wtorek, 31 marca 2015

Spacer uniwersytecko-leśny, czyli warszawskie chwile ulotne

Moje wyjazdy przypominają lot torpedy. Z punktu A do punktu B, przez punkt C do punktu D. Szybko, bez wytchnienia. Jestem bardzo pazerna, jeśli chodzi o czas. Wykorzystuję go do ostatniej minuty. Dlatego ostatnio, chociaż Warszawa była tylko przystankiem w drodze na południe, spędziłam przyjemne popołudnie z Talką, najpierw zwiedzając kampus Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, a później kręcąc się po Lesie Bielańskim. Cieszyłyśmy się zielenią i przyrodą budzącą się z zimowego snu. Pogoda była iście wiosenna, a i nasze nastroje wybornie wpisywały się w klimat.

Uniwersytecki kampus przy ul. Dewajtis jest malowniczo położony w rezerwacie Las Bielański, a siedzibę Uczelni częściowo stanowią zabudowania pokamedulskiego klasztoru. Zaglądałyśmy w różne zakamarki, wysoko zadzierałyśmy głowę, obserwując herby czy też inne zdobienia na dawnych zakonnych domkach. Odwiedziłyśmy grób Stanisława Staszica, poświęciłyśmy kilka chwil upiornej karuzeli i próbowałyśmy pogłaskać osiołka, który ciągle miał branie. Złożyłyśmy wizytę w bibliotece, a także rozgryzałyśmy łacińskie inskrypcje umieszczone to tu, to tam.
Gadania chyba wystarczy. Zapraszam do obejrzenia zdjęć - jak znalazł w taką pogodę jak dziś. Chyba w całej Polsce padał śnieg z deszczem. No to idziemy ;)



















I tak to właśnie wyglądało. Pewnie latem, kiedy jest zielono, jest jeszcze piękniej, ale teraz także czuć  niesamowitą atmosferę, a zaglądając za uchylone furtki ogrodów, można się poczuć jak w podróży do przeszłości. :)
Pozdrawiam!

niedziela, 22 marca 2015

IC Pobrzeże, czyli podróż pociągiem też bywa przygodą

Dlaczego rano wstaję? Właśnie dla takich widoków!
Stacja kolejowa w Ustroniu Morskim
Kiedy zaczynałam, pięć lat temu, przygodę z regularnym jeżdżeniem gdziekolwiek, każda dalsza podróż wiązała się z kilkunastoma godzinami spędzonymi w pociągu. Najczęściej nocnym, bo kto chciałby tracić dzień na podróż i to w niekoniecznie komfortowych warunkach? Z Kołobrzegu najłatwiej się było wydostać albo pociągami TLK Ustronie i TLK Pobrzeże w stronę Trójmiasta oraz szynobusem w kierunku Szczecina. Wyjazdy były zawsze w porach ekstremalnych. Albo wyjeżdżałam wieczorem TLK-ami i na rano/południe dojeżdżałam do celu, albo trzeba było zrywać się po 3 rano, żeby zdążyć na szynobus po 4 i załapać się na jakieś sensowne poranne połączenie ze Szczecina.

Nie twierdzę, że było to złe i narzekać też nie mam zamiaru. Tak było i nikt mnie nie zmuszał do korzystania z transportu kolejowego. Mój wybór i moja decyzja na jazdę przez kilkanaście godzin często w nieludzkich warunkach i ścisku. To też było jakieś doświadczenie, pretekst do rozmowy z współpasażerami, oraz - a jakże - przygoda! Z resztą osoby, z którymi spotykałam się na szlaku doskonale wiedzą, że nawet po 15 godzinach w pociągu i kilku przesiadkach uśmiechnięta twierdziłam, że nie jestem zmęczona. :) Bo nie byłam. Wystarczył szybki prysznic na odświeżenie i byłam jak nowa.

Idylla :) Gdzieś między Tymieniem a Będzinem przed 7. rano :)
Tempora mutantur et nos mutamur in illis, więc i kolej się rozwija, chociaż przez wielu rozwój ten jest krytykowany. Dla mnie zachodzące zmiany są bardzo korzystne, przez co podróż na trasie Kołobrzeg-Modlin i Modlin-Kołobrzeg należała do najlepszych w ostatnim czasie. Wlicza się w to także podróż na Kolosy do Gdyni tydzień temu, bo odbyła się tym samym składem, chociaż jeszcze pod starym szyldem.

Na biletach do Gdyni z 14.03 jest jeszcze kategoria TLK, natomiast już po 15.03 pociąg Pobrzeże ma kategorię IC, co zaznaczyłam w czerwonych ramkach :)
Zacznę może od początku, jednak aby nie przynudzać, genezę zmian postaram się zawrzeć w pigułce. Zaczęło się od tego, że kiedy na polskie tory wyjechały sławetne Pendolino, dotychczasowe pociągi kategorii EIC (Express Inter City) zostały wyparte z trasy. Powstał zatem pomysł na ich wykorzystanie i częściową modernizację taboru. Dotychczasowe pociągi TLK (Twoje Linie Kolejowe) rozbito na dwie kategorie: dotychczasowe TLK oraz IC (Inter City). W cenie nie ma różnicy, jednak w standardzie jest, według mnie, zmiana spora. Żeby nie było zamieszania, nowe-stare wagony ustawiono na konkretnych liniach i tak od 15 marca br. m. in. dotychczasowy TLK Pobrzeże został przemianowany na IC Pobrzeże. Dotychczas jeżdżący aż do Krakowa, obecnie kończy bieg w Warszawie Zachodniej. Wiadomo - względy ekonomiczne. Gdyby nadal IC Pobrzeże jeździł do Krakowa, byłby bardzo konkurencyjny wobec drogiego Pendolino.

Wiem, trochę to pogmatwane, ale prościej się nie da. Teraz o zmianach. Podstawową zmianą jest to, że w składzie IC Pobrzeże w drugiej klasie są wagony pierwszej klasy, czyli zamiast ośmiu miejsc w przedziale jest ich tylko sześć (po trzy na jedną stronę). Jest zdecydowanie luźniej, chociaż dla wysokich osób nadal jest zbyt mało miejsca na nogi, kiedy zajęty jest cały przedział, ale taki już defekt komunikacji zbiorowej, trzeba sobie radzić albo spacerem po korytarzu co jakiś czas, albo próbą wyprostowania nóg poprzez wsunięcie ich pod fotel pasażera siedzącego naprzeciwko, co nie zawsze jednak jest możliwe.

Podobno selfie w toalecie są modne :D
Ponadto - wagony są klimatyzowane. Przy zamkniętych oknach i drzwiach nie jest duszno, jak bywa w starych składach. To dobre rozwiązanie szczególnie teraz, przy niskich temperaturach, ponieważ można uniknąć przeciągów wskutek otwierania okien i drzwi. Niestety, trochę gorzej jest z ogrzewaniem, na początku trasy jest ustawione automatycznie na maksymalną moc, a w trakcie jazdy temperatura spada i nie jest uruchamiana, by ponownie podgrzać wnętrze.

W pociągu działa Wi-Fi! Przetestowaliśmy to z Tomikiem już w drodze z Gdyni. Bezprzewodowy internet ma niezłą prędkość, jak na mobilne połączenie i nie zawiesza się, a tam, gdzie telefony tracą zasięg, Wi-Fi tylko zwalnia, ale nie wyłącza się całkowicie. Naprawdę świetna sprawa, szczególnie dla osób, które nie mają pakietu internetowego albo chcą zaoszczędzić transfer. Korzystałam z sieci przez całą drogę na trasie Kołobrzeg-Modlin i z powrotem - ani razu nie zawiodła. Brawa. Ale żeby nie było tak kolorowo, to brak w przedziałach, albo chociaż na korytarzach, gniazdek elektrycznych do podładowania sprzętu. Tak, oczywiście, wiem, że wymyślam i mam tego pełną świadomość. Gniazdko elektryczne jest, w toalecie. I nawet działa. Sprawdzałam!

Część wagonów posiada już automatycznie otwierane i zamykane drzwi. Naciskam guziczek i drzwi odsuwają się, a schody ścielą się u mych stóp! Koniec siłowania się z klamkami, pchania topornych drzwi i uważania na to, aby nie wylecieć razem z nimi na zewnątrz :) Opcja dostępna tylko w niektórych wagonach, ale daje nadzieje, że KIEDYŚ w końcu wszystkie drzwi będą na guziki :)

I jeszcze, co ważne, toalety posiadają zamknięty obieg, więc można korzystać z nich w czasie postoju. Opcja przydatna dla osób mających problem z utrzymaniem równowagi ;) Chociaż w przypadku tego składu to problem wydumany, bowiem pociąg jedzie zaskakująco cicho i równo, bez nadmiernych wstrząsów i huków. To zupełnie inna epoka.

A dlaczego tak bardzo jestem zafascynowana, że piszę na cześć pociągu taki wpis? Bo czas przejazdu na trasie Kołobrzeg-Modlin to niecałe 7 godzin, w dodatku w dzień, o normalnej ludzkiej porze (wyjazd 06:06, przyjazd 12:49). Trasa nie robi miliona zakrętów, tylko jedzie względnie prosto do celu. Dla porównania, niegdyś najdogodniejszym połączeniem dla mnie był nocny TLK Ustronie, który jechał z Kołobrzegu przez Trójmiasto, Bydgoszcz do Warszawy (i dalej na Kraków). Obecnie IC Pobrzeże jedzie z Kołobrzegu do Trójmiasta, a później prosto "w dół", na Warszawę, przez Malbork, Działdowo, Modlin. Powrót tą samą trasą. Wyjazd z Modlina 14:07, w Kołobrzegu o 21:15. W poprzednim układzie powrót z centrum do domu zaczynał się po 23 w Sochaczewie i po 10 godzinach docierałam do domu, jakoś koło 9 rano. Totalnie bez sensu :)

Zamek w Malborku
Poza tym podróż w dzień pozwala na podziwianie widoków przez okno, inspirację do dalszych podróży, jeśli coś "wpadnie w oko". Dla mnie wielką, wręcz przeogromną atrakcją był przejazd przez Malbork, w bardzo bliskiej odległości od zabytkowego zamku krzyżackiego. W drodze do Modlina patrzyłam nań jak zaczarowana, a wracając, wykonałam kilka zdjęć. Mniej lub bardziej udanych, ale jednak. I jeśli mam być szczera, to na obecną chwilę czuję się spełniona pod "malborkowym" względem i nie mam ciśnienia, aby już, teraz i zaraz tam jechać i zwiedzać. Chciałam na żywo zobaczyć zamek nad rzeką i zobaczyłam.

Kolejowa wieża ciśnień w Tczewie. Tyle razy przejeżdżałam, a nie widziałam. Bo przejeżdżałam ciemną nocą :)
W dzień pasażerowie także są bardziej rozmowni, niż w nocy, kiedy czujność i ostrożność mimo wszystko wygrywają ze zwykłą ciekawością drugiego człowieka i życzliwością. Zmęczenie też - wolałam w nocy spać, niż gadać, bo nocy w dzień się nie odeśpi. Wracając z Modlina do Kołobrzegu, aż do Malborka miałam przesympatycznego współpasażera, z którym przegadaliśmy całą wspólną drogę. O Kołobrzegu i o Gliwicach. Trochę o Białogardzie i Opolu. Także o historii i jej zawijasach, o niemieckiej przeszłości ziem zachodnich, a także o... wojsku! Może kiedyś Pan się natknie na ten wpis, więc serdecznie pozdrawiam. Dzisiaj takich towarzyszy podróży można szukać ze świecą :)

Daleka północ - w centrum pogoda niczym w lipcu, a im bliżej wybrzeża, tym większe śniegi, deszcze, tylko mrozu brak.
Na całe szczęście!
Co oczywiście nie znaczy, że wszystko jest takie kolorowe i wspaniałe, ale staram się doszukiwać plusów, niż minusów. Droga z Warszawy do Lublina i z powrotem pokonana została starym składem - TLK Karkonosze. I też przeżyłam, a dzięki miłemu towarzystwu, nawet podróż na korytarzu nie była niczym strasznym. Polecam pozytywne nastawienie, zdecydowanie ułatwia życie :)

Pozdrawiam!

Gdzieś między Warszawą a Lublinem

PS: Artykuł NIE jest sponsorowany. Po prostu lubię kolej :)

czwartek, 12 marca 2015

Marchevkowo na folkowo - Kujawy


Kujawy są regionem Polski położonym między trzema dużymi krainami geograficznymi: Pomorzem od północy, Wielkopolską od zachodu i Mazowszem od południowego wschodu. Południowy kraniec Kujaw jest jednocześnie północną granicą Ziemi Łowickiej, omówionej w poprzednim folkowym wpisie. W odniesieniu do współczesnego podziału administracyjnego Polski  obszar Kujaw można wyznaczyć na terenie województwa kujawsko-pomorskiego, a południowy fragment wielkopolskiego. Istnieje kilka klasyfikacji, dzielących Kujawy na pomniejsze regiony, jednak rozdrobnienie to (nawet na 8 części!) jest tu zbyteczne, a w zupełności wystarczy wyróżnić Kujawy Wschodnie, mające swoją stolicę we Włocławku, oraz Kujawy Zachodnie, których miastem stołecznym jest Inowrocław.
Region zawiera wiele bogactw naturalnych. Do najważniejszych należą złoża soli kamiennej (kopalnia znajduje się w Inowrocławiu). Obszar ten charakteryzuje się bardzo żyznymi czarnymi glebami. Kujawy są najmniej zalesionym obszarem w Polsce, natomiast mogą pochwalić się około 600 jeziorami, z których największym jest Jezioro Gopło. Nie brakuje tu wzniesień, które osiągają wysokość ponad 100 m n. p. m., a tzw. Garb Kujawski stanowi przedłużenie Gór Świętokrzyskich. Wyjątkowy charakter regionu podkreślił sam Oskar Kolberg, nazywając Kujawy krainą mlekiem i miodem płynącą.


Po raz pierwszy nazwa Kujawy odnotowana została w znanej Wam już z łowickiego wpisu bulli papieża Innocentego II z 1136 r. Pojawiła się także w kronikach Wincentego Kadłubka. Nie ma jednoznaczności co do znaczenia nazwy. Badacze przywołują różne tezy:
W słowniku wyrazów kujawskich Oskara Kolberga znaleźć można hasło: „wiatr - kujawa, wiatr północy”. W „Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych Krajów Słowiańskich” czytamy: „Kujawa oznacza w mowie ludu polskiego pewną odmianę gleby...” Stąd poszła nazwa całego obszaru nad Wisłą i Notecią mającego przeważnie glebę oznaczoną tą nazwą. A Brukner podejmuje interpretację związaną z wiatrem: nazwa dzielnicy wielkopolskiej i kui, wichru.[1]


Umieszczona na złotym polu hybryda połulwa czarnego i połuorła czerwonego we wspólnej koronie to jeden z najbardziej poważanych symboli herbowych w Polsce. Na przestrzeni dziejów zmieniały się barwy herbu, niejednokrotnie wprowadzając w błąd i omyłkowo przedstawiając wyróżniki innych miast. Wizerunek ten zakorzeniony jest w kulturze kujawskiej już od XIII w. Pod chorągwiami z hybrydą kujawskie rycerstwo walczyło pod Grunwaldem. Motyw używany był także jako element zdobniczy. Do dzisiaj obecny jest w heraldyce, występuje m. in. w herbie Brześcia Kujawskiego.
Znaczenia połączenia połulwa z połuorłem można jedynie się domyślać, a uzasadnienia szukać w uwarunkowaniach geograficznych: książę wielkopolski w herbie miał lwa, natomiast Mazowsze utożsamiane jest z orłem.


Strój kujawski szyty był z wysokiej jakości jedwabiu i sukna, przez co należał do najdroższych polskich strojów ludowych. Był bardzo podobny do stroju szlacheckiego, a to dodawało mu splendoru. Różnice w majętności Kujawian były dość wyraźnie zarysowane. Miał na to wpływ chociażby fakt podziału regionu przez zaborców: jedna część Kujaw była zajęta przez Prusy, druga przez Rosję. Mimo tych trudności, każdy mieszkaniec miał swój własny odświętny strój.
Damski strój w podstawowej formie składał się z nakrycia głowy, koszuli, sznurówki bądź gorsetu, kabatu, spódnicy, zapaski i obuwia. Marchevka ma na głowie kopkę, przeznaczoną dla mężatek, którym obyczaje zabraniały pokazywania włosów nad czołem. Panny nosiły chusty, które były odpowiednio modyfikowane, w zależności od pory roku i temperatur panujących na zewnątrz.

Damskie koszule były długie, wykończone stojącym bądź marszczonym kołnierzykiem. Szyto je z dwóch gatunków płótna. Górna część, wykładana na wierzch, była robiona z bielutkiego, cienkiego płótna, natomiast dolną część szyto z gorszego gatunkowo, grubego płótna. Powody takich kombinacji były dwa: pierwszy to oczywiście oszczędność i dbałość o budżet rodzinny. Drugi jest mniej oczywisty, ale równie logiczny: Kujawianki nie nosiły innej bielizny, a grubszy materiał zapewniał lepszą izolację termiczną.
Na koszulę zakładano gorset bądź sznurówkę. Gorsety często bywały nakryciem wierzchnim panien, natomiast starsze kobiety używały sznurówek. Na nią zakładano kabat, czyli kaftan podszyty wełnianą tkaniną. Wykonany był z granatowego lub ciemnozielonego sukna, podszywany czerwoną lub zieloną tkaniną. Był mocno pasowany w talii. Nie posiadał kołnierza, a pelerynkę i był zapinany na haftki, a widoczne na grafice guziki służyły celom dekoracyjnym. Kujawianki nosiły przynajmniej trzy spódnice. Wiadomo – im bogatsza, tym miała ich więcej.Na sam spód zakładano spódnicę wełnianą, najczęściej koloru czerwonego. U dołu zdobiona była czarnym haftem bądź aksamitką. Następnie przywdziewano płócienną białą warstwę, haftowaną białą nitką. Na wierzch zakładano najobszerniejszą i najdłuższą spódnicę - letnią z jedwabiu, a zimową z wełny. Kolory były zróżnicowane, przy czym panny wybierały raczej jasne barwy, natomiast starsze kobiety miały spódnice w ciemniejszych, stonowanych kolorach. Zapaska to nieodzowny element stroju kujawskiego, bez względu na wiek. Szyto je najczęściej z zielonych, złotych bądź fioletowych tkanin, jednak do najcenniejszych należały pąsowe haftowane zapaski. Haft na zapasce był zawsze biały z motywami kwiatowymi. Na marchevkowym elemencie stroju można obejrzeć przykład haftu kujawskiego. Noszono sznurowane buty z miękkiej skóry, a w święta zakładano do nich białe lub granatowe pończochy. Z biżuterii Kujawianki wybierały korale – był to obowiązkowy element uzupełniający. Korale oczywiście były naturalne, wielokroć stanowiły część posagu.
W skład męskiego stroju wchodziło nakrycie głowy (kapelusz lub rogatywka), koszula, jedwabna chusteczka, kamizelka, jaka, wełniany pas oraz spodnie i obuwie. Według ludowych podań jeszcze w XIX w. młodzi chłopcy nosili tylko długie koszule przepasane pasem, a pierwsze spodnie dostawali dopiero w okresie przedślubnym.
Nasz Marchevek ma na głowie rogatywkę, czyli opcję dla ubogich. Kapelusze były bardzo kosztowne i mogli pozwolić sobie na ich zakup tylko najzamożniejsi gospodarze. Koszule miały wykładany wysoki kołnierzyk oraz proste rękawy wszyte w mankiet. Podobnie jak w damskich koszulach, tutaj także oszczędzano na materiale i z lepszego płótna wykonywano jedynie przody, kołnierzyki i mankiety. Jaka to luźny męski kaftan z długim rękawem, uszyty z czerwonego sukna. Zapinana była na pięć czerwonych guzików. Katanka zaś była prostą kamizelką z granatowego sukna, podszytego czerwoną podszewką. Na przodach zdarzały się ozdobne pętlice, a guziki spełniały rolę wyłącznie dekoracyjną. Katanka zapinana była bowiem na haftki. Na kamizelce wiązano pas. W zależności od sposobu wykonania, miały one różną sztywność. Najcenniejsze były własnoręcznie robione i bardzo rozciągliwe. Każdy pas miał około 20 cm szerokości oraz 3,5 m długości. Po kilkukrotnym przepasaniu wiązano go w luźny węzeł w taki sposób, by jego końce swobodnie zwisały. Spodnie Kujawiaków to zagadka stulecia, bowiem nie zachowały się ŻADNE. Dlatego też można polegać tylko na szczątkowych informacjach podających, że ta część garderoby zawsze miała bardzo prosty krój. Szyto je z płótna, sukna oraz innych tkanin, natomiast zimą noszono spodnie z owczej skóry  runem do wewnątrz. 
Kujawiacy nosili buty z wysoką cholewą, układającej się w okolicach kostki w harmonijkę. Iskrzoki, bo tak brzmi nazwa tego obuwia, miały podbite obcasy. Stopę przed włożeniem owijano onucą, a zimą dodatkowo wyściełano wnętrze buta słomą.



Jak wiadomo, obrzędowość ludowa miała ścisły związek albo z religią, albo z rocznym rytmem natury, szczególnie na obszarach wiejskich. Należy przy tym zaznaczyć, że wierzenia związane z cyklem pór roku odnoszą się do pogańskich bożków. Postaram się teraz przedstawić kujawskie zwyczaje w kolejności chronologicznej. Sami się przekonacie, jak religia przeplata się z wierzeniami pogańskimi, a zarówno jedne, jak i drugie tradycje były bardzo sumiennie kultywowane.
Do dzisiaj przetrwał zwyczaj chodzenia z Kozą, praktykowany w trzecią niedzielę Wielkiego Postu, będącym przerywnikiem od czasu zadumy i umartwiania się. Według podań Oskara Kolberga, obrzęd ten polegał na tłuczeniu glinianych garnków wypełnionych popiołem. Aktów wandalizmu (;)) dokonywano na różne sposoby. Jednym z nich było rozbijanie naczyń o drzwi domu, w którym mieszkała panna na wydaniu. Zdarzało się tłuc garnki pod nogami przypadkowych przechodniów. Oczywiście była możliwość uniknięcia tej wątpliwej przyjemności poprzez podarowanie młodzieńcom drobnej kwoty pieniędzy.
Kiedy nadchodziła wiosna, przeganiano zimę topiąc słomianą kukłę, zwyczajowo nazywaną Marzanną. Powrót znad rzeki przypominał orszak, którego głównym punktem była panna przebrana za królową, dzierżąca gaik-maik, czyli gałąź drzewa iglastego, przystrojoną wstążkami i papierowymi kwiatkami. Pochodowi towarzyszyły tradycyjne pieśni i życzenia składane mieszkańcom wsi. Pieśń poniżej, polecam odtworzenie od 1:20 :)


Wielkanoc to czas przygotowywania pisanek, które na Kujawach nazywa się kraszankami. Są to jajka bez wzorków, barwione na jednolity kolor poprzez gotowanie w łupinach cebuli lub korze olchy. W pierwszy dzień świąt odbywały się przywoływki, które w jednej z dzielnic Inowrocławia praktykowane są do dziś. Tego dnia młodzieńcy z wybranego wysokiego punktu (może to być drzewo, dach, ambona) wywołują imiona dziewcząt i w rymowankach zapowiadają, ile wody dlań przeznaczą w Dyngusa.
W wigilię św. Jana, oprócz obchodów znanych powszechnie wianków, rzucano na dachy domów liście łopianu. Według kujawskiej tradycji, była to niezawodna ochrona przed czarownicami.
Czas żniw to czas wyjątkowy dla mieszkańców wsi. W tym okresie odbywało się tzw. frycowe, czyli włączenie młodych mężczyzn do grona kosiarzy. Musieli oni pomyślne zdać egzamin, w tym wykazać się znajomością budowy kosy. Praca w polu kończyła się okrężnym, czyli po prostu dożynkami. Ważnym elementem były wieńce ze słomy, a z ostatniego snopa tworzyło się babę żniwną, którą ustawioną na granicy wsi i polewano wodą.

Wesele kujawskie także rządziło się swoimi prawami. Prawdziwym rytuałem były odgrywane przed oczepinami zabawne scenki, w których każda postać miała do odegrania ściśle określoną rolę. Bohaterowie targowali się o wieniec panny młodej. Rybak łowił na wędkę smaczne kąski z weselnego stołu, Golibroda próbował ogolić pana młodego, a Żyd kończył zabawę, sprzedając wianek panu młodemu.
Okres Bożego Narodzenia trwał od Wigilii aż do 2 lutego, czyli święta Matki Bożej Gromnicznej, a główne uroczystości świąteczne odbywały się między Wigilią a 6 stycznia, czyli świętem Trzech Króli. Podczas kolacji wigilijnej spożywano 9 potraw, a do stołu podawał gospodarz domu. Gospodyni zaś nie mogła w czasie Wigilii wstawać od stołu, co miało zagwarantować w nadchodzącym roku obfite znoszenie jaj przez kury.


Z Kujawami nie mam absolutnie żadnych skojarzeń kulinarnych. Nie byłabym jednak sobą, gdybym czegoś niebanalnego nie wyszukała. Głównymi składnikami wykorzystywanymi przez kujawskie gospodynie domowe są warzywa (głównie ziemniaki i fasola), owoce (przede wszystkim śliwki i jabłka), a także produkty zbożowe. Z mięs królował drób, nie żałowano sobie także ryb wszak kraina jeziorami stoi. Do regionalnych potraw należy m. in. czernina z kaczej krwi i kluski ziemniaczane. Biały barszcz czy krupnik wydają się dość pospolite, ale na uwagę zasługuje też ryba po toruńsku przyrządzana w ciemnym piwie z dodatkiem przypraw korzennych. Toruńskie pierniki to klasyka gatunku. Do słodkości należą też rogaliki barcińskie z migdałowym nadzieniem, jednak gwoździem programu jest... fjut. Grzeczniejsza nazwa to cyrop. Jest to syrop wytwarzany z buraków cukrowych. Proces przygotowania jest dość żmudny (kilkanaście godzin gotowania), dlatego nie jest on używany na co dzień. Fjuta wykorzystuje się np. do dosładzania potraw, a nazwę zawdzięcza swojej rozciągliwej konsystencji. :D A zdjęć nie ma specjalnie – wyobraźnia i tak już wyjątkowo pracuje ;)


Polski folklor, choć bogaty i mocno zróżnicowany w zależności od regionu, był uzależniony także od aktualnych potrzeb życiowych ludzi. Stąd też dużą wagę przykładamy do ukazania kolorów, strojów ludowych i tego, co wyróżnia poszczególne regiony. Myślę, że z każdym kolejnym wpisem będzie doskonale widać, że Polska, chociaż etnograficznie zróżnicowana, suma summarum była (i mam nadzieję, że nadal jest), jednym, spójnym krajem, ze wspólnymi cechami obejmującymi nie tylko etnoregiony, ale też zdecydowanie większe obszary, a może nawet cały kraj. Rzemiosło miało najczęściej charakter użytkowy, a ludzie są tacy sami i mają podobne potrzeby. 
Stąd też np. plecionkarstwo, które uprawiano również na Kaszubach, ma podobny cel uzyskanie przedmiotów przydatnych w codziennym życiu: koszy wszelkiego rodzaju na ziemniaki, na chleb, na codzienne sprawunki, a także żywy drób! Ponadto wyplatano misy, a nawet... buty na zimę. Używano do tych celów głównie wikliny i słomy, a królowała żeberkowo-krzyżowa technika wyplatania. Same produkty plecionkarskie nie posiadały specjalnych cech, wyróżniających je od tych powstających w innych częściach kraju.
Ceramika była bardzo zbliżona do łowickiej, łącznie z problemami dotyczącymi zapotrzebowania na naczynia gliniane, które zostały wyparte przez kamionkę. Kujawskie naczynia były proste, pozbawione wydumanych zdobień, jedynie bielone glinką. Produkcja kafli trwała, dopóki do ogrzewania izb wykorzystywano piece kaflowe. Ciekawostką może być fakt, że zdunowie nie zajmowali się jedynie budową pieców, ale także parali się ocieplaniem drewnianych domów poprzez oblepianie ich gliną.
Kujawskim zwyczajem było także ozdabianie mebli pięknymi malowidłami, a do najważniejszych elementów kujawskiego domu należał kredens. Służył do przechowywania oraz eksponowania najcenniejszych przedmiotów, głównie ceramicznych: mis, talerzy, kubków. Podzielony był na dwie części: zamykanej szafki oraz przeszklonej nadstawki z witryną. Charakterystyczne i najcenniejsze są miśniki, czyli kredens ozdobiony malowidłami.
Zgłębiając jednak temat znalazłam coś jeszcze. Coś ciekawego i niebanalnego, na co nie natknęłam się nigdy wcześniej i nigdzie indziej. Kujawiacy byli bardzo kreatywni. Na luksus użycia żelaza mogli pozwolić sobie tylko zamożniejsi, a jak wiadomo potrzeba jest matką wynalazków. I jednym z takich oto wynalazków były różnego rodzaju kombinowane zamknięcia budynków. Dzisiaj sprawa prosta kupujemy Gerdę albo innego Loba, montujemy i mamy. A niegdyś? Używano różnych zasuwek, belek, wykorzystywano kamienie i proste mechanizmy blokujące. Niby proste, a jakie skuteczne.


Kruszwicka legenda o królu Popielu była pierwszą, jaką poznałam na lekcji historii w szkole podstawowej. To był jeden z bodźców ku mojej fascynacji Polską w ogóle, a historią i ciekawostkami w szczególe. Do dzisiaj, chociaż minęło dobrych 15 lat, z sentymentem wspominam lata szkolne i uśmiecham się po wielokroć, gdy widzę moją panią nauczycielkę historii. Przytaczam Wam tę legendę bez modyfikacji. 
Książę Popiel, władca Kruszwicy, od dzieciństwa bardzo źle rokował. Hulał, pił, leniuchował, a walki unikał jak ognia. Przezywali go "Chwostkiem", czyli nikczemnikiem.
Jego żona, niemiecka księżniczka Gerda, była piękna, acz chciwa. Tak przekabaciła męża, że ten słuchał tylko jej, a nie dobrych doradców. Kiedy na świat przyszli dwaj synowie, Lech i Popiel, książę w ogóle stracił głowę.
Wielka nienawiść zrodziła się między stryjami Popiela a jego żoną. Gerda chciała ich zgładzić, obawiając się, że zamiast jej synów, na tron wybiorą kogoś innego. A że była sprytna, to przygotowała straszny plan. Zawiadomiła stryjów o ciężkiej chorobie Popiela i zaprosiła ich do grodu, żeby się pożegnali. Posłuchali jej prośby i u wezgłowia czekali na śmierć kuzyna.
Książę poprosił ich, aby na pożegnanie wypili z nim czarę miodu. Trunek był oczywiście zatruty, a Popiel tylko udawał, że pije. Po paru chwilach stryjowie padli bez tchu, a książę ogłosił, że chcieli go zrzucić z tronu i spotkała ich słuszna kara. Zakazał też wyprawiać im pogrzebu.
Popiel świętował, a w pobliżu porzuconych ciał wylęgły się roje myszy. W poszukiwaniu jedzenia ruszyły w kierunku grodu. Bez przeszkód przypuściły szturm i zdobyły zamek. Przerażony Popiel uciekł z rodziną na wyspę, na której schronił się w wieży.
To mu jednak nie pomogło – myszy dostały się do środka po murach, zjadły całą rodzinę i zniknęły... Od tej pory kruszwicka wieża nosi miano Mysiej Wieży. A gryzonie ponoć skryły się gdzieś w pobliżu i czekają, aż w okolicy pojawi się następny morderca.[2]
Warto też wspomnieć o legendzie na temat powstania Bydgoszczy. Według podań, gród nad Brdą założyli dwaj bracia - Byd i Gost. Trochę jak Vars i Sava, nieprawdaż? :)


Gwara kujawska należy do dialektu wielkopolskiego. Zauważa się jednak także wspólne cechy z gwarą Mazowsza czy Ziemi Dobrzyńskiej. Dość silnie zakorzenione jest używanie niemieckich zapożyczeń: jo – tak, fest – mocno i kilku innych. Do głównych cech gwary kujawskiej należą:
  1. Brak mazurzenia tak bardzo charakterystycznego dla wielu innych polskich gwar.
  2. Labializacja samogłoski o” – czyli wymawianiu zamiast „o” – „ło” na początku wyrazu (łokno, łoglądać, łosiemnaście) oraz „ó” w środku wyrazu (dóm zamiast dom).
  3. Uproszczenie grup spółgłoskowych, zauważane najczęściej w wymawianiu przymiotników w stopniu wyższym: wyższy – wyszy, dłuższy – dłuszy. Może to dotyczyć także rzeczowników: durszlak – duszlak.
  4. Zamienienie znaczenia przyimków bez i przez: Szedł przez czapki. Szedł bez las.
Dla dociekliwych polecam Słownik Gwary Kujawskiej opracowany przez Kronikarza Jerzego, a także całe Kroniki Inowrocławskie, które na pozór będące kronikami Inowrocławia, są prawdziwą skarbnicą wiedzy na temat Kujaw. A na deser okładka gazety włocławskiej z czasów okupacji:




Kujawy  jak sama nazwa wskazuje, są ojczyzną jednego z polskich tańców narodowych – kujawiaka. Jest to taniec wirowy, o subtelnym charakterze, dodatkowo podkreślanym spokojną muzyką.  Ze względu na ekspresję tańca (a raczej jej brak), kujawiak bywa nazywany śpiącym. Dla odmiany, szybszy i żywszy mazurek, dzięki energicznej pracy kolan, bywa nazywany skocznym. Od kujawiaka odróżnia się przede wszystkim tempem. Polonez natomiast, czyli chodzony, otwierał większość ważnych uroczystości, na których przewidziane były tańce.


Pisząc o kujawiaku, nie sposób wspomnieć o wybitnych kompozytorach, którzy w swojej twórczości także inspirowali się kujawiakiem. Takie odwołania można znaleźć w mazurkach Fryderyka Chopina. Dzisiaj polecam posłuchać kompozycji Henryka Wieniawskiego w wykonaniu Bartka Nizioła.


Muzyka kujawska to przede wszystkim gra instrumentów. W skład ludowej kapeli wchodziły skrzypce (często dwoje) i basy. Czasami zdarzał się klarnet oraz bębenek, a w podaniach Oskara Kolberga można znaleźć wzmianki o dudach. Mimo powszechnej obecności muzyki w życiu Kujawian, słowa pieśni miały drugorzędne znaczenie. Bardzo często dla zachowania poprawnego rytmu, dodawano przypadkowe sylaby, zupełnie niezwiązane z tekstem. 


Tradycyjnie – wycinanka dla najmłodszych. A tak z ciekawości zapytam  ktoś wycinał, wyklejał, bawił się? :) Pobieramy TUTAJ.




Aby nadać trochę humoru naszemu cyklowi, postanowiłyśmy wyszukać coś zabawnego. Padło na... nazwy miejscowości. Im śmieszniejsze, tym lepsze :) Po przeanalizowaniu znalezionych w sieci nazw, zweryfikowaniu ich istnienia i położenia, wybrałyśmy według nas najśmieszniejsze. Okazuje się, że poczucie humoru mamy nieco rozbieżne, więc nasze typy się różnią i bardzo dobrze! Jest urozmaicenie ;) Sava obstawia jako najzabawniejsze miejscowości o nazwie: Skurgwy, Jajkowo i Tupadły. Marchevka natomiast, nie dość, że geograf, to chyba jeszcze anatom, wybrała Suchorączek i Krzywe Kolano. Obie nas natomiast bawi nazwa Ciućmanija. Tylko czy aby na pewno taka miejscowość istnieje? Jeśli są tu jacyś Ciućmanijacy, prosimy potwierdzić! :)


Kujawy to ciekawy region, kojarzący się z Ciechocinkiem i tężniami solankowymi. To także kolebka polskości – stanowisko archeologiczne w Biskupinie jest pomnikiem historii Polski. Istnieje jednak jeszcze wiele innych miejscowości, których wymienić tu nie sposób. Opiszę tylko kilka z tych, w których byłam lub mam szczególny stosunek do nich i wiem, że polecić je warto.

Bydgoszcz

Miasto pełne niespodzianek, zachwycające, ciekawe. Na pewno zaskakujące. Po prostu ładne, bez zbędnego poszukiwania specjalnych walorów. Dzień dla niej to za mało. Dwa to już coś, ale dla dociekliwych i tak potrzeba więcej czasu.


 Toruń
Słyszałam wiele, ale jeszcze nie miałam okazji dotrzeć. Wydaje się być magiczny i warty poświęcenia czasu. Toruń jest wyjątkowy, bo leży na pograniczu Kujaw i Pomorza. A toruńskie pierniki, chociaż dostępne już prawie w całej Polsce, na pewno najlepiej smakują nie gdzie indziej, jak tylko w Toruniu. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej na temat tego miasta - zapraszam niżej, do dyskusji, a szczególnie do komentarzy Tomika, rodowitego torunianina :)

                                                                  Inowrocław
To stolica Kujaw Zachodnich. Jest uznany za miasto uzdrowiskowe ze względu na tężnię solankową i wiele domów uzdrowiskowych. Ponadto posiada ogromne złoża soli kamiennej. Przy tym wszystkim to dość duży ośrodek wojskowy. Odwiedziłam to miasto na bardzo krótko – zdecydowanie za krótko.
Włocławek
Kojarzy mi się z keczupem :) Jest stolicą Kujaw Zachodnich, a przez niektórych uznany za miasto stołeczne całego regionu. Jest jednym z najstarszych miast w Polsce. Sporo tu sprzeczności podwyższających atrakcyjność miasta: wielkie zakłady przemysłowe, malownicze nadrzeczne zakątki, parki oraz oczywiście zabytki architektoniczne.
                                                                                    Pieczyska
Miejsce wprost idealne dla amatorów wypoczynku nad wodą. Piaszczysta plaża nad Zalewem Koronowskim to atrakcja nie tylko na słoneczne, letnie  dni. Wczesną wiosną, gdy przyroda budzi się do życia, to doskonałe miejsce  do odpoczynku od powszedniego zgiełku wielkich miast.


Tekst
Marchevka przy wykorzystaniu następujących źródeł:
  1. Dialektologia.uw.edu.pl;
  2. Dziedzictwo.ekai.pl – bezpośredni cytat [2];
  3. Interklasa.pl – w tym bezpośredni cytat [1];
  4. D. Jędrzejewski, 20 najpiękniejszych miejscowości uzdrowiskowych w Polsce;
  5. Nasze.Kujawsko-Pomorskie.pl;
  6. E. Piskorz-Brenekowa, Polskie stroje ludowe, t. I.;
  7. Polska na weekend: Kujawy i Bory Tucholskie.
  8. PolskaTradycja.pl;
  9. Wikipedia.org;
  10. Wikipedia.org.

Redakcja tekstu – Sava

Materiały graficzne
Ubrania państwa Marchevków – Sava:

Strój damski:
-kabat – polalech.pl po modyfikacjach;
-spódnica – polalech.pl po modyfikacjach;
-kopka – strój lalki folkowej;
-trzewiki – sklep internetowy z folkowymi strojami po modyfikacjach;
-koszula – sklep internetowy z folkowymi strojami po modyfikacjach;
-korale – sklep internetowy z folkowymi strojami po modyfikacjach;
-zapaska – sklep internetowy z folkowymi strojami po modyfikacjach.

Strój męski:
-rogatywka – polalech.pl po modyfikacjach;
-katanka – polalech.pl po modyfikacjach;
-iskrzoki – sklep internetowy z folkowymi strojami po modyfikacjach;
-spodnie – sklep internetowy z folkowymi strojami po modyfikacjach;
-pas – polalech.pl po modyfikacjach;
-jaka – sklep internetowy z folkowymi strojami po modyfikacjach;
-koszula + kokarda – polalech.pl po modyfikacjach.

Zdjęcia – Marchevka.
Zdjęcie z Torunia – Tomik.
Zdjęcie wrót stodoły – Dialektologia.uw.edu.pl.
Strona Gazety Włocławskiej – Wikipedia.org.
Nagłówki – Sava.
Wycinanka – Sava.
Mapka konturowa – Marchevka.
Herb Kujaw – Wikipedia.org.


Dziękujemy za uwagę!

Obserwatorzy