa droga dla rowerów z Nowielic do Trzebusza biegnie po nasypie starej kolejki wąskotorowej w malowniczych okolicznościach przyrody, wśród drzew, pól i niewielkich wąwozów. Wydawało się, że będę miała dużo czasu, aby pomyśleć o różnych sprawach i sportowo wywalić z siebie wszystko, co ostatnio zaprzątało głowę. Niestety, cudowny równy asfalt skończył się równie szybko, jak się zaczął. Ten odcinek miał zaledwie 2 km. Stanęłam przed kolejnym dylematem: kierować się na Roby drogą średniej jakości, czy zaryzykować i wrócić na DW109. 

Wygrała druga opcja, bowiem w czasie kółka dookoła Jeziora Resko byłam w Robach i po tamtej akcji zaopatrzyłam się w kask, bo się bałam, że rozwalę sobie łeb na nierównych płytach jumbo. Poza tym dwa dni temu tą trasą jechał kolega i widziałam, że się nic nie zmieniło, nadal jest krzywo i mało komfortowo, mimo że działacze chwalili się, że "zbudowali nową drogę Nowielice-Mrzeżyno". Po trzecie i ostatnie - miałam ten rzeczony kask, a także bardzo dobrze znam zasady poruszania się po drogach publicznych, więc myknęłam na równiutki wojewódzki asfalt i oddałam się radości z jazdy. W statystykach widzę, że znaczny odcinek trasy między Trzebuszem a Mrzeżynem pokonałam z prędkością przekraczającą 30 km/h. 
Wyjście z portu, Mrzeżyno, 14.10.2018 r., ©Marchevka.

Kawałek energii, 14.10.2018 r., ©Marchevka.
W Mrzeżynie zjechałam na prawy brzeg portu, robiąc małą przerwę na kawałek irlandzkiego batona i zrobienie kilku fotek. Lubię ten port i lubię konkretnie tę stronę, bo z prawego nabrzeża dobrze widać wyjście w morze. A to jedne z moich ulubionych widoków, metafora okna na świat, szerokich horyzontów, wyjścia poza strefę komfortu.
Trasa Mrzeżyno-Rogowo, 14.10.2018 r., ©Marchevka.
Nad Jeziorem Resko Przymorskie, 14.10.2018 r., ©Marchevka.
Od tego momentu zaczął się powrót do domu. Najpierw szybki przystanek nad Jeziorem Resko i dokumentalne zdjęcie, potem w Dźwirzynie zdjęcie portu z mostu na Kanale Resko. Zjechałam na przystań, mając nadzieję na małą kawę, ale otwarta była jedynie smażalnia ryb. Nie miałam ochoty na rybne zapachy, chociaż były dość apetyczne. Pojechałam więc dalej, decydując się na wjazd na taras widokowy, który został w tym roku oddany do użytku, wraz z wymagającą i malowniczo położoną na wydmach trasą pieszo-rowerową. Miałam wątpliwości, czy dam radę wjechać pod tak stromy podjazd, jednak okazało się, że mimo 20 km za sobą, przy odpowiednim ustawieniu biegów w rowerze, operacja powiodła się i byłam szczerze zachwycona tym faktem. Na górze zrobiłam pamiątkowe fotki i pognałam dalej, wiedząc, że dom już jest blisko.
Port Dźwirzyno, 14.10.2018 r., ©Marchevka.
Most na Kanale Resko, Dźwirzyno, 14.10.2018 r., ©Marchevka.
Taras widokowy, Dźwirzyno, 14.10.2018 r., ©Marchevka.
Plaża, Dźwirzyno, 14.10.2018 r., ©Marchevka.
Trasa po wydmach, Dźwirzyno, 14.10.2018 r., ©Marchevka.
Jechałam z dołu do góry, dłuuugi podjazd, Dźwirzyno, 14.10.2018 r., ©Marchevka.
Przez Grzybowo przemknęłam bez zatrzymania, robiąc małą pauzę już pod samym Kołobrzegiem na ścieżce usypanej mączką. To tam udało mi się w końcu odzyskać dostęp do Marchevkowego fanpage na fejsie. Stamtąd, z żołędziami strzelającymi pod oponami i szeleszczącymi liśćmi, dotarłam do domu z wynikiem 35 km. 
Grzybowo, 14.10.2018 r., ©Marchevka.
Statystyki z Endomondo, 14.10.2018 r., ©Marchevka.

piątek, 27 lipca 2018

Maraton Szlakiem Solnym

Karlino to niewielkie miasto w powiecie białogardzkim, oddalone od Kołobrzegu o niecałe 30 km. Liczy sobie niecałe sześć tysięcy mieszkańców, ale to w ogóle nie stoi w opozycji do poziomu zdarzeń, jakie mają miejsce nie tylko na terenie miasta, ale także w dość znacząco rozciągniętej okolicy. Jedną z oddolnych inicjatyw społecznych jest karliński klub biegaczy KarlinoBiegaj. Jak sami o sobie piszą, to "grupa biegaczy z Karlina i okolic utworzona by skupić osoby biegające do wspólnych treningów i wyjazdów na imprezy biegowe w regionie." Nie miałabym szans na poznanie tego projektu jak i jego uczestników, gdyby nie mój kumpel z kompanii, który wielokrotnie opowiadał o udanych treningach, niosących nowe kilometry i kolejne życiowe rekordy. Kiedy dla mnie wyzwaniem jest złamanie 5 minut na jeden kilometr biegu egzaminacyjnego, oni popołudniu biegną 10 bez zadyszki. Kiedy ja się zastanawiam, czy zrobić małą rundę rowerem po mieście - oni biegną półmaraton po ścieżkach gminy Karlino i... myślą o kolejnych przedsięwzięciach. I z chęci kolejnego rekordu wziął się projekt, o którym dzisiaj Wam opowiem.
Plakat wydarzenia, ©KarlinoBiegaj
Piotrek już dawno wspominał, że ma ochotę na maraton, ale ze względu na specyfikę służby, trudno cokolwiek zaplanować z wyprzedzeniem, a wszelkie zorganizowane imprezy biegowe mają limity miejsc i na ostatnią chwilę trudno się załapać. Pomyślał więc, że skoro należy do KarlinoBiegaj, znajdzie chętnych na... organizację grupowego maratonu! Jak pomyślał, tak zrobił. Jego pomysł został przyjęty pozytywnie, pozostało więc ustalenie terminu i trasy, przygotowanie treningowe i realizacja planu.
Ekipa w Karlinie na dworcu, ©SundayBikers Karlino Team, 22.07.2018 r.
W drodze do marzeń, ©KarlinoBiegaj, 22.07.2018 r.
22 lipca 2018 roku grupa sześciu biegaczy KarlinoBiegaj i trzech rowerzystek z SundayBikers Karlino Team wyruszyła pociągiem do Kołobrzegu, by dotrzeć na miejsce startu - pod kołobrzeską latarnię morską i stamtąd, historycznym Szlakiem Solnym ruszyć w kierunku Karlina. Trasa Maratonu biegła ścieżką rowerową zbudowaną na nasypie dawnej kolejki wąskotorowej łączącej oba miasta. 
Tuż przed startem, ©KarlinoBiegaj, 22.07.2018 r.
Równo o ósmej rano ekipa, w asyście dziennikarza białogardzkiego serwisu informacyjnego Info Białogard, wyruszyła ku biciu kolejnego rekordu. Uczestniczyłam w tym wydarzeniu, bo lubię takie wyzwania i lubię ludzi, którym chce się chcieć, a takimi zdecydowanie są zarówno karlińscy biegacze, jak i rowerzystki. A poza tym Piotrek motywuje mnie na każdym biegowym treningu, więc dlaczego ja miałabym nie dopingować go w realizacji tak ambitnego planu? A skoro już mam kamerę, postanowiłam także z niej zrobić użytek i nagrać całe to wydarzenie.
Tak wojsko spędza wolny czas, ©SundayBikers Karlino Team, 22.07.2018 r.
KarlinoBiegaj Maraton, ©SundayBikers Karlino Team, 22.07.2018 r.
Trasa była pusta i biegacze nie przeszkadzali rowerzystom. Założyli, że nie będą się zatrzymywać ani maszerować. Ponad 42 km ciągłego biegu, kto by to wytrzymał? Ano właśnie! Wytrzymali, mimo wysokiej temperatury i biegu praktycznie cały czas w słońcu. Tempo również zostało utrzymane na bardzo wysokim poziomie - ja starałam się być cały czas z przodu, ze względu na nagrywanie, ale rowerzystki po zrobieniu małego pikniku na 13. km trasy, dogoniły peleton dopiero po 6 km. Około 11. km dołączył do nas członek rowerowego zespołu z Karlina i od tamtej pory ekipa liczyła 11 osób. 
Półmaraton za nimi, a oni nadal uśmiechnięci i pełni sił!, ©SundayBikers Karlino Team, 22.07.2018 r.
Niestety nie miałam możliwości finiszowania pod karlińską halą sportową, bo po 30 km wspólnej gonitwy odbiłam w stronę Kołobrzegu i okrężną drogą wróciłam do punktu wyjścia. Do Karlina dobiegło pięciu biegaczy, którzy w cudownych nastrojach zostali powitani jak królowie życia - szampanem. 

Czy po nich widać, że mają w nogach ponad 42 km?!, ©KarlinoBiegaj, 22.07.2018 r.
Wynik maratonu, screen z Endomondo
Moja pętla, screen z Endomondo
Na niesamowity aplauz i wyróżnienie zasługuje pan Adam, który tego dnia pobił swój rekord życiowy i pokazał niezłomny charakter. Założył, że cały bieg pokona równym tempem 6 minut i to mu się mistrzowsko udało. Naprawdę trzeba ogromnej wprawy, aby dystans 30 km od początku do końca przebyć równym tempem i to tym wstępnie założonym. Udowodnił, że w bieganiu siła mięśni to jedno, ale praca głowy to podstawa. Bez głowy, nie uda się nic.
Rekord pana Adama, screen z Endomondo
Na koniec serdecznie chciałam podziękować KarlinoBiegaj oraz SundayBikers Karlino Team za świetnie spędzoną niedzielę oraz udostępnienie zdjęć do wpisu. No i za powitanie pod latarnią. Zaskoczyliście mnie bardzo, że na hasło "Marchevka" zgodnym chórem niemal krzyknęliście "Ach, TA Marchevka!". Podbudowaliście mnie niesamowicie.
Z Piotrkiem dziękujemy również naszym kolegom - Jackowi i Łukaszowi - którzy zgodzili się spędzić ten słoneczny weekend w pracy, umożliwiając nam wyruszenie na trasę po kolejne rekordy.

A dla osób, które nie korzystają z Fb, wstawiam filmik z wydarzenia. Był ogień!

sobota, 12 maja 2018

Zwiedzamy Limerick cz. 1 - Pomniki

Limerick jest trzecim co do ilości mieszkańców irlandzkim miastem położonym w środkowo-zachodniej Irlandii nad ujściem rzeki Shannon. Został założony przez Duńczyków w IX wieku. Jednym z głównych nurtów przedsiębiorczości do niedawna była fabryka firmy Dell, która od prawie dziesięciu lat po przeniesieniu funkcjonuje w Łodzi. Obecnie Limerick jest ośrodkiem rolniczym i uniwersyteckim.

Aby było łatwiej - umownie podzieliłam miasto na trzy główne ulice. Henry Street, czyli mój ulubiony skrót, bo niby duża ulica, ale poboczna - równoległa do głównej arterii miasta, czyli O'Connel Street oraz poprzeczna do nich - William Street. To mi wystarcza, bo jeśli znajdę się na którejś z nich, już wiem, gdzie jestem i wiem, gdzie iść, żeby dojść do celu albo się nie zgubić.

Pierwszy wieczór spędziłam krążąc między dwoma pierwszymi ulicami i nabrzeżem rzeki Shannon. Kolejne dni przyniosły kolejne emocje i poznanie drugiego brzegu rzeki, wycieczkę piętrobusem, rozpoczynającą się i kończącą na William Street właśnie, zwiedzanie kościołów w samym centrum i nieco dalej, odwiedzenie dwóch przykościelnych zabytkowych cmentarzy, przechadzkę po parku miejskim i myślę, że dziesiątki kilometrów zwykłych-niezwykłych spacerów po mieście z widokiem na góry (czy też pagórki - jak to nazywają miejscowi).

Długo zastanawiałam się, jak to zrobić, by miasto przedstawić najpełniej. Chyba się nie da, nie po tygodniu, nie po dwóch. Skoro spędziłam całe życie w Kołobrzegu i to miasto nadal ma przede mną tajemnice, to w tydzień na pewno nie stałam się znawcą Limericku, o którym dotychczas nie wiedziałam nic, a historia Irlandii ściele się w moim mózgu białą kartą, a którą chcę zapełnić, ale jeszcze nie znalazłam interesującej literatury, która mogłaby tę lukę zlikwidować.

Przeanalizowałam jednak źródła internetowe i nie znalazłam nic polskojęzycznego, co pozwoliłoby jakąś klamrą spiąć turystyczne atrakcje Limerick. Te honory zostało poczynić mnie, więc nie będzie tradycyjnej trasy z punktu A do punktu B, przez punkt C i D, gdzie z kościoła poszłam pod pomnik, a spod pomnika poszłam na piwo. Postanowiłam podzielić ciekawe miejsca według rodzaju obiektu i w ten sposób przedstawić mój irlandzki tydzień. Dziś część pierwsza - Pomniki.

Pomnik Daniela O'Connella
Usytuowany w samym centrum miasta, na środku najszerszej ulicy w Europie - O'Connell Street mierzącej niemal 50 m szerokości, w otoczeniu ozdobnych kolorowych klombów z fontanną. Na cokole podobizna narodowego bohatera - Daniela O'Connella, przywódcy irlandzkich nacjonalistów, walczących o niepodległość Irlandii.


Pomnik Richarda Harrisa jako Króla Artura
Monument usytuowany na deptaku Bedfort Row upamiętnia irlandzkiego aktora, reżysera i piosenkarza Richarda Harrisa. Na cokole pomnika znajduje się napis PEACE NOT WAR, do czego nawiązuje również odwrotnie trzymany przez postać miecz. Wokół podstawy zostały umieszczone również tabliczki wspominające jego największe aktorskie osiągnięcia.

Pomnik Terry'ego Wogana
Wzniesiony na nabrzeżu rzeki Shannon pomnik upamiętnia irlandzkiego radiowca i pracownika telewizji, który przez wiele lat związany był z brytyjskim BBC. Wtedy było dość ciemno i padało, więc daliśmy mu na chwilę schronienie przed deszczem ;) To właśnie tutaj wspólne zdjęcie zrobił nam ratownik Limerick Search&Rescue Marine, o którym pisałam w pierwszym irlandzkim wpisie.


Rice's Memorial in People's Park
Wysoka kolumna wapienna zwieńczona kamienną rzeźbą Thomasa Spring Rice'a wybudowana została w pierwszej połowie XIX wieku. Anglo-irlandzki polityk był współzałożycielem irlandzkiej ligi antypartyjnej oraz odegrał kluczową rolę w rozwoju irlandzkiego rolnictwa spółdzielczego. Pomnik mieści się w przepięknym People's Park, o którym jeszcze napiszę.

Limerick Dockers Monument
Pomnik na Bishop's Quay, nad rzeką Shannon został wzniesiony z inicjatywy Urzędu Miasta przy wsparciu Departamentu Ochrony Środowiska, Dziedzictwa i Samorządu Terytorialnego. Upamiętnia wybitnie ciężką i uczciwą pracę dokerów w Limerick. Autorem rzeźby był Michael Duhan syn jednego z portowców i pracownika statków.



The Singer from Quimper
Quimper jest francuskim miastem partnerskim Limerick. Posąg został odsłonięty w 25 rocznicę
nawiązania współpracy obu miast. Uroczyste obchody uświetniły występy tradycyjnych zespołów bretońskich oraz irlandzkich, łącznie z prezentacją ludowych strojów. Pomnik znajduje się na Quimper Squaire w centrum miasta. My nazwaliśmy ten pomnik "Panią z tamburynem".

Players przy O'Connell Street
Kolejny pomnik przy głównej arterii miasta. Hurling (nie curling!) i rugby to narodowe dyscypliny Irlandczyków. Podczas rozgrywek stadiony i puby pękają w szwach, a atmosfera jest porównywalna z polskim kibicowiskiem (nie mylić z kibolstwem!). Na zdjęciu ujęty jest zawodnik rugby, natomiast gracz hurlingu odwrócony jest do niego plecami i trzyma specjalny kij do gry.


Pomniki wojenne
Pomnik 1916, Sarsfield Bridge
Tutaj warto przedstawić pokrótce podłoże historyczne, rzucające światło na coś, co dla nas w Polsce może być czymś niezrozumiałym, a na pewno zaskakującym. Gdy w 1914 roku wybuchła I Wojna Światowa, Irlandia była częścią Zjednoczonego Królestwa. W związku z tym udział w wojnie był dla Irlandii obligatoryjny. Nie przeszkodziło to jednak toczyć Irlandczykom działań niepodległościowych, których wynikiem było Powstanie Wielkanocne w 1916 roku i wyzwolenie się spod wpływów Wielkiej Brytanii. W 1918 roku zakończyła się I wojna światowa, jednak nie przyniosła ona pokoju na Wyspach, bowiem w latach 1919-1921 toczyła się irlandzka wojna o niepodległość między Irlandzką Armią Republikańską a brytyjskimi siłami bezpieczeństwa, zakończona ogłoszeniem niepodległości Irlandii. Po zakończeniu wszystkich konfliktów, ocaleli w walkach mimowolnie zostali podzieleni na dwa obozy. Żołnierze walczący o niepodległość zostali upamiętnieni ze wszelkimi honorami, natomiast weterani walk I Wojny Światowej - w niepamięci zostali zagrzebani na wiele długich lat, samotnie walcząc z nieprzyjaznym systemem i bojówkami IRA.
Pomnik I i II Wojny Światowej, Pery Square
Jak wiemy, światowy pokój nie trwał długo, bowiem w 1939 roku wybuchła II wojna światowa. W tym czasie niepodległa Irlandia ogłosiła swą neutralność. Ochotnicy, którzy dobrowolnie zaciągnęli się do wojska i walczyli, po wojnie albo ukrywali swój udział w wojnie albo uznani za antynacjonalistów, mimo rosnącej wiedzy nt. nazizmu i europejskiej walki z nim. Rehabilitacja  żołnierzy nastąpiła dopiero w 1996 roku przez premiera Johna Brutona.
Pomnik Żeglarzy/Marynarzy, Bishop's Quay
W Limerick są trzy pomniki upamiętniające powyższe wydarzenia. Pierwszym z nich jest pomnik 1916 na Sarsfield Bridge, upamiętniający Powstanie Wielkanocne. Drugi to World War I&II Memorial, czyli pomnik poległych w I i II Wojnie Światowej przy Pery Square, pełniący jednocześnie funkcję symbolicznego grobu tych, których miejsce spoczynku jest nieznane. Zdecydowałam się do tej puli włączyć także Merchant Seamen's Memorial, czyli pierwotnie Pomnik Żeglarza, mający upamiętnić rybaków z Limerick, którzy stracili życie na morzu. Współcześnie pomnik wspomina mieszkańców Limerick i Clare, którzy zginęli w czasie II wojny światowej na statkach handlowych, które mimo neutralności Irlandii były atakowane wskutek mylenia ich z jednostkami brytyjskimi.

Tait Memorial Clock
Wolnostojąca kamienna wieża zegarowa w stylu gotyckim została wzniesiona w 1867 roku w hołdzie szkockiemu przedsiębiorcy Aldermanowi Peterowi Taitowi. Był on właścicielem pobliskiej fabryki, zaopatrującej Imperium Brytyjskie w mundury. Tait był również burmistrzem Limerick w latach 1866-1868. Ten niezwykły zabytek mieści się przy Baker Place. Zegar działa prawidłowo.


Fontanna św. Jana - Fontanna Katedralna
Z wyglądu przypomina raczej źródełko albo ujęcie wody pitnej, niż znane nam obecnie wodotryski. Została wybudowana w XIX wieku, by zapewnić minimum sanitarne i dostęp do czystej wody ludności parafialnej. Ujścia wody znajdowały się z każdej strony, w tym dwa były zabezpieczone mosiężnymi pucharami, umożliwiającymi bezpośrednie korzystanie z wody, a dwa nie posiadały nic poza kranikami, umożliwiającymi nabranie wody do większych naczyń.


Bolą nogi? Bo mnie trochę ;) A to przecież dopiero początek!
Pozdrawiam!
Wpis powstał we współpracy z M., bo mimo uproszczenia planu miasta, nie wszędzie się odnajduję i potrzebna była pomoc w postaci GPS miejscowego ludzika. Dziękuję :* 

piątek, 27 kwietnia 2018

Rowerowa pięćdziesiątka, czyli szlakiem kościelnych wież wokół Jeziora Resko

Po ostatniej wycieczce stwierdziłam, że skoro całą zimę byłam jako tako aktywna, a trzydzieści kilometrów na rowerze w plenerze mnie nie zabiło, to i 50 km przejadę. No bo mieszkam na trzecim piętrze bez windy i na 10 km nie chce mi się roweru znosić... Wysiłek niewspółmierny do efektu, więc w myśl zasady, że jak kochać do księcia, a jak kraść to miliony - wyjazd też musi nieść za sobą coś więcej, niż pół godziny na dworze, skoro pogoda dopisuje i jest trochę wolnego czasu.

Odległość już jednak konkretna i nie porwałam się na wyjazd spontaniczny. Po przeanalizowaniu mapy i uwzględnieniu faktów, że: 
1) na Gościno jechałam poprzednio i
2) ścieżka na Ustronie jest w remoncie,
pozostało mi jechać na Dźwirzyno. No ale co dalej, Grzybowo, Dźwirzyno i...? Po wklepaniu wstępnego pomysłu na mapę już wiedziałam, że Jezioro Resko będzie moje! Nie zastanawiałam się też zbyt długo nad kierunkiem jazdy. Przyjęłam, że zacznę od strony morza, z Kołobrzegu, przez Grzybowo, Dźwirzyno, Rogowo aż do Mrzeżyna. Potem zagłębię się w ląd, przez Roby, Gorzysław do Bieczyna i dalej przez Karcino i Korzystno do Kołobrzegu. 55 km jak się patrzy. Czas start!

Ścieżka pieszo-rowerowa, Grzybowo, ©Marchevka, 22.04.2018 r.
Jeszcze kilka lat temu po lewej stronie były stare wojskowe magazyny, a ścieżkę stanowiła wydeptana miedza wśród łąk. Szukałam archiwalnych zdjęć, ale wtedy byłam normalna i nie robiłam fotografii wszystkiego, co się rusza bądź też nie. Temu co nie - tym bardziej. Prawdę powiedziawszy nie zarejestrowałam faktu budowy tego traktu i stawiam, że wydarzenie to miało miejsce, gdy byłam zajęta albo studiowaniem albo robieniem wątpliwej kariery zawodowej za najniższą krajową. Albo wszystko na raz. Było minęło, ścieżka została :D i to całkiem wygodna ścieżka, która w tej formie ciągnie się od Szkoły Morskiej w Kołobrzegu aż do pierwszego parkingu w Grzybowie. Tam przeistacza się w asfaltową dróżkę pokrytą igliwiem i szyszkami z bażynowego boru. Wygodna ścieżka kończy się za dźwirzyńskim "Senatorem" i przez miejscowość można się przedostać albo główną nierówną drogą albo nową obwodnicą. Wybrałam stary trakt, bo po kilkusetmetrach nierówności zaczynała się nowa polbrukowa ścieżka dla rowerów, wiodąca aż do mostu na Kanale Resko. Z mostu rozpościera się widok na wyjście z portu, a tuż za nim kończymy kołobrzeski etap wycieczki i wjeżdżamy do powiatu gryfickiego.

Most na Kanale Resko, Dźwirzyno, ©Marchevka, 22.04.2018 r.
Wyjście z portu, Dźwirzyno, ©Marchevka, 22.04.2018 r.
Powiat Gryficki, ©Marchevka, 22.04.2018 r.
Tuż za mostem czekała mnie miła niespodzianka w postaci porządnej ścieżki rowerowej oddzielonej od jezdni pasem zieleni. Biegła ona aż do Rogowa, by w miejscowości przekształcić się w ciąg rowerowo-pieszy. Zrobiłam mały postój nad brzegiem Jeziora Resko i ruszyłam do Mrzeżyna nową asfaltową drogą rowerową. Nad mrzeżyńskim kanałem portowym zatrzymałam się na troszkę dłużej, jakby czując, że te 20 km to miłe złego początki. Zostało ponad 30 km do domu i dopiero teraz zaczynała się prawdziwa zabawa. 

Jezioro Resko, ©Marchevka, 22.04.2018 r.
Nabrzeże w porcie, Mrzeżyno, ©Marchevka, 22.04.2018 r.
Z Mrzeżyna postanowiłam skierować się na Roby. Wybór okazał się bolesny dla mojej... tej części, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. No i trochę dla głowy, obawiałam się, że gdyby omsknęła mi się opona albo gdyby noga mi się ześlizgnęła z pedału albo... albo... albo... mój łeb nie miałby szans z płytowym kantem. (Po tej podróży kupiłam w końcu kask rowerowy!). Ciekawym obiektem napotkanym na szlaku były ruiny mostu. Okazało się, że to poniemieckie pozostałości po drogowym moście i most kolejowy, pełniący dziś funkcję samochodowego. Niespodzianką natomiast nie był kościół pw. Niepokalanego Serca NMP, budowany między XIII a XVIII wiekiem. Kamienie użyte do wzniesienia budowli wg podań pochodziły z latarni morskiej w średniowiecznym Regoujściu. Główną drogą, mijając Rezerwat Przyrody Roby i płosząc dwa piękne i wielkie żurawie, skierowałam swoje dwa koła w kierunku Gorzysława.

Droga Mrzeżyno-Roby, ©Marchevka, 22.04.2018 r.
Poniemieckie mosty, Roby, ©Marchevka, 22.04.2018 r.
Kościół Niepokalanego Serca NMP, Roby, ©Marchevka, 22.04.2018 r.
Chwila równego asfaltu uśpiła moją czujność i o mały włos dałam się ponieść zapomnieniu. Jednakże mocno wykształcony instynkt samozachowawczy nie pozwolił uwierzyć, że może być tak pięknie i równy asfalt prowadzący do Nowielic nie jest mi przeznaczony. Drogowskaz przy krzyżu bezlitośnie kierował na kocie łby w kierunku Bieczyna. Zainteresowały mnie mijane przy drodze kamienne słupki z krzyżykiem na szczycie. Wyglądały jak te przez wieżą kościelną w Cieszynie pod Koszalinem, co nasunęło mi myśl, że w przeszłości mógł być tam kościół bądź kaplica. Wszak w moich stronach co wieś, to kościół...

Na Bieczyno!, Gorzysław, ©Marchevka, 22.04.2018 r.
Ruiny kościelne?, Gorzysław, ©Marchevka, 22.04.2018 r.
Zaraz za wsią kocie łby przeistoczyły się w bardzo nierówną i dziurawą drogę gruntową, która wśród łąk i pól, wiodła do samego Bieczyna. Po kilku kilometrach zrobiłam przerwę przy kopalni gazu ziemnego, gdy na horyzoncie ujrzałam wieżę kościelną. Ta wieża była jak fatamorgana - niby blisko, a daleko i przybliżyć się nie chciała. Ale w końcu dotarłam do kościoła pw. Niepokalanego Poczęcia NMP z początku XX w. Jak to bywa na naszych ziemiach - wcześniej ewangelicki, po wojnie poświęcony i przyjęty do obrządku rzymskokatolickiego.

Droga powiatowa nr 0123Z, Gorzysław, ©Marchevka, 22.04.2018 r.
Kościół pw. Niepokalanego Poczęcia NMP, Bieczyno, ©Marchevka, 22.04.2018 r.
Droga do domu, Bieczyno, ©Marchevka, 22.04.2018 r.
W Bieczynie przed kościołem znalazłam tablicę informującą, że do Karcina zostało mi 5 km, a do Kołobrzegu już tylko 18. Trochę to było przekłamane, ale o tym za moment, bo te pięć kilometrów po polnych wertepach było dość męczące i znów wyglądałam za wieżą kościelną, a gdy już ją ujrzałam, jęknęłam - że ona tak daleko. I nawet tablica Karcino mnie nie podbudowała, bo doskonale wiedziałam, że do kościoła jeszcze daleka droga, a do Kołobrzegu to pięć dni wołami. Ale co było robić. Wsiadać i jechać. Już i tak było blisko.

Karcino, ©Marchevka, 22.04.2018 r.
W ubiegłym roku Karcino atakowałam bez żadnego planu od strony Kołobrzegu i dojechałam do tego miejsca. Zobaczywszy polną drogę - zawróciłam i przez Dźwirzyno wróciłam do domu. Tym razem nadjechałam od strony pola i poznałam tajemniczy mordor kryjący się za tym znakiem. Chwila odpoczynku i policzenia kilometrów zaowocowała odkryciem, że 18 km zostało mi od tego miejsca, a nie od kościoła w Bieczynie. Jadąc znajomymi już ścieżkami, minęłam Głowaczewo z ewangelickim cmentarzem i inne wioski, by znów na horyzoncie wypatrywać kościoła w Korzystnie, a gdy minęłam ten ostatni wiedziałam, że do domu już blisko. Wycieczkę zakończyłam ze średnim wynikiem 55 km (znów endo wykazało mniej niż licznik w rowerze) i bez chęci na szybkie bicie rekordu odległości. ;) Pozdrawiam!

Trasa i statystyki z endo.

Obserwatorzy