Na szlak wyruszyłam wcześnie
rano, czyli przed godziną 8, a wiązało się to z tym, że do ścisłego centrum
musiałam kawałek dojechać, ponieważ moja Baza mieściła się pod Krakowem.
Pierwsze zdjęcia, z ulicy Floriańskiej, zostały zrobione o 8:33 ;-) Spacerem, niespiesznie,
wzdłuż ulicy Stolarskiej doszłam do Małego Rynku. Tam zaopatrzyłam się w
prowiant, czyli w krakowskiego precla z sezamem.
Rozbawiła mnie nazwa tego lokalu. Bądź, co bądź - oryginalna ;) |
W widocznej budce zakupiłam rzeczonego precla. A swoją drogą - w Krakowie na każdym kroku takie budki stoją ;) |
Z Małego Rynku, ulicą Mikołajską
doszłam do Sukiennic, po lewej mijając Kościół Mariacki. Oczywiście aparat na
podorędziu był, chociaż chyba przeszła mi mania robienia zdjęć wszystkiemu, co
się rusza i co nie rusza, też. Zwyczajnie patrzyłam, co jest fajnego,
ciekawego, wartego lub obowiązkowego uwiecznienia. Chociaż to i tak mnie nie
uchroniło przed przekroczeniem magicznego tysiąca zdjęć w samym Krakowie, nie
wspominając o dalszych etapach podróży.
Tadaaaaam! Sukiennice :) |
Spacerek |
Miałam jeszcze ponad godzinę do
wejścia do muzeum w Podziemiach krakowskiego Rynku. Niestety – jest to informacja ważna dla osób wybierających się tam – trzeba z wyprzedzeniem zarezerwować
bilet wstępu. Robi się to jednak szybko, łatwo i przyjemnie za pomocą
Internetu. Przed wejściem można bilet odebrać w Centrum Obsługi Zwiedzających znajdującego się w
Sukiennicach, po przeciwnej stronie w stosunku do Podziemi. Tam jednak też trzeba
udać się z wyprzedzeniem kilkunastominutowym, aby nie utknąć w kolejce. Warto o
tym pomyśleć tym bardziej, że do Podziemi pierwszej wejścia są o godzinie
10.15, a COZ jest czynny od godziny 10.00, jak trafi się przed nami ktoś, kto
nie za bardzo wie, czego chce, może być ciekawie :D
Akcent kołobrzeski też się znalazł! |
Wracając do wolnego czasu, to
łaziłam sobie po Rynku Głównym, zajadałam tego precla, zaglądałam w różne
dziwne zaułki oraz ucięłam sobie bardzo miłą i dość długą pogawędkę z panią ze
sklepu z pamiątkami. Trochę o Krakowie, trochę o morzu, o wakacjach ogólnie.
Pozdrawiam Panią serdecznie, gdyby przypadkiem Pani tu zajrzała ;-) Były też policyjne patrole i duuużo parasoli RMF
FM.
W drodze do Pacanowa przystanek na krakowskim Rynku :) |
Przeszłam się ulicą Jagiellońską,
zaglądając na dzieciniec Collegium Maius, powoli
zmierzając do Centrum Obsługi Zwiedzających po odbiór biletu do Podziemi
Krakowskiego Rynku.
Widok z prawa... |
...i z lewa |
W Podziemiach było wiele
ciekawych atrakcji dla osób, które interesują się historią szeroko pojętą.
Warto jednak zajrzeć tam nawet po to, aby zobaczyć, jak bardzo z postępem
poszła sztuka muzealna. Oprócz wszelkiego rodzaju typowych pamiątek
archeologicznych, takich jak biżuteria, czy zachowane elementy broni, były
także prawdziwe, realne odcinki brukowanych traktów! Muzeum to, jak obecnie
większość takich instytucji, postawiło na nowoczesność i cyfryzację. Dyskretnie
zamontowane pod sufitem rzutniki optyczne wyświetlają filmy historyczne, a
także animacje ożywiające stojące tam relikty architektury. W Muzeum można było
zobaczyć kuźnię, jak i rekonstrukcję pożaru osady, gdzie ogień imitowała
animacja wyświetlona przez rzutnik. W Muzeum była także gra
multimedialna, gdzie trzeba było wyszukać zabytki ceramiczne i biżuterię. Nawet
udało mi się znaleźć wszystkie elementy.
Wyzwanie |
Zabawa |
Wygrana! |
Nowinką, która zaskoczyła
wszystkich zwiedzających był specjalny skaner, który po sczytaniu z ulotki
linii z rzutu Kościoła Mariackiego, ukazywał wizualizację tegoż w wymiarze 3D.
W zależności, w którą stronę obróciło się ulotkę, z tej strony ukazany był
kościół. Zabawa była przednia, bo nawet od dołu można go było zobaczyć.
Bochen ołowiu i bałwan solny z Wieliczki |
Ostatnim korytarzem na trasie
zwiedzania był korytarz z pięcioma salami telewizyjnymi. W każdej Sali
wyświetlany był film z innego okresu dziejów Krakowa. Przyznam się bez bicia,
że nie obejrzałam wszystkich, a jedynie ostatni, z okresu drugiej wojny
światowej do czasów współczesnych. Było to najbliższe mojemu sercu, wakacje to
czas odpoczynku, a ja nie miałam ochoty na oglądanie scenek ze średniowiecza.
Ale jeśli ktoś chce, to polecam serdecznie – każdy film trwa około 15 minut.
Wieża Ratuszowa |
W Podziemiach spędziłam niecałą
godzinę. Kontrolując czas i mając na względzie, że o godzinie 11:50 czeka mnie
kolejna atrakcja wyliczyłam, że zdążę wskoczyć na Wieżę Ratuszową. Jak szaleć
to szaleć, a jako istota nizinna naprawdę lubię patrzeć na świat z góry.
Wejście na Wieżę do łatwych nie
należy. Schody są zachowane w stanie oryginalnym, czyli są nierówne, miejscami bardzo wysokie i
trudno się po nich wchodzi. Mijanie z ludźmi schodzącymi z góry jest możliwe
tylko na „półpiętrach” gdzie jest nieco szerzej i można przystanąć wklejając
się w ścianę. Ale dla chcącego nie ma rzeczy niemożliwych i po pokonaniu
kilkudziesięciu stopni możemy cieszyć się pięknymi widokami z centrum miasta.
Zdjęcia z niskiego lotu ptaka
można robić ze specjalnych podestów przez zamknięte okienka. Na szczęście były
czyste, więc nie ma zbyt wielu smug ;-)
Na samym szczycie Wieży Ratuszowej znajdują się plansze z informacjami dotyczącymi
odmierzania czasu, a także wielka przeszklona szafa z mechanizmem wieżowego
zegara.
Widok na Kościół Mariacki W podziwianiu widoków przeszkadzają barierki i halogeny widoczne na zdjęciu. |
Schodząc z góry weszłam na
wewnętrzny taras, z którego można zobaczyć historyczne krakowskie stroje.
Myślę, że można tam wejść także normalnie, aby podejść bliżej, ale ja tam nie
trafiłam. Na samym dole spotkałam przesympatyczną parę starszych Brytyjczyków,
którym zrobiłam pamiątkowe zdjęcie na tych przeraźliwie ciasnych schodach.
Jak już wspomniałam, o 11:50
czekała na turystów, w tym i na mnie, kolejna atrakcja, a mianowicie uroczyste
otwarcie Ołtarza Wita Stwosza w Kościele Mariackim. Po drodze zaopatrzyłam się
w bilet wstępu. Przy wejściu stał pan w garniturze, który pilnował porządku, i
jak się później okazało, także wydawał zezwolenia na fotografowanie i
filmowanie wnętrza obiektu. Przeoczyłam to i pan zaczepił mnie w trakcie
fotografowania, ale wszystko odbyło się na najwyższym stopniu kultury, ja
grzecznie wykupiłam nalepkę za 5 zł i mogłam spokojnie uwieczniać Ołtarz,
stalle i wszystko, co się tylko dało.
Przeraził mnie gwar panujący w
świątyni. Myślałam, że miejsca kultu otoczone są najwyższą troską i należy im
się szacunek, bez względu na to, kto przebywa wewnątrz, bez uwzględnienia
różnic etnicznych oraz religijnych. Pomyliłam się, bo kiedy siedziałam w
Kościele Mariackim czułam się chyba gorzej, niż na bazarze w Kołobrzegu.
Krzykliwi przewodnicy, niezorganizowane kolonijne grupy dzieci… Nie tak to
powinno wyglądać, ale każdy może swoje zachowanie rozstrzygnąć według własnego
sumienia.
Ołtarz Wita Stwosza zrobił na
mnie ogromne wrażenie. Nagrałam pamiątkowy film z jego otwarcia, który możecie
obejrzeć, jednak i to nie odda charakteru i atmosfery tego miejsca. To po
prostu trzeba zobaczyć!
Po odwiedzeniu Kościoła
Mariackiego swoje kroki skierowałam ulicą Świętego Jana w stronę Kościoła
Przemienienia Pańskiego. W środku spotkała mnie miła niespodzianka. Pracująca
tam młoda dziewczyna poinformowała mnie, że możliwe jest zwiedzenie kościoła z audio
przewodnikiem ZA DARMO, a jeśli się spodoba, można zostawić ofiarę na kościół
po zwiedzeniu. Dostałam odtwarzacz MP3 z nagranym tekstem przewodnickim. Mogłam
spokojnie usiąść w ławce i podziwiać piękne malowidła na sufitowe, następnie
podeszłam bliżej ołtarza. Po około 10-minutowym oprowadzeniu znalazłam się przy
wyjściu, a przemiła dziewczyna zaproponowała oprowadzenie po organach
znajdujących się na piętrze. Niestety, nie skorzystałam z okazji, z kilku
powodów. Pierwszym było to, że od rana byłam na nogach i wspinanie na Wieżę
Ratuszową trochę wycisnęło ze mnie soki, a w perspektywie było jeszcze
zwiedzenie Murów Obronnych oraz spacer w Ojcowie, o którym już pisałam. A poza
tym – przyjemności trzeba sobie dozować, gdybym teraz wszystko zobaczyła, nie
miałabym już po co wracać do Krakowa ;)
Kościół Przemienienia Pańskiego |
Bogate plafony |
Ołtarz |
Po wyjściu z kościoła minęłam, będący w
konserwacji, budynek Muzeum Książąt Czartoryskich i skierowałam się w stronę
Barbakanu. Ważną kwestią jest to, że bilet wykupiony w wejściu do Barbakanu
ważny jest też na Murach Obronnych. Zwiedziłam zabytkowy budynek obronny,
przeszłam się wąskimi korytarzami, a z okienek udało mi się zrobić kilka zdjęć.
Pomnik Grunwaldzki na placu Jana Matejki w Krakowie. Kolejny pomnik konny do mojej kolekcji - tym razem Władysław II Jagiełło :) |
Jedyne, co mi się nie podobało, to jakaś niebieska plandeka rozciągnięta na
dziedzińcu. Nie wiem, czy osoby zarządzające obiektem nie widzą, że te płachty
psują cały urok budowli? Chociaż chyba nic nie przebije zeszłorocznego namiotu
na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie – w namiocie, jeśli mnie pamięć
nie myli, były jakieś roślinki. W Zamku urządzono festiwal florystyczny.
Miejsce idealne, nie ma co…
Miejsce ma klimat |
Urocza niebieska plandeka :/ |
Ostatnim etapem spaceru po Starym
Mieście były właśnie Mury Obronne. Przeszłam całą ich długość. Na ścianach
umieszczone były plansze przedstawiające elementy fortyfikacji miasta Krakowa,
z ich opisem, historią i pełnioną funkcją. To nie lada gratka dla miłośników
architektury obronnej. Serdecznie polecam, tym bardziej, że wstęp wliczony jest
w bilet wstępu na Barbakan.
Mury Obronne |
I na tym zakończyło się
poznawanie Krakowa pierwszego dnia. Po drodze na przystanek tramwajowy na
własne oczy zobaczyłam gmach Teatru im. Juliusza Słowackiego i tym oto sposobem
w pięć godzin bez nadmiernego pośpiechu zobaczyłam najważniejsze atrakcje
centrum Krakowa.
Teatr im. Juliusza Słowackiego |
PODSUMOWANIE
Bilety wstępów |
Ceny biletów uzależnione są posiadanych uprawnień do zniżek. Ja korzystałam z ulgi studenckiej i zabawa w Krakowie kosztowała mnie około 40 zł:
Wejście do Podziemi Rynku - 16 zł
Wejście na Wieżę Ratuszową - 5 zł
Ołtarz Wita Stwosza - 5 zł
Prawo foto/video w Bazylice - 5 zł
Barbakan i Mury Obronne - 6 zł
Kościół Przemienienia Pańskiego - co łaska.
A po pysznym domowym obiedzie z
moimi Gospodarzami pojechaliśmy na spacer do Ojcowa, o którym pisałam TUTAJ.
Wieczorem padłam jak kawka, regenerując siły na kolejny wyczerpujący dzień :)
super, super, super, super!
OdpowiedzUsuńPrawda? :) :)
UsuńDo Krakowa zawsze jest po co wracać!!!!!!! :)
OdpowiedzUsuńZ wielką przyjemnością przeczytałam o Twoich wrażeniach i w momencie, gdy pisałaś o Podziemiach i prawdziwych odcinkach bruku przypomniało mi się... Rondo Mogilskie ;)
P.S. Boję się opisu ostatniego odcinka Poltripu :D
Buziaki :*:*:*
Olcia
A czego tu się bać? Przecież wszystko było ładnie i kulturalnie :)
UsuńŁadnie opracowana trasa :)
OdpowiedzUsuńWitam w moich skromnych progach i dziękuję za odwiedziny :)
UsuńCieszę się, że się podobało, zapraszam na kolejną relację!