Od dwóch dni próbuję coś napisać na ten temat i wychodzą mi tylko nudne elaboraty, tanie frazesy i nic poza tym. A tu nie ma co gadać - tu trzeba działać! Braki krwi w bankach są przerażające, szpitale przesuwają planowe operacje, bo nie mogą zabezpieczyć pacjentów na wypadek mniej lub bardziej nieprzewidzianych okoliczności i potrzeb. Regularni krwiodawcy są na wakacjach, a właśnie w czasie wakacji zdarza się najwięcej wypadków powodujących wzmożone zapotrzebowanie na krew, której nie da się zastąpić niczym innym.
Autobus klimatyzowany, w pełni przystosowany do swoich zadań. Jest w nim nawet gabinet lekarski!
Regionalne centra krwiodawstwa i krwiolecznictwa dwoją się i troją, by pozyskać jak największą ilość dawców. W teren wyjeżdżają mobilne punkty poboru krwi, ustawiane są w miejscowościach i miejscach odwiedzanych przez turystów, ale nie tylko. Taki krwiobus widziałam np. na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie i niestety, ale nie widziałam zbyt wielkiego zainteresowania nim. Sama żałowałam, że nie byłam przygotowana, bo oddałabym krew już wtedy. Na ponowną okazję czekać nie musiałam - dwa dni temu autobus przystosowany do pobierania krwi od dawców zawitał do Kołobrzegu. Ale gdyby nie to - pewnie poszłabym do szpitala i tam oddała krew.
Oddaję od siedmiu lat. Bo mogę, bo chcę, bo nic mnie to nie kosztuję, bo nic nie tracę, bo mogę tylko zyskać - poczucie zrobienia dobrego uczynku, bezinteresownej pomocy, dobry humor na cały dzień. Naprawdę, to uskrzydla, po ostatniej donacji śmiałam się do końca dnia i to bynajmniej nie z powodu głupiego jasia, bo tam serwowali tylko darmowe nielimitowane drinki z widokiem na morze!
Autobus ustawiony był wzdłuż nabrzeża, a fotele usytuowane tak, że można było podziwiać kanał portowy i przepływające różnego rodzaju statki - dodatkowa atrakcja turystyczna.
Skąd ten wpis? Bo ostatnia akcja uświadomiła mi, jak wiele osób "i chce, i się boi". Kiedy czekałyśmy z koleżanką na swoją kolej i wejście do busa, udało nam się przekonać kilka osób do oddania krwi. To nie były łapanki. Kilka osób podeszło z rezerwą, spoglądało przepłoszonym wzrokiem i niepewnie wyrażało chęć "a może i ja...". No pewnie! Polecamy, zachęcamy! Można spróbować, to nic nie boli i nic nie kosztuje. A później już poszło z górki. W ciągu czterech godzin mobilny punkt poboru krwi odwiedziło ponad 30 osób, które oddały około 14 litrów krwi.
Marcheva z drinkuje :P
Poświęcając niewiele czasu i kawałek siebie, który zaraz i tak się zregeneruje, można uratować komuś życie i zdrowie. Wielu z nas mówi, że "świat jest ok, tylko ludzie czasem nie...". Często się słyszy "co za czasy nastały". To ja pytam: a co ty zrobiłeś, byś ty, jako człowiek, był lepszy, a przez to lepszy był świat? Co zrobiłeś, by te dzisiejsze czasy jednak nie były tak podłe, jak są? No właśnie... Wysłać smsa albo przelew jest łatwo, bo zrobi się to o każdej porze dnia i nocy, niemalże z każdego miejsca na ziemi. A do oddania krwi niestety, albo stety, trzeba się przyłożyć, trzeba prowadzić względnie zdrowy tryb życia, unikać niebezpiecznych zachowań seksualnych i ryzykownych praktyk związanych z piercingiem i tatuowaniem się. I, przede wszystkim, krew ludzka jest niezastąpiona, nie można jej uzyskać w laboratoriach. Krew jest nie do podrobienia.
A teraz kilka podstawowych informacji dla osób wahających się lub takich, które jeszcze nie myślały o zostaniu dawcą:
Kto może oddać krew:
Osoby od 18 do 65 roku życia:
które ważą co najmniej 50 kilogramów;
u których w ciągu ostatnich 6 miesięcy nie wykonano akupunktury, tatuażu, przekłucia uszu lub innych części ciała;
które w ciągu ostatnich 12 miesięcy nie miały wykonanych żadnych zabiegów operacyjnych, endoskopowych i innych diagnostycznych badań (np. gastroskopii, panendoskopii, artroskopii, laparoskopii);
które w ciągu ostatnich 12 miesięcy nie były leczone krwią i preparatami krwiopochodnymi.
Szczegółowe informacje, w tym o metodach poboru krwi oraz czynnikach wykluczających uzyskasz TU.
Fakty i mity z zielonymi wstawkami Marchevki
Oddając krew można się zarazić–Jest to całkowicie niemożliwe. Do pobierania krwi i próbek do badań stosuje się wyłącznie sprzęt jednorazowego użytku. Potwierdzam, w żaden sposób nie czuję się zagrożona poprzez oddawanie krwi, cały sprzęt użyty do badań i donacji jest sterylny, otwierany przy mnie, personel zmienia rękawiczki.
Oddawanie krwi uzależnia – Oddawanie krwi nie powoduje żadnych efektów ubocznych ani uzależnienia. Mam relatywnie małe doświadczenie w oddawaniu krwi (7 lat), jednakże znam osoby, które oddawały regularnie krew "przez całe życie" i rzeczywiście, nic się nie działo, nie było żadnej nadprodukcji krwi i innych tego typu rzeczy.
Aby oddać krew, trzeba znać swoją grupę – Nie jest to wymagane. Potencjalny dawca krwi jest poddawany kontroli medycznej, a grupa krwi jest ustalana po pobraniu. Powiem więcej - nawet jeśli znasz swoją grupę krwi, badania i tak są robione ;-)
Za oddanie krwi dostaje się pieniądze – W Polsce krew oddaje się nieodpłatnie. Z punktu widzenia biorcy wartość krwi jest nieprzeliczalna na pieniądze. Krew oddaje się bezinteresownie. Można oddać krew odpłatnie, jednak automatycznie wyklucza się do z ideą honorowego krwiodawstwa. Niemniej jednak przysługuje krwiodawcy np. na określonych zasadach zwrot kosztów dojazdu do stacjonarnego punktu poboru krwi.
Krew należy oddawać jedynie na apel – Krew należy oddawać regularnie, ponieważ tak tworzą się jej zapasy, niezbędne do wykorzystania nie tylko w różnych nagłych sytuacjach, a przede wszystkim do systematycznego realizowania leczenia najcięższych chorób przewlekłych. Tak! Tak! Tak! Kobiety co trzy miesiące, mężczyźni co dwa.
Można oddać dowolną ilość krwi – Jednorazowo pobierana jest najczęściej jedna jednostka krwi pełnej, czyli 450 ml. A jaka to radość, kiedy w tak ekspresowym tempie tracisz niemal pół kilo :D
Na oddawanie krwi należy przychodzić na czczo – Do oddania krwi należy zgłosić wypoczętym, po lekkim niskotłuszczowym posiłku (np. pieczywo, chuda wędlina, warzywa, owoce). Unikać potraw tłustych (smalec, masło, śmietana, tłusta wędlina), które mogą spowodować, że krew będzie lipemiczna (przetłuszczona) i nie będzie nadawała się do celów leczniczych również wieczorem w dzień poprzedzający oddanie krwi. Przed oddaniem należy pić dużo wody lub soków owocowych. Pół godziny przed oddaniem krwi nie należy palić papierosów. Nie należy przychodzić do oddania krwi po spożyciu alkoholu i/lub środkach zmieniających nastrój. Soki owocowe, woda, kawa, herbata - to wszystko jest dostępne za darmo w punktach krwiodawstwa, a po donacji dostaje się, w zależności od stacji, czekolady, wafelki, soki, czyli produkty mające pomóc nam zregenerować ubytek, który powstał po oddaniu krwi.
Krwiodawcy mają szlachetną, błękitną krew – Krew krwiodawców ma takie same czerwone zabarwienie jak krew innych ludzi. Oj tam, oj tam, do szlachectwa żadne barwy a czyny pretendują!
Oddawanie krwi powoduje zmianę wagi ciała – Oddawanie krwi nie powoduje obserwowalnego spadku ani wzrostu masy ciała. Oczywiście, z tą utratą pół kilograma powyżej żartowałam :P
Biorca dziedziczy cechy charakteru dawcy – Nie jest to możliwe, przetoczone komórki pełnią swe funkcje od kilku do kilkudziesięciu dni w organizmie biorcy i w żaden sposób nie są powiązane z mechanizmami dziedziczenia. Zatem nawet jeśli masz wredny charakter, przyjdź śmiało - nie przejdzie on na innych :P
Jeśli jesteś zainteresowany bliższymi informacjami, bądź masz jakieś wątpliwości, odwiedź stronę: twojakrew.pl albo zapytaj w komentarzu – odpowiem na miarę mojej wiedzy i umiejętności.
I jak chyba nigdy nie zdarzyło mi się prosić o udostępnianie moich wpisów, tak teraz bardzo Was proszę – albo o udostępnianie tego wpisu, albo o napisanie swojego o krwiodawstwie. Im więcej o tym będziemy pisać, tym większa szansa, że więcej osób zdecyduje się na oddanie krwi, a przez to uda się zapełnić braki w bankach krwi, wszak ani ja, ani Ty nie wiemy, kiedy krew potrzebna będzie NAM samym albo naszym bliskim.
Martwić się też nie ma o co - i tak nas puszczą z torbami, i tak ;-)
Odkąd zimą zmobilizowałam się do odwiedzenia tego miejsca, stałam się jego stałym bywalcem. Niekoniecznie pokonywałam całą trasę, ale myślę, że do połowy ścieżki dochodziłam. Kiedy jest zielono i ciepło, życie na mokradłach tętni pełną mocą. Doskonałe miejsce na wyciszenie, ale i na spotkanie różnorakiego ptactwa, w tym czapli – jak długo żyję, tak pierwszy raz je zobaczyłam dopiero w tym roku właśnie w Pyszce.
Przez pewien czas praktykowałam witanie dnia kubkiem gorącej kawy na świeżym powietrzu. Domu z ogrodem nie posiadam, mieszkam w betonowej dżungli, a co się z tym wiąże – nie za bardzo mam możliwość wypicia kawy w trybie stacjonarnym, jednocześnie realizując swoje małe założenie. Czasami jeździłam do portu, czasami tylko na plażę wschodnią, tę najbliżej mojego miejsca zamieszkania, raz pojechałam do centrum i wypiłam kawę na schodach ratusza.
Ostatnia sobota czerwca była wyjątkowa pod każdym względem. Po pierwsze – tym razem nie zrywałam się sama, bo towarzyszył mi Tomek. Zapakowaliśmy się o 4 rano do Marchevkowozu i pomknęliśmy z kubkami pełnymi gorących napojów i kanapkami do Pyszki – pierwszy raz za miasto, bo dotychczas poranki były typowo kołobrzeskie. No i, jak się teraz okazało, był to ostatni wypad moim samochodem – z przyczyn obiektywnych podjęłam decyzję o sprzedaży i poszedł służyć młodemu kierowcy. Jak odjechał, pomyślałam: "a co teraz z poranną kawą?!" Nic, zamieniłam kawę na poranne bieganie, a kawę piję na balkonie ;)
No, ale żeby nie przynudzać, wrzucam zdjęcia z dwóch wypadów, w odwróconej kolejności wykonania, za to w prawidłowej, jeśli chodzi o porę dnia. Jadąc z Pikniku w Łęcznie podglądałam czaple, a dopiero tydzień później pojechaliśmy na wschód słońca. To miejsce jest magiczne o każdej porze dnia i roku. Jeśli ktoś jeszcze nie był – polecam się wybrać. No, chyba że rzeczywiście brak dojazdu, to mogę polecić solne bagna w Ekoparku Wschodnim, do którego można dojechać autobusem miejskim linii numer 5 i wysiąść na pierwszym przystanku za torami kolejowymi w Podczelu. Ale teraz wracamy na mokradła, lecimy!
Trochę kropiło, stąd ta kropka nad szyldem ;-)
A teraz czaple. Przysiadłam na ławce i oglądałam, byłam nimi urzeczona. Myślę, że o różnych porach dnia i przy dłuższym przyczajeniu się można spotkać wiele innych okazów. Między innymi coś, co siedziało w szuwarach, głośno dawało znać o swojej obecności, ale dzioba nie wychyliło, żeby się pokazać :D
Było ich jeszcze więcej, ale bez statywu zdjęcia z dużym zoomem wyszły niezbyt ładne
Śląsk Opolski to największa (niemal 40%) część Górnego Śląska. Jest regionem macierzystym Górnego Śląska, powstałym z podziału Śląska na Księstwo Śląskie (dzisiejszy Dolny Śląsk z Wrocławiem) i Księstwo Opolskie, które od XIV wieku nazywane jest również Górnym Śląskiem.
Region Śląska Opolskiego znajduje się obecnie w 75% w
województwie opolskim i w 20% w województwie śląskim. Inaczej mówiąc –
województwo śląskie składa się prawie w 25% z „Opolszczyzny” (Racibórz, Bytom,
Zabrze, Gliwice), natomiast Śląsk Nyski i Śląsk Brzeski (rejon Brzegu i
Namysłowa) regionalnie są częścią Dolnego Śląska.
Główne
miasta Śląska Opolskiego to: Byczyna, Głubczyce, Gorzów Śląski,
Kędzierzyn-Koźle, Kluczbork, Krapkowice, Lubliniec, Olesno, Opole, Ozimek,
Prudnik, Strzelce Opolskie, Wołczyn, Zawadzkie i Zdzieszowice.
Śląsk Opolski jest regionem wielonarodowym, stanowi barwną
mozaikę kulturową. Obok Polaków mieszka tu liczna społeczność autochtoniczna
Ślązaków i Niemców, a także Polacy przesiedleni z Kresów Wschodnich, Ukraińcy,
Czesi i Morawianie. Panuje tu harmonijna, choć nie zawsze wolna od lokalnych
napięć i konfliktów, symbioza kultury polsko-niemieckiej i czesko-morawskiej.
Ten tygiel kulturowy sprawił, że na Śląsku Opolskim powstała unikalna kultura z
własnym dialektem, strojem ludowym i kuchnią. Regionalny charakter zachowała
gwara, obrzędy, tańce, pieśni i literatura.
Historycznie Śląsk Opolski do 990 roku był częścią Państwa Wielkomorawskiego i Czeskiego. Następnie do 1339 roku był piastowską dzielnicą Polski. W okresie od 1339 do 1742 roku stał się przedmiotem politycznych i finansowych przetargów, będąc już wówczas pod wpływem niemieckim. W 1742 roku znalazł się w obrębie Państwa Pruskiego. W latach 30. i w czasie II wojny światowej pod panowaniem Trzeciej Rzeszy wszelkie przejawy śląskiej tożsamości były bezwzględnie dławione. Po zakończeniu II wojny światowej Śląsk Opolski powrócił w granice Polski.
Księstwo Opolskie zajmowało początkowo cały obszar Górnego Śląska. Z biegiem czasu, w wyniku dziedziczenia, sprzedaży lenna wydzieliły się z niego księstwa: Nyskie, Raciborskie, Opawskie, Cieszyńskie, Pszczyńskie i Bytomskie. Dziś są to odpowiednio następujące regiony: Śląsk Nyski (kojarzony z Dolnym Śląskiem jako własność biskupów wrocławskich), Rybnicki, Opawski, Cieszyński, Pszczyński i Gliwicko-Katowicki. Śląska Opolskiego nie należy mylić z nadużywanym w mediach i języku potocznym rusycyzmem „Opolszczyzna”! Śląsk Opolski to obszar dawnego Księstwa Opolskiego, natomiast pojęcie „Opolszczyzna” jest bardzo niejednoznaczne, a często stosuje się je do terenów o różnych, nierzadko wykluczających się granicach.
Strój opolski noszono na terenach
na wschód i zachód od Opola, na północy aż po Kluczbork, natomiast na południu graniczył
on ze strojem głubczyckim, a na południowym wschodzie – z bytomskim. Do dziś
bywa nazywany „ubiorem polskim”. Niemal w każdej opolskiej wsi istniały lokalne
warianty stroju, co zależało zarówno od wpływów zmieniającej się mody, jak i stanu
majątkowego chłopów. Po lewej stronie Odry na urodzajnych ziemiach chłopi
nosili bogatsze ubiory, po prawej stronie brzegu – skromniejsze. Do połowy XIX
wieku strój chłopów pańszczyźnianych był dość prosty i mało zdobiony, wykonany
głównie z tkanin wełnianych, często niebarwionych, przyozdobionych co
najwyżej skromnymi haftami. Zmiany w ubiorze wprowadzać zaczęto dopiero w
drugiej połowie XIX wieku, zwłaszcza w stroju damskim, męski bowiem zastąpiono
z czasem wersją noszoną w miastach.
Dziewczęta przeważnie
przyozdabiały włosy tknunką, czyli
opaską wyszywaną koralikami, potem jej miejsce zajął wianek z gałązek mirtu i
kolorowych kwiatów z papieru lub woskowanego płótna. Z tyłu wianka doczepiano
wstążki opadające na plecy. Mężatki nosiły kapice,
czyli czepki o kwadratowym denku wyszywanym motywem roślinnym. Krawędzie czepka
obszywano koronką, a z tyłu wiązana była szeroka kokarda. Kabotki, koszulki z lnianego lub bawełnianego płótna, miały rękawy długie
z mankietem i kolorowymi wyszyciami, albo krótkie sięgające łokcia. Na kabotek
zakładana była mazelonka, suknia
sięgająca do połowy łydek, składająca się ze spódnicy i oplecka, zszytego z nią stanika. Jeszcze w drugiej połowie XIX
wieku pod suknie zakładano cztery-pięć spódnic spodnich. Te noszone bliżej
ciała były szyte z białych płócien lnianych lub bawełnianych i często zdobione
białym haftem angielskim, natomiast fryzka,
spódnica zakładana bezpośrednio pod suknię, zwykle była z wełny koloru
czerwonego. Suknię przykrywała zapaska. Uzupełnieniem stroju były noszone w tym regionie od dawna pończochy, pierwotnie w kolorze czerwonym i niebieskim, a potem
białym. Zakładano na nie sznurowane trzewiki, a później także płytkie, czarne, skórzane
pantofle zapinane na pasek. Na początku XX wieku modna stała się jakla, kaftan zapisany na drobne
guziczki, zdobiony gotowymi aplikacjami, dziewczęta chętnie zarzucały na
ramiona merynkę, krzyżowaną na
piersiach chustę. Bardziej zdobione suknie zastąpił gładki, jedwabny bądź
wełniany oplecek, a zapaska była
znacznie węższa i krótsza. Do każdej wersji stroju noszono korale, zazwyczaj
czerwone laki.
Mężczyźni ubierali
się podobnie zarówno w
regionie opolskim, jak i bytomskim. Formą, kolorystyką i zdobieniami strój przypominał mundury wojskowe z czasów Fryderyka II. Okryciem głowy była kania, wysoki, najczęściej czarny kapelusz
filcowy z dużym rondem, przepasany czarną wstążką. W okresie zimowym
szczególnie starsi mężczyźni nosili tworzówki,
okrągłe, futrzane czapy kryte futerkiem tchórza. Koszule szyto z białego, lnianego lub bawełnianego płótna, miały
wszywane mankiety oraz kołnierzyk z ptokiem,
czyli jedwabną chusteczką, najczęściej w kolorze niebieskim (starsi mężczyźni
wiązali fioletową, a pan młody – zieloną). Do połowy XIX wieku mężczyźni nosili
parciane galoty, na co dzień białe,
od święta – farbowane na czarno, granatowo lub brązowo. Około połowy XIX wieku
zaczęto używać irchowych jelenioków
oraz skórzanych lub wełnianych bizoków.
Te, które nosili kawalerowie, były ściśle dopasowane do ciała, dlatego też
niekiedy przed założeniem trzeba było je moczyć w wodzie i zakładać mokre – stawały
się wtedy elastyczne i łatwe do naciągnięcia – schły potem na ciele. Nogawki
spodni wszystkich typów wpuszczano w cholewy butów holenderskich. Na wierzch
zakładano bruclik, czyli kamizelkę,
kaftan zwany westą lub flanelową jaką oraz sukmanę. Zarówno brucliki, jak
i kamizele były długie do bioder, nieznacznie dopasowane, po bokach miały
wpuszczane kieszenie przykryte klapkami. Ich ozdobę stanowił niebieski lub
granatowy sznureczek naszyty wzdłuż wszystkich
krawędzi, frędzelkowe chwaściki
oraz mosiężne guziki, a także naszycia imitujące dziurkę.
Najbardziej charakterystyczne dla Śląska Opolskiego są
zwyczaje i obrzędy karnawałowe oraz wiosenne. Większość z nich zadomowiła się
tu w średniowieczu i uważana jest przez tutejszą ludność za rodzime. Jeśli
jednak dawniej obrzędy te zawierały powagę, ukazywały potrzebę odrodzenia,
oczyszczenia się, to współcześnie przeobraziły się niemal wyłącznie w zabawę.
Wodzenie niedźwiedzia odbywa się zazwyczaj w ostatnią sobotę karnawału.
Człowiek, przebrany za „niedźwiedzia”, opleciony słomą z grochowin, którą
kobiety rwały w celach magicznych dla zapewnienia dostatku, prowadzony jest
przez wieś w barwnym korowodzie muzykantów i przebierańców (m.in. żandarm,
leśniczy ze strzelbą, szkielet śmierci z kosą, nowożeńcy, cygan z cyganką,
diabeł i anioł oraz kominiarz). Dawniej społeczność lokalna oskarżała
publicznie niedźwiedzia o wszelkie zło, które wydarzyło się w minionym roku. Po
publicznym osądzie „zabijano” go, a jego „krew” (z reguły czerwone wino)
wypijano, po czym tańczono z gospodarzami. Współcześnie obrzęd ten jest
rodzajem happeningu i w publicznym oskarżaniu niedźwiedzia wymienia się
wszystko, co dokucza społeczności wioskowej: wygórowane podatki, złe drogi,
wymagania lokalnych władz itp.
Babski comber obchodzony jest z wtorku na środę popielcową, czyli pod
koniec karnawału. Na zabawę do karczmy przychodzą tylko kobiety, przywożą też
na taczkach młode mężatki, ponieważ obrzęd ten spełniał dawniej funkcję
inicjacyjną życia małżeńskiego. Na Śląsku Opolskim zwyczaj ten był kojarzony z
dniem czarownic. Współcześnie nadal jest żywy i przypomina go tzw. karczma
piwna.
Grzebanie basa to zakończenie wesołego okresu
karnawału, symbolizowane pogrzebem instrumentu, pogrzebem muzyki, która milknie
na cały czas postu. Z wybiciem północy rozpoczynającej okres postu muzykanci
kładą swe instrumenty na podłogę i kropią je gorzałką, następnie wybiera się
największy instrument i kładzie go na „mary”. „Kondukt pogrzebowy” prowadzi
młodzieniec przebrany w szaty liturgiczne, za nim idą żałobnicy z instrumentem
na marach, a szlochająca, ubrana w czerń wdowa wymienia wszystkie zalety
instrumentu, który umilał życie całej wsi.
Topienie marzanny jest najbardziej opolski obrzędem, wywodzącym się z
tradycji starosłowiańskiej. Dawniej postać marzanny
nie była przystrojona w ludowy strój, lecz upodobniona do śmierci. Jeszcze w
XVIII wieku w Głogówku na Śląsku Opolskim niosąc marzannę śpiewano: „śmierć się wije u płotu, szukając kłopotu”. Od
XIX wieku zwyczaj ten symbolizuje topienie zimy, chorób, alkoholu, wszelkiego
zła. Każdemu mieszkańcowi wsi zależało na tym, by korowód z marzanną przeszedł koło jego zagrody,
gdyż w ten sposób marzanna zabierała
z domu choroby, zimę i zło. W niektórych wsiach śląskich wierzono, że marzanna wynosi z domu również pociąg do
wódki, który w opinii społecznej uważany był za najgorsze zło. Wówczas ubierano
kukłę w strój męski, dając marzaniokowi
do ręki butelkę z wodą i szklankę do kieszeni. Tak ubraną kukłę niosły
dziewczęta, a cała społeczność kobieca obserwowała finałowe podpalenie i
tonięcie marzanioka.
Palenie żuru to obrzęd wiosenny, również połączony z wypędzaniem zła,
rozpowszechniony zazwyczaj na Zaodrzu i w okolicach Strzelec Opolskich. Żurem
nazywa się wszelkie nieczystości, które wynosi się do spalenia poza granice
wsi. W niektórych wsiach przez żurowe ognisko przeskakiwali młodzi chłopcy, w
innych do ognia wrzucano kartki z grzechami, wierząc że zastąpi to spowiedź,
znany był także zwyczaj szukania Judasza, według którego
chłopcy z pochodniami chodzili po polach.
Skubanie pierza to zwyczaj grudniowy, kiedy kobiety zbierały się na skubanie
pierza, któremu towarzyszyło snucie ludowych opowieści i śpiewanie ludowych
pieśni.
Żniwniok (Dożynki) to tradycyjne święto plonów. W dniu dożynek
uroczysty orszak w dziękczynieniu za urodzaj niesie do kościoła koronę żniwną (żniwniok). Tego dnia odbywa się także
konkurs koron żniwnych, a przed każdym domem zaprezentowane są scenki z życia
codziennego wsi.
Kołocz z serem
Kołocz śląski – pieczywo obrzędowe, najczęściej w postaci dużego,
prostokątnego placka drożdżowego z posypką i nadzieniem (makowym, serowym lub
jabłkowym). Towarzyszy wszystkim świętom i uroczystościom rodzinnym.
Kluski śląskie – okrągłe, sprężyste, koniecznie z dołeczkiem, wyrabiane z
przegotowanych, przetartych ziemniaków, mąki i jajek, podawane do wszelkich
mięsnych pieczeni i sosów.
Opolska rolada wołowa – zwinięty płat mięsa, w który zawija się wędzony
boczek, cebulkę i ogórek kiszony. Obowiązkowy element niedzielnego obiadu,
najczęściej w towarzystwie klusek śląskich i modrej kapusty (sałatka z
gotowanej czerwonej kapusty z przyprawami i boczkiem).
Rolada z kluskami śląskimi
Żur śląski – półprodukt do przygotowania żurku lub jednogarnkowego
dania z wędzonką podawanego z tłuczonymi ziemniakami. Tradycyjne gospodynie
wytwarzają go z mąki żytniej, skórki od chleba i wody, dodają czosnek, sól i
cukier, a wszystko „kisi się” w specjalnym garnku, zwanym „żurokiem”.
Żymlok opolski biały – „żymła”
to po śląsku bułka, która jest składnikiem tej wędliny obok podrobów
wieprzowych, cebuli i przypraw. Opolski żymlok nazywany jest białym, ponieważ
nie dodaje się do niego krwi zwierzęcej. Ma tytuł „regionalnej perły kulinarnej”.
Biały żymlok
Kartoffelsalat – tradycyjna sałatka z ziemniaków i boczku, czasem z
dodatkiem marchewki, cebuli i kiszonych ogórków, jajka i majonezu. W wigilię
boczek zastępowany jest śledziem.
Pańćkraut z żeberkami – jednolita masa ziemniaczano-kapuściana z dodatkiem
startej marchewki i skwarków słoniny i boczku, podawana z żeberkami na wywarze
jarzynowym. Było to danie na „beztydzień”,
czyli przygotowywane w powszedni dzień tygodnia i tak jest do dziś.
Śląskie niebo – danie z wędzonego boczku i gotowanego mięsa w sosie z
dodatkiem suszonych śliwek, podawane ze śląskimi buchtami (duże, puszyste kluski gotowane na parze).
Gołąbki z kaszy gryczanej i ziemniaków – potrawa, która przywędrowała na
Śląsk Opolski z Kresów Wschodnich. Są to parzone liście kapusty, faszerowane
masą z kaszy gryczanej, ziemniaków i cebuli, zwijane, po ugotowaniu polewane
świeżo stopioną słoniną.
Mołcka – rodzaj słodkiego sosu z piernika, warzyw, suszonych owoców
i bakalii, podawanego na ciepło lub na zimno pod koniec tradycyjnej śląskiej
wieczerzy wigilijnej.
Szpajza – tradycyjny śląski deser. Składa się z galaretki, soku z
owoców lub kompotu, białek i cukru. Dekoruje się ją bitą śmietaną i owocami.
Śliszki-bułeczki
Śliszki – tradycyjna potrawa wigilijna Śląska Opolskiego, wpisana na
rządową listę produktów tradycyjnych. Nazwa odnosi się do dwóch rodzajów
produktów:
·śliszki–kluski: typowa tylko dla powiatu raciborskiego potrawa postna. Podłużne słodkie
kluski, nadziewane twarogiem i posypane cynamonem.
·śliszki–bułeczki: mają podłużny kształt, są miękkie i wilgotne, dzięki moczeniu w mleku
przed upieczeniem. Ciasto zawija się z masą makową, piecze na złoty kolor i
układa warstwami w salaterce. Wierzch polewa się roztopionym masłem, posypuje
startym piernikiem i cukrem. Potrawa typowa dla pogranicza
kozielsko-raciborskiego.
Kandybał – napój przywieziony na Śląsk Opolski ze wschodnich kresów
Polski. Ostudzoną wodę miesza się z sokiem z cytryn, miodem i cukrem do smaku.
Pyszny! Można go przechowywać w chłodnym i ciemnym miejscu do 7 dni.
Na opolskich wsiach do dziś można spotkać przedstawicieli ginących zawodów – kowali, garncarzy, wikliniarzy… Ich wyroby cieszą się ogromną popularnością wśród turystów. Śląsk Opolski charakteryzował się też innymi, nierzemieślniczymi zawodami, o których także tu wspomnę.
Opolskie „kroszonki” i ceramika opolska
Opolskie pisanki, zwane tu „kroszonkami”(krasić – upiększać)
wykonuje się od X wieku. Jajka barwione są naturalnymi sposobami, a misterny –
zawierający wyłącznie motywy roślinne – wzór na skorupce wyskrobywany jest
specjalnym narzędziem. Wzornictwo z kroszonek zostało przeniesione na fajans i
porcelanę, tworząc charakterystyczną dla Śląska Opolskiego „porcelanę opolską” (popularna „opolanka”).
Matackuorze
Tak nazywano flisaków spławiających barki po Odrze. W folklorze odrzańskim największą rolę odgrywał „chrzest wodny", któremu musiał się poddać każdy nowicjusz, czyli 14–15-letni chłopcy. Na początku odbywali oni 3-letni staż. Po wykazaniu przygotowania i chęci dalszego pływania awansowali na bosmana, potem sternika. Po zdobyciu patentu mogli pływać u armatora lub właściciela barki. Sternicy byli odpowiedzialni za ładunek i całą barkę.
Koszykarze
Wyplataniem z wikliny zajmowały się kobiety i dzieci, a także mężczyźni niemogący wykonywać prac fizycznych. Przed wojną plecionkarstwo nie przynosiło zbyt dużych dochodów, sytuacja zmieniła się dopiero po 1945 roku, kiedy wyroby z wikliny zyskały dużą popularność. Do dnia dzisiejszego w Chróścicach i Siołkowicach prowadzone są zakłady wikliniarskie.
Pszczelarstwo
Do końca XIX wieku ule nie wyglądały tak jak obecne – ramkowe, otwierane z góry. Przed 1902 rokiem w bartnictwie stosowano tzw. loudki, czyli skrzynki z zakładanymi listewkami. Pasieki produkujące miód spotyka się w regionie do dziś.
Młynarstwo Tradycyjne młynarstwo i zawód młynarz popularne było od XIII wieku aż do wieku XX, kiedy to młyny wodne i parowe wyparte zostały przez młyny elektryczne i parowe, a budownictwo drewniane zastąpiono murowanym.
Rodowód tekstów sięga wczesnego średniowiecza. Przez Bramę
Morawską przechodziły w postaci różnych tekstów kulturowych wpływy czeskie i
niemieckie i zadomowiły się na Śląsku Opolskim.
Katalog Magii z początku XIII wieku, autorstwa brata Rudolfa z Rud
Raciborskich. Był on bystrym obserwatorem, a zanim dotarł od Rud, przewędrował
całe Czechy. Katalog Magii zawiera
więc dziedzictwo nie tylko śląskie, ale i czeskie w postaci szczegółowych
opisów z życia i kultury śląskiego ludu.
Codex Mikołaja z Koźla pochodzi z lat 1414-1423 i oprócz modlitw, kazań i
pieśni zawiera opowiadania, bajki, żarty i anegdoty, a także opisy wierzeń,
czarów i praktyk magicznych oraz pewną nieobyczajną pieśń z pogranicza śląsko-czeskiego.
Frantowe prawa to teksty, które na Śląsk Opolski przywędrowały z Czech (po
czesku zostały wydane w Norymberdze w 1518 roku). Jest to zbiór żartobliwych
parodii przywilejów i statutów cechowych.
Na Śląsku Opolskim posługiwano się gwarą niemodlińską, jednakże niektóre źródła [1] wyodrębniają oddzielną gwarę opolską. Na potrzeby niniejszego wpisu zajmiemy się jednak gwarą niemodlińską, która jest charakterystyczna dla Śląska Opolskiego, a nie dla samej Opolszczyzny. Do podstawowych cech charakterystycznych należały:
dyftongiczna wymowa dawnego długiego a w postaci dyftongu oł (np. trołwa – trawa),
monoftongiczna wymowa kontynuantów dawnego krótkiego i długiego o (wyjątkiem jest labializacja nagłosowego o-).
Pojawiało się także mazurzenie, które dzisiaj zanikło, bądź jest bardzo rzadko spotykane w tym rejonie. Niewątpliwie, w gwarze obecne są także zapożyczenia z języka niemieckiego, co można zobaczyć klikając w link i zapoznając się ze słownikiem gwary śląskiej, który, jak się okazuje, jest niejako słownikiem gwary Śląska Opolskiego.
Pieśni ludowe Śląska Opolskiego przez długie lata były przekazywane jedynie w formie ustnej. Dopiero w czasach współczesnych zaczęły być spisywane przez badaczy i miłośników folkloru. Nieoceniona jest tutaj praca mistrza Oskara Kolberga, ale także Józefa Lompa i Juliusza Rogera, którzy w sposób wybitny zaangażowali się w zebranie pieśni i przedstawienie w formie pisemnej oraz dźwiękowej, na taśmach magnetofonowych.
Należy zwrócić szczególną uwagę na fakt, że Śląsk Opolski przez wieki był pod obcym panowaniem, a mimo to nie wykrzewiono polskości z serc i umysłów jego mieszkańców. Tradycje, kultura, język, sztuka przetrwały mimo braku źródeł pisanych. W pieśniach nawiązywano do patriotyzmu, obrzędowości, a także do wykonywanych zawodów – żołnierskie, kowalskie, bednarskie, a także młynarskie i wiele, wiele innych. Nie brakowało także pieśni powszechnych o charakterze ballad, a także traktujących o miłości czy nawiązujących do historii.
Kilkaset utworów zebrał Jan Tacina, który odwiedził około 50 miejscowości i dość wnikliwie kompletował ludowy repertuar, liczący kilkaset pozycji. Na podstawie swoich badań, zapisków i obserwacji stworzył on swoistą klasyfikację pieśni, która nie jest jednak ściśle związana z samym Śląskiem Opolskim, ale całym Śląskiem. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby także Wam tę hierarchę przedstawić:
A tutaj jedna z popularniejszych na dziś piosenka tego regionu, którą chyba każdy zna, a nie każdy wie, że wpisuje się ona w kanon ludowych pieśni Śląska Opolskiego:
Tańce ludowe Śląska Opolskiego tańczone są przeważnie w rytmie poloneza bądź krakowiaka. Do najpopularniejszych należą[2]:
Koziorajka
Elementy taneczne: podskoki zmienne, podskoki z wykrętami i obroty podskokami z chwytem w haczyk.
Ustawienie: taniec trójkowy, chłopiec i dwie dziewczynki wiążą kółeczko.
W kółeczkach następuje opuszczenie rąk, chłopiec tańczy z dziewczynkami „haczyk", dziewczynki nie będące w obrotach wykonują podskoki zmienne w miejscu. Tancerze wykonują po cztery obroty w haczykach z każdą dziewczynką.
Trojak
Jest najbardziej rozpowszechniony, tzw. chodzony polonez, znany od XVI wieku, nazywany tu „trojokiem”, śpiewany na melodię ''Zasiali górale owies".
Elementy taneczne: krok ze wznosem skrzyżnym nóg i wspięcie na palce nogi postawnej. Bieg w rytmie ósemek i ćwierćnut. Podskoki zmienne. Przytupnięcie w rytmie dwie ósemki i ćwierćnuta.
Ustawienie: trójkami, tancerz stojący w środku i dwie tancerki po boku. Tancerki kładą ręce zewnętrzne na biodrach.
Nie można pominąć także miotlarza, popularnego do dzisiaj, a charakteryzującego się... tańcem z miotłą krokiem polkowym.
O powstaniu Opola
Dawno temu, gdy tereny dzisiejszego miasta porastały nieprzeobrażone działalnością człowieka gęste puszcze, gdy ziemia była w zasadzie jeszcze dziewiczą, na porośniętą trawą polanę wyszedł jeden z plemiennych przywódców. Jak głosi legenda kilka dni wcześniej zgubił się w lesie, odłączył się tym samym od wspólnoty i błądził wśród drzew.
Po kilkudziesięciu godzinach wędrówki wyszedł na niezadrzewiony teren i krzyknął z radością i niedowierzaniem "O, pole!". W zamian za ocalenie kazał wznieść w tymże miejscu gród, a swój okrzyk uczynił jego nazwą.[3]
O kościółku nad Sidziną
Jadąc samochodem z Opola do Nysy (przez Niemodlin), po prawej stronie zobaczymy dość dziwnie usytuowaną świątynię. Stoi ona w szczerym polu, na próżno szukać wokół niej chodnika, czy też innego traktu pieszego. Również zabudowań mieszkalnych nie widać. Tylko legenda pozwala wyjaśnić dość osobliwą lokalizację tegoż kościoła.
Jak głosi ona... Cała rzecz miała miejsce w średniowieczu. Miejscowy rolnik, w trzecim dniu maja miał wyorać z pola stary, grecki krzyż. Jako, że chciał się podzielić tą wiadomością z resztą społeczeństwa, udał się do wsi. Jak postanowił tak uczynił. Krzyż umieszczono w jednym z miejscowych kościółków. Jakież było zdziwienie mieszkańców, gdy następnego dnia przedmiot wykopany z pola zniknął. Po niedługich poszukiwaniach odnaleziono go – znajdował się dokładnie w miejscu jego wykopania... Na pamiątkę tego wydarzenia, w tym samym miejscu wzniesiono kościół, który został usytuowany na planie greckokatolickiego krzyża.[4]
O diable w Nysie
Pewnego karnawałowego dnia grupa przebierańców wracała nad ranem z balu. Przechodząc przez rynek miasta ludzie ci zobaczyli księdza, który szedł ze świętym sakramentem do ciężko chorego. Wszyscy pochylili głowy z pokorą, uczynili znak krzyża. Tylko jeden z nich stał dumny i śmiał się na widok księdza spieszącego do umierającego. Śmiejący się człowiek przebrany był za diabla. Ten brak pokory spowodował, że maska z wizerunkiem diabła przyrosła mu do twarzy. Nie było sposobu, aby się od niej uwolnić. Owego nieszczęśnika widziano w wielu miejscach. Pewnego wieczoru pojawił się w nyskiej karczmie. Wówczas zebrało się wielu ludzi, by go zobaczyć. Opowiadali, że w nocy pojawił się jakiś nieznany ksiądz, który w nyskim kościele o północy odprawiał nabożeństwo. Miały to być egzorcyzmy. Lecz i one nie pomogły. Człowiek z twarzą diabła nie miał żadnych szans, aby uwolnić się od opętania. Wszystko, co czynił, miało diabelską moc. Nawet kiedy płacił w karczmie napiwek; to moneta zamieniała się w rozżarzony kamień. Z czasem przestano widywać nieszczęśnika w Nysie. Mówiono, że ruszył w świat, inni zaś opowiadali, że ponoć został uwolniony z opętania. Miał to uczynić ten tajemniczy ksiądz. Od tej pory żaden z mieszkańców Nysy nie lekceważył księdza idącego do chorego – pamiętano o diabelskiej sztuczce.[5]
Przedwojenne podania głoszą, że pod Opolem znajduje się sieć podziemnych skrótowych przejść łączących strategiczne punkty miasta.
W Gogolinie znajduje się jedyny w Polsce pomnik piosenki, przedstawiający oczywiście Karolinkę i Karlika.
Długość szlaków turystycznych województwa opolskiego wynosi 332 km.
O Opolu pisałam rok temu. I to w dwóch częściach (TU i TU), co się raczej nie zdarza, biorąc pod uwagę to, że cykl Polska na 100% był pod koniec na dość ostrym biegu, bo zwyczajnie brakowało czasu już nie tyle, co na zwiedzanie, co na opisanie tego wszystkiego! No i zostało mi jeszcze duuuużo do opisania, ale nic nie stoi na przeszkodzie, byście osobiście tam zajrzeli, bo naprawdę warto!
Centralne Muzeum Jeńców Wojennych w Łambinowicach
Wielu z Was jest ze mną od początku albo od dawna i wiecie doskonale, jak ważne są dla mnie wszelkie miejsca pamięci wojennej. Traktuję je po pierwsze jako przestrogę, a po drugie jako wyraz szacunku dla tych, którzy zginęli za to, abym ja i my wszyscy mogli żyć w wolnej Polsce (proszę, pozostawmy wszelkie polityczne prztyczki na boku). Dlatego jeżdżę, patrzę, uwieczniam, przekazuję dalej. Byśmy pamiętali o tym, co było i docenili to, co mamy.
Góra św. Anny
Najwyższe wzniesienie grzbietu Chełma na Wyżynie Śląskiej. Na niej znajduje się sanktuarium św. Anny z relikwiami św. Anny Samotrzeciej, klasztor franciszkanów oraz kalwaria z 40 kaplicami. Wykonano także grotę na wzór tej z Lourdes. Kościół znajdujący się na szczycie góry stanowi ważne centrum pielgrzymkowe.
Muzeum Wsi Opolskiej
Relikt przeszłości, zabytek architektoniczny, który warto zwiedzić, by zobaczyć jak to drzewiej bywało. Budownictwo, wyposażenie chat, a także duży teren zielony sprawia, że oprócz wycieczki w przeszłość możemy także odpocząć na łonie natury w ciszy i sielskim spokoju. Na obecny dzień to najlepsze miejsce służące poznaniu regionu i poznania bezpowrotnie minionej atmosfery wiejskiego życia Śląska Opolskiego.
Serdecznie dziękuję pani Marcie Bugaj-Wołukaniec, która z życzliwością i ogromnym zapałem odniosła się do mojej szalonej propozycji wspólnego napisania tego posta. Niecodziennie tacy szaleńcy jak ja zaczepiają nieznanych ludzi na fejsie, ale też niecodziennie znajdują się chętne osoby, które na prośbę szaleńca przystają i maksymalnie się angażują, aby współpraca ułożyła się tak świetnie, jak nam! :)
Tekst
Marchevka, Marta Bugaj-Wołukaniec oraz Sava przy wykorzystaniu następujących źródeł:
Strój damski: - wianek – sklep internetowy, po modyfikacjach; - zapaska i spódnica – sklep internetowy z folkowymi strojami, po modyfikacjach; - oplecek – sklep internetowy z folkowymi strojami, po modyfikacjach; - kabotek – polalech.pl, po modyfikacjach;
Strój męski:
- kania – sklep internetowy z folkowymi strojami, po modyfikacjach;
- kołnierzyk z ptokiem – projekt autorski;
- westa – sklep internetowy z folkowymi strojami, po modyfikacjach;
- jelenioki – projekt autorski;
- buty – sklep internetowy z folkowymi strojami; po modyfikacjach.