piątek, 27 czerwca 2014

Podkarpackie podboje (Z cyklu: Polska na 100%)

Było ciepło, ale nie gorąco. Po niespełna osiemnastogodzinnej podróży wyprostowałam nogi na rzeszowskim dworcu. Miałam zakupiony plan miasta, którego nie użyłam ani razu. Z googlemaps wydrukowałam mniej szczegółowy plan, na którym zaznaczyłam interesujące mnie miejsca. Dużo tego nie było, ale jak na jeden dzień - w sam raz, aby bez pośpiechu delektować się podkarpackim klimatem. Mając w perspektywie jeszcze trzy doby w podróży - naprawdę nie miałam zamiaru się gdziekolwiek spieszyć. :)

Swoje kroki skierowałam w stronę ulicy Grunwaldzkiej, którą to planowałam dojść do ścisłego centrum. Już na pierwszym dużym skrzyżowaniu potwierdziło się to, o czym mówił mi kolega z pracy - Rzeszów jest miastem bardzo czystym i zadbanym. Wszędzie obecne są estetyczne kwietniki oraz ładne ławki, na których aż chce się usiąść :) Ale nie siadałam, bo... Nie miałam czasu :D Obeszłam za to dokładnie rondo dla pieszych nad skrzyżowaniem ulicy Grunwaldzkiej i alei Piłsudskiego. Zachwyciłam się po pierwsze estetyką, a po drugie pomyślunkiem - bo przecież mogłaby to być zwyczajna kładka nad ulicą, a jest... No coś pięknego. I do tego z windami dla niepełnosprawnych. 

Tak było  na górze :)
Na barierkach od wewnątrz wisiały ciekawostki historyczne
Pomnik Czynu Rewolucyjnego - widok z kładki
Bazylika OO. Bernardynów, widok od al. Piłsudskiego
Ominęłam wnętrza kościołów ze względu na trwające uroczystości Bożego Ciała, a także przez mój bardzo wybrakowany, turystyczny strój. Wiecie, tam jest wyżej, a więc bliżej słońca niż nad morzem, to postanowiłam skorzystać. Trochę się podpiekłam.

Podkarpacki Urząd Wojewódzki
Spacerowa ulica Grunwaldzka
Okolicznościowy mural w pobliżu kościoła farnego
Po prawdzie nie wiem, jak się znalazłam na ulicy 3-go Maja, ale też mi się podobało :) Bardzo przyjemny deptak, niemniej zawiedziona byłam zamkniętym muzeum. Na stronach internetowych nie znalazłam informacji o tym, jakoby miało być zamknięte w ten dzień, ale trudno. Podziwiałam sobie ujęcie wody zdatnej do picia. No przyznajcie - na upalny dzień jak w sam raz!


Później na chwilę schowałam mapę do kieszeni, bo usłyszałam piękną muzykę i chciałam dowiedzieć się, skąd ona pochodzi. Toteż znałam się na mój słuch i mijając przecudnej urody pompę wody, dotarłam do ładnego miejsca. Akurat załapałam się na południowy pokaz fontanny multimedialnej. Ach! Mogłabym tam siedzieć i siedzieć, więc nie usiadłam, aby się nie rozleniwić i w taktach poloneza oddaliłam się do Pomnika Chwały Żołnierzy Armii Krajowej Podokręgu Rzeszów AK. A kiedy go podziwiałam, to jednym okiem łypałam na Letni Pałac Lubomirskich.






A później wyjęłam z tylnej kieszeni spodni mapkę i powędrowałam w stronę Zamku w Rzeszowie, który otoczony był imponującym murem. No naprawdę, dzisiaj walą się nowoczesne budowle, a te wiekowe się trzymają i jakoś radę dają. Niestety, budynek Zamku nie jest udostępniony do zwiedzania, ponieważ ma w nim swoją siedzibę sąd okręgowy. I tak nie zniechęciło mnie to do obejścia obiektu dokoła. Te mury mnie naprawdę zafascynowały :D



Widok od frontu - robiąc zdjęcie przełożyłam aparat przez bramkę i tylko czekałam, aż mi ktoś przetrąci łapki. Ale nic takiego się na szczęście nie stało i mam niezłe zdjęcie bez żadnych krat :)
I znowu schowałam mapkę do kieszeni, postanawiając, że teraz już będę wędrować zgodnie z intuicją. Procesyjne tłumy zniknęły, a ja spotkałam się ze Stanisławem Konarskim pod dawnym Konwentem Pijarów. Wiecie, być pedagogiem i nie pogadać ze Stanisławem, to tak trochę nie bardzo ;)

No czyż nie piękne te kwietniki?
I ławeczki jakie! Aż miło :)
Kościół św. Krzyża oczywiście tylko z zewnątrz, bo wewnątrz Msza św.
I jest pan Stanisław.
 Dotarłam do kościoła farnego, który także tylko z zewnątrz sobie pooglądałam.


I dotarłam do rynku. Ładnego, tylko oczywiście jak zwykle zastawionego tymi paskudnymi ogródkami piwnymi. Taki już los polskich śródmieść. Szkoda. 

Panorama, po prawej miałam ratusz.
(Po kliknięciu zdjęcie będzie większe)
Rzeszowski ratusz powstał w XVI wieku, ale obecny kształt zyskał trzy wieki później, po licznych przebudowach. Dzisiaj mieści się w nim siedziba Urzędu Miasta. Nie mogłam się na niego napatrzeć :)



Na rynku mieści się wejście do Podziemnej Trasy Turystycznej "Rzeszowskie Piwnice". Napiszę o tym w innym wpisie, ponieważ nie sposób streścić tej wycieczki w kilku marnych zdaniach. Każdemu jednak, kto będzie w Rzeszowie - polecam z całego serca, szczególnie pod opieką przewodnicką pana Zygmunta. Więcej nie zdradzę :) Po zwiedzeniu piwnic przeszłam przez cały rynek w poszukiwaniu Muzeum Dobranocek, które także było w Boże Ciało zamknięte, ale trafiłam na Plac Cichociemnych, a dalej na pomnik Adama Mickiewicza. Idąc prosto w dół dotarłam do kościoła Świętej Trójcy, który jest użytkowany przez wiernych obrządku rzymskokatolickiego oraz grekokatolickiego. Przy kościele znajduje się stary cmentarz, o którym także napiszę w osobnym poście, bo mam wrażenie, że ten już jest kosmicznie długi.
Pomnik Cichociemnych
Pomnik Adama Mickiewicza
Kościół Świętej Trójcy
Wróciłam w pobliże rynku, ale obok Teatru Maska skręciłam w prawo, aby obejrzeć synagogi, Staromiejską oraz Nowomiejską. Obie zostały zniszczone w czasie wojny, co nie przeszkodziło Kongregacji Wyznania Mojżeszowego zawalczyć o te obiekty i ich odbudowę. Dzisiaj w Synagodze Nowomiejskiej swoją siedzibę ma m. in. Biuro Wystaw Artystycznych oraz Związek Polskich Artystów Plastyków. Dalej drepcząc, dotarłam do Placu Wolności, obowiązkowo z fontanną :) Minęłam gmach Sądu Apelacyjnego, wstąpiłam na Plac Ofiar Getta i zataczając tym sposobem koło, powróciłam na rynek w celu zjedzenia obiadokolacji.

Synagoga Staromiejska
Synagoga Nowomiejska
Fontanna na Placu Wolności
Gmach Sądu Apelacyjnego
Pomnik na Placu Ofiar Getta
Będąc na Placu Cichociemnych coś kolorowego mignęło mi w głębi uliczki, jednak nie wiedziałam, czy będę miała czas zainteresować się tym bliżej. Po obiedzie okazało się, że jeszcze trochę czasu mam do pociągu, więc przeszłam się ulicą Naruszewicza w stronę Mostu Narutowicza. I wtedy dopiero zdałam sobie sprawę, że głupio by było być w Rzeszowie, a nie zobaczyć Wisłoka :) No to zobaczyłam, fotki strzeliłam i spacerem wróciłam na dworzec, gdzie oczekując na pociąg oddałam się lekturze kryminalnej. Słońce mimo późnej pory osmaliło mi ramiona, które trochę mi dokuczały na dalszych etapach podróży, ale o tym będzie już w kolejnej bajce. A tymczasem - dobranoc :)


Widok na Wisłok z mostu w prawo
Widok na Wisłok w lewo :)
PS: Przepraszam zaprzyjaźnionych Blogerów za nieobecność na Waszych blogach, ale miałam gorący czas związany z zakończeniem studiów. Ale już, koniec jest, więc w najbliższym czasie nadrobię zaległości u Was, bo jestem bardzo ciekawa, gdzie podróżowaliście :)

18 komentarzy:

  1. Czytając Twój wpis, uświadomiłam sobie, że zupełnie zapomniałam o tym mieście. I masz rację, przechadzając się po nim widać tę czystość na ulicach. Fajnie, że ludzie dbają o swoje miasto! Ściskam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze miałam do Rzeszowa za daleko, ten region kojarzył mi się jako totalna egzotyka, jednak w momencie, gdy zdałam sobie sprawę, że to ostatnie chwile posiadania zniżki na bilety, postanowiłam wykorzystać okazję. I, jak widać, opłacało się :)

      Usuń
  2. Bardzo pracowite Boże Ciało. W sumie można powiedzieć, że niemal PROCESJA :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, Jo.! A ja myślałam, żem bezbożnik. A się okazało, że ja odbyłam chyba najdłuższą procesję w skali całego kraju :D

      Usuń
    2. Ha, ha, ha! Pozory mylą, jak widać :D

      Usuń
  3. Jo - świetnie to ujęłaś! :D Procesja naszej Marchevki... grzesznicy... Marchevka ruszyła na kolanach z mottem przewodnim "aniołem byłem ale zgrzeszyłem"

    OdpowiedzUsuń
  4. Ładna procesja, ładna!
    My w tym czasie dochodziliśmy do siebie po wyprawie do Bani, gdzie ani razu nie skręciliśmy na Grunwald, ale za to umówiliśmy się z naszym pierworodnym na NOWYM ŚWIECIE!!! Niby nic w tym dziwnego, ale my umówiliśmy się tam, żeby go zwinąć AMERYKANKĄ, czyli takim naszym wózkiem do przemieszczania się głównie na ten Grunwald, a tam wszak jest ostre ograniczenie ruchu! Ale nic to, udało się przejechać i nawet nikt mandatu nie wlepił, nie mówiąc o areszcie albo interwencji grupy antyterrorystycznej, bo u wylotu już było widać Pałac Namiestnikowski! Jednakowoż latorośl żeśmy namierzyli, wsadzili na pakę i zwinęliśmy się z Traktu Królewskiego czem prędzej! Było po czym odpoczywać w Boże Ciało tak czy inaczej, bo po południu przyszedł czas na "tradycyjne kiełbaski bożociałowe"! Tak więc gdy Marchewka zapewne przemieszczała się już na północ, kneź Dreptak przemieszczał się na południe z ładunkiem kiełbasek jałowcowych, żeby wieczorem znów przemieszczać się na północ, gdy Marchewka pędziła na zachód!
    To teraz czas na relacje co było pomiędzy przemieszczaniem się Marchewki z południa na północ, a etapem jazdy do Bani. Bo co w tym czasie robił Dreptak to wiadomo - zadymiał, zadymiał... :D :D
    Nadworną rysowniczkę Talencję uprasza się o wyrysowanie pomienionych tras tak, żeby się szanownym czytelnikom nic nie pomieszało - ale to jeszcze chwilka, bo wszak to dopiero połowa wyprawy! :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kneziu! Jestem pod wielkim wrażeniem ogarnięcia róży wiatrów. Musiałam sobie to powoli przestrzennie wyobrazić, moje północne wędrówki równoległe z Twoim wymarszem na południe :D Ale zgadza się wszystko idealnie, a szanowny Kneź pozwoli, że dalsze tajemnice ze szlaku zdradzę w stosownym czasie, coby cudownych faktów Czytelnikom zacnym zbyt wcześnie nie wyjawić :D

      Usuń
    2. No ba! Pewnie że pozwolę! :D

      Usuń
  5. Zawsze chciałam odwiedzić Rzeszów, bo jest na końcu Polski! Ale dzięki Twoim super fotkom już nie muszę ;)
    Super pomysł na spędzanie wolnego czasu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może właśnie teraz warto się wybrać, aby na własne oczy zobaczyć te cuda? :D :) :)

      Usuń
  6. Kiedyś przed laty też mi się udało tak niespodziewanie zwiedzić Rzeszów. Pojechałam do Łańcuta na 3 dni, ale nie było tam co robić tak długo więc wybrałam się do Rzeszowa i byłam bardzo zadowolona z odwiedzenia tego miasta. Dzięki za przypomnienie tego pięknego miasta. Czekam na dalsze relacje. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także nie żałuję tak długiej podróży, ale niestety, ja zwiedziłam tylko Rzeszów, do Łańcuta nie pojechałam. Ale może innym razem? :)

      Usuń
  7. Byłam w Rzeszowie służbowo, tak że zwiedzałam rynek bodajże wieczorkiem, i dzięki za przypomnienie o tym pięknym mieście. Rano już wyjeżdżałam, szybko na pociąg i tylko kątem oka zdążyłam zobaczyć góry i miasto, nowoczesne i własnie to : czyściutkie.
    ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że gór nie widziałam? Rano jeszcze drzemałam, a wieczorem już się ciemno robiło :D :D Ale za to łaziłam cały dzień i nawet w dzielnicach nieturystycznych, czyli oddalonych od centrum, też jest czysto... To jest dopiero siok :D

      Usuń
  8. Witam na blogu! Znalazlam cie w Kobiecych rozmówkach.
    Jak miło było poczytac takie ladne opinie o Rzeszowie i bardzo podziwiam, ze przyjechalas tak daleko. W porownaniu z tobą jestem seniorką, bo konczylam studia 32 lata temu i własnie w Rzeszowie! Dlatego postanowilam napisac parę słów. Do Rzeszowa nadal często jeżdżę, bo stamtąd pochodził mój niestety już śp. mąż, ale nadal zyją jego rodzice i pozostała rodzina. Chetnie odwiedzamy z córkami naszą rzeszowską rodzinkę i często korzystamy z najbliższego nam lotniska w Jasionce.
    Rzeszów w dawnych latach też był bardzo przyjemnym miastem, porównywalnym wielkością, zabytkami z Kielcami np To moje wojewodztwo. Z racji lat studenckich mam duzo pieknych wspomnien. Teraz tam jest Uniwersytet Rzeszowski,połaczony z dawnymi filiami, WSP, filia UMCS, filia AR z Krakowa, filia AM z Krakowa,nadal Politechnika Rzeszowska i wiele innych uczelni. Było tam prężne studenckie zycie i doskonale warunki do studiowania. Nowe domy studenckie, gdzie mialam przyjemnosc mieszkac w dwuosobowych pokojach. A najlepiej wspominam mozliwosc " załapania się" na zagraniczne wyprawy studenckie, co w tamtych czasach bylo absolutnie niezwykle!. Bylam w Indiach, Nepalu, prawie calej Afryce Płn. i wielu krajach europejskich. Dostawalo sie wtedy takie chyba rządowe promesy dolarowe, albo SZSP to wszystko załatwiało. Nie pamietam dokładnie. W duzych osrodkach akademickich bylo duzo trudniej otrzymac miejsce na takie wyprawy.
    Poniewaz piszesz, ze bedzie wiecej postow o Rzeszowie, to mam nadzieje, ze tez pojechalas do Łancuta. To bylo dla nas ulubione miejsce randek, był i nadal jest taki fajny hotel koło zamku.
    Moi ex tesciowie mieszkają prawie nad Wisłokiem, gdzie dochodziło się kiedyś tzw. kładką, a teraz są piękne bulwary, Hala na Podpromiu, park Olszynka. A siostra męża po drugiej stronie w Wisłoku, koło mjego dawnego akademika na tzw. Nowym Miescie.
    Rzeszów to moje drugie rodzinne miasto. Dziękuję za post.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj! Bardzo dziękuję za tak obszerny komentarz oraz podzielenie się swoimi doświadczeniami/wspomnieniami - to dla mnie bardzo cenne, jako że miałam tylko kilkugodzinną styczność z tym miastem i moje doświadczenia są na pewno kropelką w porównaniu z Twoimi.
      Niestety, do Łańcuta nie dotarłam, ponieważ byłam ograniczona czasowo, jednak nie wykluczam mojego wyjazdu do tego miasta w przyszłości. Niestety, nie wszystko da się odwiedzić za jednym zamachem, tym bardziej, gdy ma się napięty plan i do tego angażuje się w to inne osoby. :)
      Dziękuję za odwiedziny i zapraszam częściej, także na relacje z innych miejsc, może znów odnajdziesz "swoje" miejsca? :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  9. Przez Rzeszów tylko przejeżdżałam, mam nadzieję,że kiedyś odwiedzę i to miasto. Tyle jeszcze miejsc czeka na odkrycie...

    OdpowiedzUsuń

Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Dziękuję :)

Obserwatorzy