wtorek, 3 czerwca 2014

Schody, wszędzie schody, czyli Łowicz według Marchevki


                         Do tego roku Łowicz kojarzył mi się z pięknymi, kolorowymi strojami ludowymi i folklorem łowickim. To małe miasteczko dla mnie było kolorowym punktem na mapie Polski, który pozostawał nieodkryty. Postanowiłam to zmienić, przy okazji wyciągając na wycieczkę Tomka. Kiedyś wspólnie pokonywaliśmy dziesiątki kilometrów na rowerach, zwiedzając najbliższą okolicę naszego miasta. Tym razem przesiedliśmy się w pociąg.
Łowicz - godzina 5 rano
            Ponad osiem godzin w pociągu, ciekawe rozmowy, chwila drzemki i już – piąta rano, dworzec Łowicz Główny. Przecieram oczy, próbując przegonić resztki snu, patrzę na peron i rozbudzam się w tempie ekspresowym. SCHODY. Dużo schodów. Bardzo dużo schodów. Jak się okaże, schody te pokonamy tego dnia jeszcze kilkukrotnie, a do samego Łowicza w ciągu pamiętnej soboty przyjedziemy trzy razy!

No to tak. Aby z hali głównej dostać się na perony - trzeba przejść po schodach. Aby z peronów wyjść na miasto, w którąkolwiek stronę - trzeba przejść po schodach. Uruchomił mi się współczynnik szukający dziury w całym - mimo wczesnej pory, wypatrzyłam kładkę, którą mogłyby się przedostać osoby niepełnosprawne ruchowo, lub matki z dzieckiem w wózku. Jednak stan kładki nie powala, no i oczywiście, przynajmniej w teorii, wymaga asysty pracownika kolei. Panie, jak tu żyć?
            O piątej rano w Łowiczu raczej nie ma co robić, tym bardziej w deszczu. Idziemy do hali głównej dworca, kupujemy bilet do Łodzi. Patrzymy, jak wygląda miasto od strony wejścia głównego. Raczej nie wygląda. Kilka samochodów i… pomnik. Idziemy bliżej :) Robimy kilka zdjęć i wracamy na peron. Czekamy na pociąg do stolicy województwa, a do centrum folkloru wrócimy za kilka godzin, lądując na dworcu niemalże podmiejskim. „Łowicz przedmieście” – mówi samo za siebie.
Niestety, publikuję tylko fotografię tablicy, ponieważ ogólny widok pomnika jakiś taki... rozmazany.
            Zmoknięci i zziębnięci, drepczemy z peryferiów miasteczka w stronę centrum. Myśli mam różne. Od „po co mi to było?” po „przygodo trwaj!” W końcu docieramy do stadionu miejskiej drużyny piłkarskiej, Pelikan Łowicz. Orientuję się, że poszliśmy inną drogą. Okazuje się, że Tomek doskonale wiedział, gdzie mnie prowadzi. Ale to i lepiej. Zaliczyliśmy odległe punkty, aby dalszą część dnia spędzić w ścisłym centrum. Chociaż, jak się później okaże, nogi poniosą nas aż pod granicę administracyjną miasta.
Stadion KS Pelikan Łowicz
             Po chwili spędzonej na stadionie, idziemy dalej, mijając jakiś pchli targ ze stoiskiem pseudogóralskich kapci, takim samym, jak w Kołobrzegu pod jednym z marketów. Idziemy, chociaż ja chyba nie kontaktuję, gdzie jestem. Zauważam kościół św. Ducha. Obok ma być Galeria Łowicka z Muzeum Guzików. Trafiamy bez większych problemów. Zostawiam fortunę w sklepie z pamiątkami, chociaż kupuję tylko trzy breloczki do kluczy i podkładkę z folkowym wzorem pod kubek.
Kościół św. Ducha
Plac Nowy Rynek
Kościół Matki Bożej Łaskawej i św. Wojciecha
Pomnik ku pamięci ks. Jerzego Popiełuszki 
Pomnik ku pamięci Artura Zawiszy "Czarnego"
Kościół starokatolicki mariawitów
            Drepczemy spacerem wąskimi uliczkami śródmieścia, jakoś dziwnie znajomymi. Nie, na Google Street View nie wchodzę. Sklepowe witryny kojarzą mi się z Białogardem. Bo i Łowicz jest wielkości Białogardu. Czy Pomorze, czy centralna Polska, organizacja miasteczek wygląda podobnie. Dochodzimy do rynku, znajdujemy małą knajpę, gdzie możemy w końcu trochę wysuszyć przemoczone łódzkim deszczem ubranie i posilić się gorącą pizzą. Po piwie robi mi się jakoś lekko, negatywne myśli i złość na pogodę ustają. :D
Przeszliśmy się Aleją Gwiozd Łowickich...
Łowicki ratusz
Bazylika katedralna WNMP i św. Mikołaja
Amciu-amciu :D
To gdzie idziemy?
            Po krótkim odpoczynku idziemy zwiedzić drugą stronę miasta. Jesteśmy w Parku Błonia, wchodzimy na wał przeciwpowodziowy, obserwujemy wartką Bzurę. Strzelam kilka fotek na pamiątkę i idziemy dalej - na przedmieścia, bo podobno są ruiny zamku. Widać już tablicę kończącą teren zabudowany, a ruin ni widu, ni słychu. W końcu wynurza się z zarośli kawałek ceglanej ściany. Ehhh… Takich ruin to i u nas pod dostatkiem. Zawracamy.
Pomnik pamięci Ofiarom Niemieckich Obozów Pracy
Bzura
Deptak na szczycie wału przeciwpowodziowego
Ruiny pałacu prymasowskiego
            Pora dość wczesna, pomysłów brak. Mieliśmy jechać do Kutna, ale może Sochaczew? Niestety, z Dworca Głównego tylko Kutno, Sochaczew z dworca podmiejskiego. Nie zmieniamy planów, w dworcowej kasie odbieramy miejscówki na pociąg do Kutna. Drugi raz tego dnia wyjeżdżamy z Łowicza, by wrócić po raz trzeci.
Łowicz - dwie wieże :D
            Wieczorem swoje kroki kierujemy prosto do Muzeum w Łowiczu – czyli realizuje się główny powód, dla którego zapuściliśmy się w województwo łódzkie. W międzyczasie wykonujemy telefony do domu – że wszystko ok., nie zjadły nas niedźwiedzie i nie wzięto nas na zakładników. Noc Muzeów już opisałam we wcześniejszym wpisie. A później wracamy do znajomej knajpy, zajmujemy miejsce na zewnątrz, kątem oka spoglądamy na transmisję jakiejś walki w stylu MMA czy podobnym. Robię zdjęcie bazyliki po zmroku. Przed północą obieramy kierunek: dworzec Łowicz Główny i odjeżdżamy do domu. Powitanie z podróżującymi na naszych miejscach panami nie należy do miłych, ale szybko puszczamy to w niepamięć. Zasypiamy, aby obudzić się po prawie dziewięciu godzinach na dworcu w Kołobrzegu. :)
Strasznie zafascynowały mnie te wieże
A w dzień ani jednego samochodu nie było...
Ostatnia migawka z Łowicza

14 komentarzy:

  1. Podoba mi się plac Nowy Rynek:) Ciekawa jestem czy w realu wygląda interesująco:) Taki rynek wyjątkowy.
    Świetna relacja, czułam nogi jak czytałam o schodach. Wydały mi się mało wygodne , jakieś n ieco za wysokie:)))) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Schody były wizualnie trudne do przejścia, ale jak już się na nie weszło, to prawie jak na ruchomych, z tą różnicą, że tu ruszały się nogi, a nie schody :D :D :D
      Nowy Rynek rzeczywiście przyjemny, fajna, niska zabudowa wokół stwarza świetny klimat :)

      Usuń
  2. Następa miejscówa odhaczona. Czuję się jakbym tam była osobiście. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ilekroć ktoś mi to mówi, zastanawiam się, czy to dobrze, czy źle? :D
      Bo wiesz, może ktoś chciał pojechać, a jak tak sobie popatrzy, to się odechciewa? ;>

      Usuń
  3. Koniecznie musisz przyjechać do Łowicza 19 czerwca - w Boże Ciało naprawdę robi się kolorowo! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, w Boże Ciało planuję być zupełnie, zupełnie gdzie indziej... :)
      Ale może za rok? :)

      Usuń
  4. No i kto by pomyślał że schody? Że nie folklorem wieje?
    A wieże i ten kolor popołudniowo-wieczorowego nieba, mój klimat...
    I co tam schody jak ja kocham takie nastroje... pięknie.. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba miałam nadzieję, że będzie bardziej kolorowo...

    OdpowiedzUsuń
  6. Całkiem inaczej wyobrażałam sobie Łowicz.

    OdpowiedzUsuń
  7. Podzielam zdanie Aveliny; zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam, zupełnie! Ściskam:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hahahaha. Łowicz pretenduje do miana największej porażki turystycznej tego roku :D

    OdpowiedzUsuń

Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Dziękuję :)

Obserwatorzy