środa, 24 lipca 2013

Dzień pierwszy: Atrakcje centrum Krakowa


Na szlak wyruszyłam wcześnie rano, czyli przed godziną 8, a wiązało się to z tym, że do ścisłego centrum musiałam kawałek dojechać, ponieważ moja Baza mieściła się pod Krakowem. Pierwsze zdjęcia, z ulicy Floriańskiej, zostały zrobione o 8:33 ;-) Spacerem, niespiesznie, wzdłuż ulicy Stolarskiej doszłam do Małego Rynku. Tam zaopatrzyłam się w prowiant, czyli w krakowskiego precla z sezamem.


Rozbawiła mnie nazwa tego lokalu. Bądź, co bądź - oryginalna ;)

W widocznej budce zakupiłam rzeczonego precla.
A swoją drogą - w Krakowie na każdym kroku takie budki stoją ;)

Z Małego Rynku, ulicą Mikołajską doszłam do Sukiennic, po lewej mijając Kościół Mariacki. Oczywiście aparat na podorędziu był, chociaż chyba przeszła mi mania robienia zdjęć wszystkiemu, co się rusza i co nie rusza, też. Zwyczajnie patrzyłam, co jest fajnego, ciekawego, wartego lub obowiązkowego uwiecznienia. Chociaż to i tak mnie nie uchroniło przed przekroczeniem magicznego tysiąca zdjęć w samym Krakowie, nie wspominając o dalszych etapach podróży.

Tadaaaaam! Sukiennice :)
Spacerek
Miałam jeszcze ponad godzinę do wejścia do muzeum w Podziemiach krakowskiego Rynku. Niestety – jest to informacja ważna dla osób wybierających się tam – trzeba z wyprzedzeniem zarezerwować bilet wstępu. Robi się to jednak szybko, łatwo i przyjemnie za pomocą Internetu. Przed wejściem można bilet odebrać w Centrum Obsługi  Zwiedzających znajdującego się w Sukiennicach, po przeciwnej stronie w stosunku do Podziemi. Tam jednak też trzeba udać się z wyprzedzeniem kilkunastominutowym, aby nie utknąć w kolejce. Warto o tym pomyśleć tym bardziej, że do Podziemi pierwszej wejścia są o godzinie 10.15, a COZ jest czynny od godziny 10.00, jak trafi się przed nami ktoś, kto nie za bardzo wie, czego chce, może być ciekawie :D

Akcent kołobrzeski też się znalazł!


Wracając do wolnego czasu, to łaziłam sobie po Rynku Głównym, zajadałam tego precla, zaglądałam w różne dziwne zaułki oraz ucięłam sobie bardzo miłą i dość długą pogawędkę z panią ze sklepu z pamiątkami. Trochę o Krakowie, trochę o morzu, o wakacjach ogólnie. Pozdrawiam Panią serdecznie, gdyby przypadkiem Pani tu zajrzała ;-) Były  też policyjne patrole i duuużo parasoli RMF FM.

W drodze do Pacanowa przystanek na krakowskim Rynku :)

Przeszłam się ulicą Jagiellońską, zaglądając na dzieciniec Collegium Maius, powoli zmierzając do Centrum Obsługi Zwiedzających po odbiór biletu do Podziemi Krakowskiego Rynku.

Widok z prawa...

...i z lewa

W Podziemiach było wiele ciekawych atrakcji dla osób, które interesują się historią szeroko pojętą. Warto jednak zajrzeć tam nawet po to, aby zobaczyć, jak bardzo z postępem poszła sztuka muzealna. Oprócz wszelkiego rodzaju typowych pamiątek archeologicznych, takich jak biżuteria, czy zachowane elementy broni, były także prawdziwe, realne odcinki brukowanych traktów! Muzeum to, jak obecnie większość takich instytucji, postawiło na nowoczesność i cyfryzację. Dyskretnie zamontowane pod sufitem rzutniki optyczne wyświetlają filmy historyczne, a także animacje ożywiające stojące tam relikty architektury. W Muzeum można było zobaczyć kuźnię, jak i rekonstrukcję pożaru osady, gdzie ogień imitowała animacja wyświetlona przez rzutnik. W Muzeum była także gra multimedialna, gdzie trzeba było wyszukać zabytki ceramiczne i biżuterię. Nawet udało mi się znaleźć wszystkie elementy.

Wyzwanie


Zabawa
Wygrana!


Nowinką, która zaskoczyła wszystkich zwiedzających był specjalny skaner, który po sczytaniu z ulotki linii z rzutu Kościoła Mariackiego, ukazywał wizualizację tegoż w wymiarze 3D. W zależności, w którą stronę obróciło się ulotkę, z tej strony ukazany był kościół. Zabawa była przednia, bo nawet od dołu można go było zobaczyć.

Bochen ołowiu i bałwan solny z Wieliczki


Ostatnim korytarzem na trasie zwiedzania był korytarz z pięcioma salami telewizyjnymi. W każdej Sali wyświetlany był film z innego okresu dziejów Krakowa. Przyznam się bez bicia, że nie obejrzałam wszystkich, a jedynie ostatni, z okresu drugiej wojny światowej do czasów współczesnych. Było to najbliższe mojemu sercu, wakacje to czas odpoczynku, a ja nie miałam ochoty na oglądanie scenek ze średniowiecza. Ale jeśli ktoś chce, to polecam serdecznie – każdy film trwa około 15 minut.

Wieża Ratuszowa

W Podziemiach spędziłam niecałą godzinę. Kontrolując czas i mając na względzie, że o godzinie 11:50 czeka mnie kolejna atrakcja wyliczyłam, że zdążę wskoczyć na Wieżę Ratuszową. Jak szaleć to szaleć, a jako istota nizinna naprawdę lubię patrzeć na świat z góry.
Wejście na Wieżę do łatwych nie należy. Schody są zachowane w stanie oryginalnym, czyli  są nierówne, miejscami bardzo wysokie i trudno się po nich wchodzi. Mijanie z ludźmi schodzącymi z góry jest możliwe tylko na „półpiętrach” gdzie jest nieco szerzej i można przystanąć wklejając się w ścianę. Ale dla chcącego nie ma rzeczy niemożliwych i po pokonaniu kilkudziesięciu stopni możemy cieszyć się pięknymi widokami z centrum miasta.
Zdjęcia z niskiego lotu ptaka można robić ze specjalnych podestów przez zamknięte okienka. Na szczęście były czyste, więc nie ma  zbyt wielu smug ;-) Na samym szczycie Wieży Ratuszowej znajdują się plansze z informacjami dotyczącymi odmierzania czasu, a także wielka przeszklona szafa z mechanizmem wieżowego zegara.

Widok na Kościół Mariacki
W podziwianiu widoków przeszkadzają barierki i halogeny widoczne na zdjęciu.
Schodząc z góry weszłam na wewnętrzny taras, z którego można zobaczyć historyczne krakowskie stroje. Myślę, że można tam wejść także normalnie, aby podejść bliżej, ale ja tam nie trafiłam. Na samym dole spotkałam przesympatyczną parę starszych Brytyjczyków, którym zrobiłam pamiątkowe zdjęcie na tych przeraźliwie ciasnych schodach.

Jak już wspomniałam, o 11:50 czekała na turystów, w tym i na mnie, kolejna atrakcja, a mianowicie uroczyste otwarcie Ołtarza Wita Stwosza w Kościele Mariackim. Po drodze zaopatrzyłam się w bilet wstępu. Przy wejściu stał pan w garniturze, który pilnował porządku, i jak się później okazało, także wydawał zezwolenia na fotografowanie i filmowanie wnętrza obiektu. Przeoczyłam to i pan zaczepił mnie w trakcie fotografowania, ale wszystko odbyło się na najwyższym stopniu kultury, ja grzecznie wykupiłam nalepkę za 5 zł i mogłam spokojnie uwieczniać Ołtarz, stalle i wszystko, co się tylko dało.

Przeraził mnie gwar panujący w świątyni. Myślałam, że miejsca kultu otoczone są najwyższą troską i należy im się szacunek, bez względu na to, kto przebywa wewnątrz, bez uwzględnienia różnic etnicznych oraz religijnych. Pomyliłam się, bo kiedy siedziałam w Kościele Mariackim czułam się chyba gorzej, niż na bazarze w Kołobrzegu. Krzykliwi przewodnicy, niezorganizowane kolonijne grupy dzieci… Nie tak to powinno wyglądać, ale każdy może swoje zachowanie rozstrzygnąć według własnego sumienia.
Ołtarz Wita Stwosza zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nagrałam pamiątkowy film z jego otwarcia, który możecie obejrzeć, jednak i to nie odda charakteru i atmosfery tego miejsca. To po prostu trzeba zobaczyć!





Po odwiedzeniu Kościoła Mariackiego swoje kroki skierowałam ulicą Świętego Jana w stronę Kościoła Przemienienia Pańskiego. W środku spotkała mnie miła niespodzianka. Pracująca tam młoda dziewczyna poinformowała mnie, że możliwe jest zwiedzenie kościoła z audio przewodnikiem ZA DARMO, a jeśli się spodoba, można zostawić ofiarę na kościół po zwiedzeniu. Dostałam odtwarzacz MP3 z nagranym tekstem przewodnickim. Mogłam spokojnie usiąść w ławce i podziwiać piękne malowidła na sufitowe, następnie podeszłam bliżej ołtarza. Po około 10-minutowym oprowadzeniu znalazłam się przy wyjściu, a przemiła dziewczyna zaproponowała oprowadzenie po organach znajdujących się na piętrze. Niestety, nie skorzystałam z okazji, z kilku powodów. Pierwszym było to, że od rana byłam na nogach i wspinanie na Wieżę Ratuszową trochę wycisnęło ze mnie soki, a w perspektywie było jeszcze zwiedzenie Murów Obronnych oraz spacer w Ojcowie, o którym już pisałam. A poza tym – przyjemności trzeba sobie dozować, gdybym teraz wszystko zobaczyła, nie miałabym już po co wracać do Krakowa ;)

Kościół Przemienienia Pańskiego

Bogate plafony

Ołtarz

Po wyjściu z kościoła minęłam, będący w konserwacji, budynek Muzeum Książąt Czartoryskich i skierowałam się w stronę Barbakanu. Ważną kwestią jest to, że bilet wykupiony w wejściu do Barbakanu ważny jest też na Murach Obronnych. Zwiedziłam zabytkowy budynek obronny, przeszłam się wąskimi korytarzami, a z okienek udało mi się zrobić kilka zdjęć. 

Pomnik Grunwaldzki na placu Jana Matejki w Krakowie.
Kolejny pomnik konny do mojej kolekcji - tym razem Władysław II Jagiełło :)

Jedyne, co mi się nie podobało, to jakaś niebieska plandeka rozciągnięta na dziedzińcu. Nie wiem, czy osoby zarządzające obiektem nie widzą, że te płachty psują cały urok budowli? Chociaż chyba nic nie przebije zeszłorocznego namiotu na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie – w namiocie, jeśli mnie pamięć nie myli, były jakieś roślinki. W Zamku urządzono festiwal florystyczny. Miejsce idealne, nie ma co…

Miejsce ma klimat

Urocza niebieska plandeka :/

Ostatnim etapem spaceru po Starym Mieście były właśnie Mury Obronne. Przeszłam całą ich długość. Na ścianach umieszczone były plansze przedstawiające elementy fortyfikacji miasta Krakowa, z ich opisem, historią i pełnioną funkcją. To nie lada gratka dla miłośników architektury obronnej. Serdecznie polecam, tym bardziej, że wstęp wliczony jest w bilet wstępu na Barbakan.

Mury Obronne

I na tym zakończyło się poznawanie Krakowa pierwszego dnia. Po drodze na przystanek tramwajowy na własne oczy zobaczyłam gmach Teatru im. Juliusza Słowackiego i tym oto sposobem w pięć godzin bez nadmiernego pośpiechu zobaczyłam najważniejsze atrakcje centrum Krakowa.

Teatr im. Juliusza Słowackiego


PODSUMOWANIE


Bilety wstępów
Ceny biletów uzależnione są posiadanych uprawnień do zniżek. Ja korzystałam z ulgi studenckiej i zabawa w Krakowie kosztowała mnie około 40 zł:
Wejście do Podziemi Rynku - 16 zł
Wejście na Wieżę Ratuszową - 5 zł
Ołtarz Wita Stwosza - 5 zł
Prawo foto/video w Bazylice - 5 zł
Barbakan i Mury Obronne - 6 zł
Kościół Przemienienia Pańskiego - co łaska.


A po pysznym domowym obiedzie z moimi Gospodarzami pojechaliśmy na spacer do Ojcowa, o którym pisałam TUTAJ. Wieczorem padłam jak kawka, regenerując siły na kolejny wyczerpujący dzień :)

6 komentarzy:

  1. super, super, super, super!

    OdpowiedzUsuń
  2. Do Krakowa zawsze jest po co wracać!!!!!!! :)
    Z wielką przyjemnością przeczytałam o Twoich wrażeniach i w momencie, gdy pisałaś o Podziemiach i prawdziwych odcinkach bruku przypomniało mi się... Rondo Mogilskie ;)
    P.S. Boję się opisu ostatniego odcinka Poltripu :D
    Buziaki :*:*:*

    Olcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czego tu się bać? Przecież wszystko było ładnie i kulturalnie :)

      Usuń
  3. Ładnie opracowana trasa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam w moich skromnych progach i dziękuję za odwiedziny :)
      Cieszę się, że się podobało, zapraszam na kolejną relację!

      Usuń

Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Dziękuję :)

Obserwatorzy