Nadeszła wiekopomna chwila, kiedy Marchevka zamieniła transport szynowy na transport drogowy i zamiast pociągiem - wyruszyła w trasę autokarem. Kolejną zmianą jest to, że była to wycieczka zorganizowana przez kołobrzeski oddział PTTK, a nie jak dotychczas - spontan organizowany na własną rękę. Wielki plus za nowoczesny autokar. Z "bajerów" było DVD, z którego nie skorzystaliśmy, ale za to mogliśmy obserwować obraz rejestrowany przez kamerkę umieszczoną z przodu pojazdu - dzięki temu wszyscy doskonale widzieli, co dzieje się na drodze. W autokarze była także toaleta oraz pasy bezpieczeństwa! To dla mnie nowość, ale cudowna, bo kiedy ostatni raz jechałam na wycieczkę autokarową kilka lat temu o pasach można było pomarzyć. Do tego autokar był czyściutki i wygodny. Niestety, mimo tych pozytywów, następnego dnia i tak cierpiałam z powodu choroby lokomocyjnej. Jestem przykładem na to, że z tej przypadłości nie zawsze się wyrasta.
Wnętrze autokaru |
Miłym zaskoczeniem było także to, że pani pilot-przewodnik nie ograniczyła się do opowiadania jedynie o Berlinie, do którego jechaliśmy, ale także o mijanych po drodze miejscowościach. Tak, to znaczy, że o mijanych w Kołobrzegu zabytkach także mogliśmy usłyszeć kilka ciekawych rzeczy, których nie omieszkałam skrzętnie zanotować i wykorzystać w przyszłości na tym blogu :)
Pierwsze zdjęcie w Berlinie - widok z autokaru na Wieżę Telewizyjną |
Dzienna i wieczorna trasa zwiedzania częściowo się pokrywała, więc po uzgodnieniach z grupą, pani przewodnik tak to wszystko ułożyła, żebyśmy bezcelowo nie kręcili się w kółko. Niektóre miejsca odwiedziliśmy tylko w dzień, niektóre tylko w nocy, a np. w okolice Katedry Berlińskiej zajrzeliśmy dwa razy. Dużym ułatwieniem był autokar, który przerzucał nas w różne rejony miasta, chociaż i tak na koniec wycieczki bolały nogi. Postanowiłam dzisiaj przedstawić Wam stolicę Niemiec po zmroku. Na tradycyjną wycieczkę przy dziennym świetle jeszcze przyjdzie czas. Zaczynamy od skrzyżowania Friedrichstrasse z Zimmerstrasse i historycznego przejścia granicznego Checkpoint Charlie. Zachodzące słońce nadało cudnego klimatu naszemu spacerowi.
Widok z Friedrichstrasse na Zimmerstrasse |
Checkpoint Charlie |
Wizyta na Checkpoincie była takim symbolicznym przejściem z dnia w noc. Kiedy wróciliśmy na Plac Poczdamski, pojawiły się już pierwsze festiwalowe iluminacje. Niektóre były naprawdę imponujące. Zapraszam do obejrzenia galerii :)
Niedźwiadek wzbudził sympatię większości oglądających pokaz :) |
Spacerując i zwiedzając okolicę Potsdamer Platz, dotarliśmy do BlueMax Theater przy Placu Marleny Dietrich. Tutaj mieliśmy okazję zobaczyć zmieniające się kolorowe podświetlenia drzew. Ciekawostką jest to, że kolory generowane były poprzez kombinację tylko kilku barw i tak np. fioletowe drzewka były wynikiem włączenia w odpowiednich proporcjach żarówek czerwonych i niebieskich :)
Podjechaliśmy pod gmach parlamentu, czyli Reichstag i się zawiedliśmy, ponieważ budynek ten nie był oświetlony w żaden specjalny sposób. W ogóle podświetlonych było tylko kilka obiektów, być może dlatego, że był to już ostatni dzień Festiwalu Świateł i był powoli zakańczany. Do tego jako-taki efekt wizualny popsuły reflektory z "biura przepustek", w którym sprawdzani są turyści chcący zwiedzić Reichstag.
Parlamentarny zawód zrekompensował pokaz iluminacyjny na Bramie Brandenburskiej. Widowisko naprawdę godne polecenia, a poza fotkami mam dla Was także króciutki filmik, chociaż on też nie odda całej tej otoczki, którą się wyczuwa będąc na miejscu i obserwując pokaz na własne oczy :)
Następnie przemieściliśmy się na ulicę Unter den Linden, czyli jedną z arterii miasta. Wychwyciłam pomnik Fryderyka Wielkiego. Potem zajęłam się podziwianiem podświetlenia zabytków, m. in. gmachu Uniwersytetu Humboldta
Ciemno było i bez statywu, ale jest. Któregoś pięknego dnia zrobię lepsze zdjęcie :) |
Uniwersytet Humboldta |
I jeszcze raz |
Stojąc tyłem do uniwersyteckiego gmachu, można było podziwiać inne, dynamicznie zmieniające się, iluminacje:
Zmierzając natomiast w stronę wieży telewizyjnej, w okolicach której miał czekać na nas autokar, wmieszaliśmy się w tłum podziwiający podświetlenie Berlińskiej Katedry. Budynek jest monumentalny także w dzień. Mogłabym chodzić w kółko całą dobę i podziwiać. Myślę, że nie znudziłoby się tak szybko :) Podświetlenie też było ciekawe:
A na koniec była Wieża Telewizyjna świecąca na różowo, niebiesko i stalowo. Na nas czekał już autokar, do którego chyba wszyscy wsiadali z radością.
Podsumowując - poza niemiłymi niespodziankami typu brak podświetlenia na strategicznych budynkach, które w przeszłości były podświetlane (wspomniany wyżej Reichstag, a także Dom Kultur Świata zwany "Ciężarną Ostrygą"), wycieczkę uważam za całkiem udaną. Mogliśmy zobaczyć najważniejsze punkty miejskie, do których jeszcze się odniosę, ponieważ nie pokazałam Wam zdjęć z dziennej części zwiedzania.
Pani przewodnik wykazała się ogromnym niegasnącym optymizmem i cierpliwością, a o to dość trudno przy prawie czterdziestoosobowej grupie o bardzo szerokiej rozpiętości wiekowej. Myślę, że każdy znalazł coś dla siebie, tym bardziej, że były dwie godziny, podczas których można było wybrać, czy chce się zwiedzać, czy odpocząć i zrobić zakupy w galerii handlowej. Ja wybrałam zwiedzanie, ale amatorów zakupów także nie brakowało.
Do tego jest jeszcze jeden bardzo pozytywny akcent. Nawiązałam znajomość z panią Agatą i jej synem, Emilem, którzy pochodzą aż ze Śląska! Odległość nie stanowiła dla nich żadnej przeszkody i z pociągu przesiedli się w nasz autokar, aby po powrocie znów pociągiem z Kołobrzegu wrócić do siebie. Jak dobrze pójdzie, to spotkamy się ponownie w długi listopadowy weekend, tym razem w ich okolicach :)
Mam nadzieję, że podobała Wam się fotorelacja. Zdjęcia może nie są najlepsze, ale jak na robione zwykłą cyfrówką i bez statywu - wyszły naprawdę niezłe.
Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :)