To już definitywny koniec cyklu Marchevkowo na folkowo. Ubiegły rok minął, jak z bicza strzelił. Dzisiaj poczynimy delikatne podsumowanie z przymrużeniem oka. Chociaż starałyśmy się, aby wpisy nie były nudne, dzisiaj totalnie kończymy z patosem. Uchylamy rąbka tajemnicy, wpuszczamy na warsztat, dzielimy się prywatnymi przemyśleniami. Zapraszamy!
– wpisy czytane były łącznie 6604 razy, a komentowane 294 (licząc z naszymi odpowiedziami). Najbardziej poczytnym był wpis o Ziemi Łowickiej, natomiast najmniejszą oglądalność zanotował wpis o krakowianach zachodnich;
– wykorzystałyśmy 39 pozycji książkowych, w tym do trzytomowego opracowania pani Elżbiety Piskorz-Brenekovej pt. „Polskie stroje ludowe” wracałyśmy przy tworzeniu każdego wpisu;
– czerpałyśmy wiedzę z 79 unikalnych serwisów internetowych, ponadto: przy tworzeniu większości strojów, Sava inspirowała się materiałami ze strony Polalech.pl, dziesięć razy sięgałyśmy do Wikipedii, pięciokrotnie do portali DialektologiaPolska oraz GwaryPolskie, a przy czterech wpisach przydatna była Lista Produktów Regionalnych Ministerstwa Rolnictwa;
– każda z nas pracuje w różnych godzinach, do tego Sava studiuje, a Marchevka na cztery miesiące poszła śmigać z karabinem po poligonie. Często jedynie nocą była cisza i spokój, by móc na spokojnie działać i nie odrywać się od pracy nad tekstem. Szczególnie noc z 11 na 12 dnia każdego miesiąca była nieprzespana dla obu. Łącznie poświęciłyśmy n-dziesiąt nocek na tworzenie;
– Marchevka wypijała średnio cztery kawy na wpis, co daje 48 kaw sypanych z dwóch łyżeczek i bez cukru w dużym kubku, czyli niemal 16 litrów kofeiny!
– Sava natomiast jest miłośniczką herbat różnego rodzaju, a w trakcie prac nad projektem wypiła niemal całą wodę z Wisły. Ludzie dzwonili pod numer 994 – Pogotowie Wodociągowe – bo nie wiedzieli, co się dzieje. Jeżeli zastanawialiście się, dlaczego poziom Wisły tak gwałtownie spadł w tym roku, to już wiecie. Ale przynajmniej dzięki temu ukazały się rozmaite skarby, zatopione w rzece od lat, nie ma więc tego złego...
Wielokrotnie w czasie całego cyklu spotykałam się z pytaniami „po co to robię” i „czy mi się chce?” No, do pisania bloga chyba jeszcze nikt nikogo nie zmuszał :) Jestem samoukiem ciekawym świata.
W 2014 roku skończyłam kolejne w moim życiu studia i miałam ochotę na coś
jeszcze. Już wcześniej myślałam o etnologii, ale w okolicy nie było nic o tym
profilu, a dalekie dojazdy nie wchodziły w grę. Poza tym po kilku latach ciągle
zajętych weekendów szkoda mi było znowu rezygnować z wolnych sobót i niedziel, które można
wykorzystać w ciekawszy sposób. I tak się stało, że nawinął się temat marchevkowego folkloru i zorganizowałam sobie studia
we własnym zakresie :) Ponadto był to sprawdzian sumienności. Jeśli już się do
czegoś zobowiążę, robię wszystko, by słowa dotrzymać. Motywowała mnie Sava,
która odwaliła kawał dobrej roboty z grafikami, ale także motywowali mnie
Czytelnicy, którzy czekali na każdy 12. dzień miesiąca.
Cały cykl był potężnym
przedsięwzięciem, które w większości spoczęło na Savy i moich barkach. Tutaj
nie można było sobie pozwolić na spontaniczność, planować trzeba było ze sporym
wyprzedzeniem. Zebranie materiałów zabierało sporo czasu, a polski folklor jest obecnie zaniedbany i trudno o ciekawe, rzeczowe
publikacje. Większość książek to opasłe i ponure tomiszcza, które zdecydowanie nie zachęcają do lektury. Szkoda, bo przecież polski folklor jest zupełnie inny – ciekawy i bajecznie kolorowy! Do tego brak kompleksowych opracowań. Możemy znaleźć albo książki o strojach ludowych, albo o muzyce, albo o sztuce. Brakuje całościowego spojrzenia na temat, możliwości zapoznania się z kompletem informacji o danym regionie. Źródła internetowe są bardziej i mniej wiarygodne. Dołożyłam wszelkich starań, by było rzetelnie, jednak trema była przy każdej publikacji posta. A prawda też jest taka, że prawdziwego ducha regionu nie można poznać tylko studiując literaturę. Trzeba ruszyć w teren, zajrzeć tam, gdzie zwykły turysta nie zajrzy i rozmawiać z ludźmi. Rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać.
Literatura to nie wszystko, bo
starałam się, aby oprócz teorii i pięknych grafik autorstwa Savy, wpisy
zawierały także zdjęcia, które by pokazały, że to wszystko nadal się dzieje i
nadal trwa. Skutek był taki, że dużą część zeszłorocznych wyjazdów planowałam z uwzględnieniem
skansenów i muzeów, czyli na pozór – nudy. A tak naprawdę: się działo! W Wejherowie,
dokąd wyciągnęłam Tomika, zostaliśmy profesjonalnie oprowadzeni po muzeum przez
przemiłą panią kustosz, która specjalnie
dla nas w sobotę przyszła do pracy! Do Szamotuł wyciągnęłam tatę, który był
bardzo zadziwiony, kiedy po półgodzinnej
wizycie oznajmiłam „już mam, co potrzebuję, możemy jechać dalej”. Aha.
Wspomniałam, że my do tych Szamotuł z
Kołobrzegu jechaliśmy przez Warszawę?? :) W lubelskim skansenie natomiast zostaliśmy zamknięci z Kneziem,
Mżawką i Talką! To był odjazd. Okazało się, że przed zamknięciem muzeum nikt
nie sprawdził, czy na terenie ktoś się znajduje i zwyczajnie uniemożliwiono nam
opuszczenie placówki. Dopiero po interwencji Knezia pojawił się pracownik
ochrony z pękiem kluczy i zwrócił nam wolność ;) [Sava: szkoda jednak, że nie zostaliście w skansenie na całą noc, ale byłaby przygoda!]
Do tego ciągle z tyłu głowy
pojawiała się myśl: w którymś okresie roku mogę zniknąć na cztery miesiące i co
wtedy? Zawiesimy cykl? A kiedy go dokończymy? Czy mogę obciążyć Savę opieką nad
blogiem? Czy zdążę napisać wszystkie wpisy do przodu? A później wszystko się
tak szybko potoczyło, że nie było czasu na rozmyślanie, trzeba było działać.
Godziny spędzone przy komputerze, setki wymienionych wiadomości. No i decyzja,
że chociaż wcześniej ustalony był podział: Sava – grafika, Marchevka – tekst,
to w obliczu mojego powołania do wojska ten ład stanął na głowie i
priorytetem stało się nie – trzymanie się podziałów, a dokończenie projektu, bo zniknęłam na cztery
ostatnie wpisy. Ale wszystko się udało i za to dziękuję Savie – że mogłam zostawić blog pod jej opieką, że mogłam w całości poświęcić się szkoleniu i że jednak co zaczęłyśmy, to skończyłyśmy, ale to akurat było bardziej niż pewne. Obie jesteśmy bardzo ambitne i sumienne, więc nie było innej opcji. I jeszcze za cały ponad rok współpracy, kiedy bywało i śmieszno, i straszno. W większości śmieszno, ale problemy techniczne, na jakie czasami się natykałyśmy, doprowadzały mnie do szału, a czasami i... do łez ;)
Praca nad projektem była niewątpliwie ciekawym doświadczeniem i treningiem organizowania własnej pracy. To nie było „kopiuj – wklej”, tylko prawdziwa analiza, której niejednokrotnie tak często nie poddawałam materiałów w czasie prawdziwych studiów! Absolutnie, nigdy nie dopuściłam się plagiatu, w dodatku zawsze wszędzie wykazuję źródła, jednak tutaj chodziło o rzetelność przekazywanych informacji związaną z rosnącą odpowiedzialnością społeczną za popełniane czyny :) Poczułam misję, którą wypełnić chciałam jak najlepiej. Spędziłam trochę godzin w bibliotekach, zaglądałam we wszelkie zakamarki, które mogły mieć coś wspólnego z ludową tożsamością regionów. Szukałam ludzi mądrzejszych ode mnie, werbowałam do pracy innych blogerów, a nawet przypadkowych ludzi spotkanych w sieci, którzy mieli coś do powiedzenia i dali się wciągnąć do współpracy. A im więcej czytałam, im więcej się dowiadywałam, tym większe we mnie rosło sokratejskie przekonanie: scio me nihil scire. Na dzisiaj jednak kończę aż tak systematyczną pracę. Owszem, na bieżący rok są plany i zamysły, jedna już nie tak wyśrubowane, jak cykl Marchevkowo na folkowo. Muszę odpocząć, czytelnicy pewnie też :)
A Ty, Savo? Co powiesz o naszym wspólnym dziele?
Powiedzieć mogę to, że było fantastycznie i że bardzo, bardzo, bardzo szybko zleciał mi ten rok! Taka comiesięczna odliczanka znakomicie wypełnia harmonogram i zmusza do świadomej organizacji. Doskonale pamiętam, jak to się wszystko zaczęło, a mianowicie w październiku 2014 r. dekorowałyśmy podsumowanie cyklu Polska na 100%, Marchevka chciała się wystroić w łowicką spódniczkę (która, nawiasem mówiąc, była zrobiona z abażuru od lampy) i wyszła tak sympatycznie, że wskoczyła też na profil na fb. Odzew był natychmiastowy. Pomyślałam wtedy, że czemu by nie ubrać Marchevki w więcej strojów ludowych? A tak w ogóle, to czemu by się nie wgłębić w tę tematykę? Od słowa do słowa powstał zarys całego pomysłu, któremu Marchevka przyklasnęła, odpisując: Wchodzę w to! I zaczęły się cuda wianki i tańce na kiju! W niecały miesiąc ustaliłyśmy wszystkie szczegóły, takie jak: nazwa cyklu, szablon, nagłówki, czcionka i tym podobne sprawy techniczne, a także wymodziłyśmy grudniowy post zapraszający na nowy cykl. Musicie pamiętać, że jedna działała w Kołobrzegu, a druga w Warszawie. Ale w dzisiejszych czasach odległość fizyczna to najmniejszy problem, liczą się chęci i umiejętność zapanowania nad przedmiotami i urządzeniami, które według porzekadła są martwe, a ich złośliwość dawała nam się czasami we znaki tak bardzo, że byłyśmy święcie przekonane o ich żywotności i celowym działaniu na przekór nam! Oj, dały nam w kość, dały!
Od samego początku ustaliłyśmy, że Marchevka zajmuje się tekstem, a Sava – grafiką. W praniu okazało się, że robiłyśmy po prostu to, co trzeba było, żeby na czas zamknąć daną część i to było najważniejsze, zwłaszcza, kiedy Marchevka wyjechała. Teoria teorią, a życie życiem. Wiadomo, że różne sprawy się mogą po drodze przydarzyć, poza tym rok to naprawdę spory odcinek czasu, w życiu każdego człowieka w ciągu dwunastu miesięcy wszystko może się wywrócić do góry nogami. Każda przez cały czas miała wyrzuty sumienia, że może mimo wszystko robi mniej niż ta druga, dlatego nasze rozmowy wyglądały przeważnie tak:
Sava: Jeśli mogę pomóc czegoś szukać, jakichś informacji, muzyki, zdjęć, to powiedz, proszę, chętnie pomogę, powiedz tylko, czego potrzebujesz. Nie chciałabym, żeby wyszło, że ja narysuję parę marchewek i luz, a Ty się musisz o resztę martwić...
Marchevka: Sava, błagam! To ja mam wyrzuty sumienia, że Ty się napracujesz z tymi grafikami, a ja wkleję kilka zdań i będę mieć z głowy...
I tak w koło Macieju przez okrągły rok :)
Na samym początku nie wiedziałam jeszcze, jak ma to wszystko wyglądać od strony graficznej, ale przyjęłam pewne założenia, żeby spiąć cały cykl w niejakie plastyczne ramy. Dla czytelnika, który rzuci okiem co miesiąc na strój ludowy, może nie było to aż tak istotne, ale w ogólnym zestawieniu taka spójność jest bardzo ważna. Stąd pewne powtarzalne elementy, jak np. buty, wstążki, korale, kwiaty, a przede wszystkim – postawa modeli i marchevkowa natka. Nad pozycją, jaką przyjęły postaci, też trzeba było się nakombinować, w końcu stanęło na układzie pod boczki, czyli „na Marynę”. Jako że strój ludowy zawsze występuje w wersji damskiej i męskiej, u boku Marchevki niemal od razu stanął Pan Marchevek. Jako ciekawostkę dodam, że przełamałyśmy stereotyp i w naszych postach strój damski prezentowany był jako pierwszy – zazwyczaj jest odwrotnie i to nie tylko w kwestii stroju. Czegoś mi jednak w Marchevku brakowało, dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że koniecznie musi mieć wąsy – jak na prawdziwego Polaka przystało! :) I odtąd strojenie Pana M. zaczynało się właśnie od dopasowania wąsów. Chciałam, żeby każdy z dwunastu modeli nosił inny rodzaj wąsów... miałam napisać pod nosem, ale pp. Marchevkowie nie mają nosów ;) Jak to zwykle bywa w życiu, Marchevka też ma newralgiczny punkt – miejsce, w którym wyrasta natka. Ale wycinaka podklejona patyczkiem do szaszłyka jest dobrze usztywniona, sprawdzony patent! Strojenie Marchevki sprawiało mi ogromną frajdę i wiele się przy tym nauczyłam, jeśli chodzi o zagadnienia techniczne. Wierzcie, że czasami musiałyśmy się też nieźle nakombinować, żeby w ogóle znaleźć odpowiednie elementy, które nie mijałyby się z prawdą historyczną, a przy tym pasowały kompozycyjnie. Internet niby przepastny, jednak gdy przychodziło co do czego, to wcale nie był taki hojny.
Zajmowałam się też, szumnie brzmiącą, redakcją tekstu, chociaż uważam, że zbyt wiele do redagowania nie było. Bardzo lubię styl Marchevki: jasny, rzeczowy, szanujący język ojczysty (jak to na żołnierza przystało!), a przy tym pozwalający sobie czasem na jakiś mały psikus i humorystyczną wstawkę. Wtedy nawet najdłuższy post każdemu czytelnikowi ino się mignie :) Bardzo to cenię, ponieważ jestem lingwistą i amatorką języków jako takich, w szczególności języka polskiego. Ale, co tu ukrywać, zarówno stres, jak i presja czasu spowodowały, że nawet i dziś znajduję jakąś literówkę albo brak przecinka. Starałam się dokładać cegiełki do folkowych postów, dlatego też przesyłałam Marchevce książki, które udało mi się wyszperać. Cieszyłam się, że mogą się jeszcze do czegoś przydać i że będą dodatkową pamiątką po całej tej folkowej przygodzie. Książki są dla mnie bardzo ważne, uważam, że każdej z nich należy się uwaga i szacunek. Ostatnio wraz z Varsem daliśmy nowe życie 111 książkom, uwalniając je w akcji bookcrossingowej w bibliotekach plenerowych. Jeśli będziecie w Warszawie, to zapraszamy na spacer po parkach w różnych częściach miasta, można przysiąść na ławeczce i poczytać.
Zarówno grafiki, jak i tekst szybko uświadomiły mi, że skandalicznie mało wiem o moim kraju. Wstyd się przyznać, ale z geografią zawsze byłam na bakier, miałam problem z ulokowaniem w głowie konkretnych miejsc. Nigdy nie opanowałam nazw, ani tym bardziej lokalizacji 49 województw, nawet z 16 mam problem. Mapki Marchevki i opisy poszczególnych regionów zdecydowanie pomogły mi ogarnąć temat przestrzennie, ale i rzeczowo. Już gdzieś w połowie cyklu odkryłam, że rozpoznaję stroje ludowe, które napotkałam przypadkiem w telewizji czy internecie. Bardzo mnie to ucieszyło, prawda jest bowiem taka, że ten cykl jest nie tylko dla czytelników, ale też dla mnie samej. Odkrywałam Polskę krok po kroku, miesiąc po miesiącu, region po regionie. O wielu rzeczach nie miałam bladego pojęcia. Cudze chwalicie, swego nie znacie. Ten cykl dał mi naprawdę bardzo wiele. Uświadomiłam sobie, jak kolorowym i zróżnicowanym krajem jest Polska. Poznałam masę nowych słów, nazw potraw regionalnych i elementów stroju. Folkowy quiz jest podsumowaniem całego cyklu, ale też daje możliwość zrobienia szybkiej powtórki w każdym momencie, otworzyłyśmy go bowiem dla wszystkich chętnych. A przede wszystkim udowodnił mi, że projekt – nawet tak rozbudowany czasowo i logistycznie – można doprowadzić do końca, jeżeli współpracuje się z odpowiednimi osobami! Osobami, których się na oczy nie widziało, a którym się wierzy i ufa. Osobami rzeczowymi, odpowiedzialnymi, pracowitymi i prawdomównymi – tylko takie osoby bierzcie na swoich współpracowników!
Jakoś mi tak dziwnie i pusto bez folkowego cyklu... Cały rok upłynął pod znakiem ludowych strojów i przyznam, że gdy teraz robię jakąś grafikę bez ubrania, to mam ochotę powiedzieć Marchevce, żeby chociaż szlafrok narzuciła :D
Bardzo dziękuję Marchevce za cały rok (a nawet więcej) wytężonej pracy i za to, że zawsze mogłam na nią liczyć, a wszystko było dopięte na ostatni guzik. Bardzo dziękuję wszystkim Czytelnikom i uczestnikom konkursu. Dziękuję, że zechcieliście podzielić się w komentarzach swoimi opiniami i historiami, są one znakomitym dopełnieniem każdego wpisu! Jeżeli uprzyjemniłam Wam lekturę kolorowymi grafikami, to jest mi naprawdę miło.
Do zobaczenia na Marchevkowym szlaku i VarSavskich ścieżkach!
kawał rzetelnej roboty, gratuluję!
OdpowiedzUsuńDziękujemy!
UsuńBrawo dziewczyny, wielki szacunek !
OdpowiedzUsuńDziękujemy! :)
UsuńPS: Chociaż Ziemie Odzyskane to nadal temat... do opracowania :D
Ten rok był bardzo ciekawy na Twoim blogu i mam nadzieję, że w tym roku będzie równie super. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńDołożę wszelkich starań, aby nie tylko Czytelnicy, ale także ja nie narzekała na nudę :D
UsuńDzięki dziewczyny za kawał dobrej roboty!
OdpowiedzUsuńTaki cykl, daje ładny pogląd o różnorodności naszych regionów i budzi prawdziwą nostalgię za światem, który już minął, którego prawie nie ma, a który gdzieś tam jeszcze brzmi i dźwięczy w głowie.
Muszę się przyznać, że w pewnym momencie swojego życia miałem serdecznie cepeliowskiego folkloru, sztampowej góralskiej muzyki i stylizowanych opracowań Mazowsza i Sląska. Trochę ten pejzaż ożywiły bigbitowe próby uatrakcyjnienia, ale błysnęło i zgasło. I na starość przyszło mi do tego wrócić za sprawą doskonałych kapel folkowych i o dziwo ludowych. Bo okazało się, że nasza kultura stworzyła takie perełki, że klękajcie narody! I okazało się, że zwyczajów było mnóstwo i strojów i tradycji. A wszystkie się przenikały, czerpały z wielu wzorców i same były bardzo oryginalne.
Dzięki jeszcze raz i mam nadzieję, że wrócicie nie raz do tematu, bo przecież wcale wyczerpany nie został.
A przy okazji notki podsumowującej, może byście stworzyły jakiś spis treści albo linkownię, nawet i w tej notce, żeby można było sięgać do wpisów z jednego miejsca? Owszem jest menu pod winietą bloga, ale tam są rozwinięte na full notki i ledwie chyba dwie? Wcale nie ma porządnego dostępu do pozostałych, a przecież niektórzy chcieliby własny region wybrać, albo tylko ten interesujący ich?
A na koniec piosenka kapeli Drewutnia - Jechali furmani - z Lubelszczyzny.
Nie ukrywam, że pracuję nad pewnymi zmianami na blogu, w tym urządzeniu właśnie spisów treści. Na szybko zrobiłam to, co widać na górze. W najbliższych tygodniach pewnie to ulepszę i jeszcze rozbuduję :)
UsuńDziękuję za takie rady i wskazówki, są one bardzo cenne, bo nie da się na wszystko wpaść. A Twoje wstawki muzyczne były świetnym uzupełnieniem naszego cyklu, za co Ci dziękowałyśmy już i dziękuję jeszcze raz! :D
Zanim Marchevka dokończy wprowadzanie zmian na blogu, to proszę, oto lista, jeśli ktoś potrzebuje tak na szybko, co prawa nie tutaj, tylko na drugiej stronie, ale tak tymczasowo może będzie dla kogoś użyteczna:
Usuńhttp://varsisava.pl/marchevka/
Dziękujemy za wszystkie mile słowa!
VarSavskie pozdrowienia!
O w mordę!!! To się nazywa błyskawiczne działanie!!!!
UsuńA w podziękowaniu piosenka Kapeli Jana Jawora z wokalem Jana Ozgi, absolutnie niedościgłego i legendarnego śpiewaka - Mam ja oba konie bure. Tłem piosenki jest Korzeniowy Dół w Kazimierzu, który mamy zamiar cała bandą zwiedzić w maju.
131 dni! :D
UsuńNalezy sie Wam duze piwo !!.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy nie winnyscie wykorzystac Waszych wiadomosci, zaciecia i umijetnosci ?.
Pozdrawiam serdecznie.
Piotrze, kto wie, kto wie... :)
UsuńPodziwiam Was ilość włożonej pracy w tak rzetelnie przedstawione relacje z poszczególnych regionów. Może warto pomyśleć o wydaniu książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dziękujemy :)
UsuńCo do książki... Włożyłyśmy w to ogrom pracy i inwencji własnej, jednak mam świadomość, że to ciągle jest wycinek wszystkiego, co można poznać i... chyba jednak za mało na porządną publikację. Ale może kiedyś... :)
To była prawdziwa przygoda, ale jak piszesz, Marchevko, ducha regionu nie da się poznać z książek. Dopóki nie spotkasz żywego mieszkańca danego regionu, takiego autochtona z dziada pradziada- nie dowiesz się prawdy o regionie.
OdpowiedzUsuńDobitnie przekonałam się o tym, gdy wylądowałam na te kilka miesięcy w Grudziądzu. Tam co prawda się folklorem nie zajmowałam, ale mimowolnie zauważałam pewne zachowania, spostrzeżenia, postawy, które uświadomiły mi, że opracowania naukowe czy pseudonaukowe to jedno, a prawdziwe życie to drugie. Gdybym miała tę wiedzę na początku cyklu, chyba bym się go nie podjęła, więc może lepiej się stało :)
Usuńo! małe zmiany na blogu:)
OdpowiedzUsuńDziewczyny ja Wam od początku kibicowałam i co miesiąc czekałam na nowy wpis.
Dużo pracy, ale myślę, że warto było.
Odświeżam wygląd, bo już się robił bałagan :)
UsuńPewnie, że warto!
Nie będę oryginalny, ale kapitalna robota. Dzięki Wam mam plany urlopowe na kilka lat. :-)
OdpowiedzUsuńWow, no to w takim razie cieszę się, że nasza praca była nie tylko rozrywką, ale także inspiracją do działania! Powodzenia :)
UsuńWielki Szacun i Podziw. Gdyby większość naszych rodaków była tak sumienna,to nasz kraj byłby miodem i mlekiem płynący. Pozdrawiam autorki.
OdpowiedzUsuńAle wtedy takiej sumienności nie doceniałoby się aż na taką skalę jak teraz :)))
UsuńSympatyczny wpis, podoba mi się nowa grafika strony.
OdpowiedzUsuńCieszę się, chociaż to jeszcze nie koniec zmian :)
Usuńoczywiście podglądam Cię Marchevko, podczytuję, sledze, nie zawsze zostawiam ślad, ale mam Cię na oku :)
OdpowiedzUsuńJa takoż :)
Usuń