wtorek, 22 września 2015

Cmentarz wojenny w Wierszach, czyli wspomnienie majówki ;)

Na szlak wyruszyliśmy około 8 rano, a wszystko po to, żeby zachować jakąś przyzwoitość, bo zarówno ja, jak i tata, jesteśmy rannymi ptakami i na nogach byliśmy już po 6 rano. Ale na spokojnie zjedliśmy śniadanie, wypiliśmy kawę i niecierpliwiąc się, ledwo wysiedzieliśmy do 8 w domu. Gdyby przed nami była dłuższa droga, zapewne nie wytrzymalibyśmy, ale przed nami było tylko 20 km. Miejscem docelowym naszej wycieczki był cmentarz wojenny w Wierszach. Szybka konsultacja telefoniczna z autochtonem, czyli wujem i już, lecimy. Słońce ni to było, ni nie było. Jadąc przez Zaborówek, podziwiałam stare mazowieckie drewniane chaty. Jeszcze trochę ich zostało, a duża część z nich nadal jest zamieszkana.



Do Wierszy dojechaliśmy bez większego problemu i błądzenia. Zdziwiłam się, gdy pod pomnikiem… zobaczyłam piach. Piasek taki jak nad morzem, a że las był iglasty, poczułam się jak na wydmie w Dźwirzynie ;) Dokładnie obejrzeliśmy pomnik, a następnie weszliśmy na teren cmentarza. Już kiedyś pisałam, że staram się przed wyjazdem nie oglądać zdjęć w Internecie, bo się albo nastawię niepotrzebnie na jakieś megaprzeżycia, albo jak już zobaczę, to tracę ochotę na wycieczkę, bo po co? Odnośnie cmentarza w Wierszach – wiedziałam, że jest, na grupach tematycznych na fb widziałam jakieś zdjęcia, ale nie wczuwałam się w nie. Pojechałam, zobaczyłam. Cmentarz jest mały, a w porównaniu z palmirskim – wręcz mikroskopijny. Położony w lesie, ładnie utrzymany, z solidnym ogrodzeniem i furtką.







Żeby jednak nie wracać tą samą drogą, pojechaliśmy dalej, Traktem Partyzanckim przez Janówek. Napotkanego przy drodze leśnika pytaliśmy o drogę na Gać Zaborowską, ale okazało się, że od miejsca, w które można dojechać samochodem trzeba wędrować piachem pustynnym jeszcze około 1,5 km. Zrezygnowaliśmy głównie przez brak czasu, bo czekały nas jeszcze spotkania z rodziną. Dojechaliśmy do krajowej siódemki, by po kilku kilometrach skręcić w stronę Palmir. Miejsce to odwiedziłam trzy lata temu i opisałam je TUTAJ, więc teraz się tam nie zatrzymywaliśmy.

Jadąc dalej brukową drogą w środku lasu, minęliśmy dwa przydrożne krzyże, a dalej dotarliśmy do Krzyża Jeżyków koło Pociechy, gdzie zrobiliśmy krótki przystanek na zdjęcia i mały spacer.
Jeszcze trochę poplątaliśmy się po puszczańskich duktach, dojechaliśmy też do owego szlabanu w Gaci Zaborowskiej i wróciliśmy do Zaborowa. Z 20 km zrobiło się nam sporo więcej, ale warto było. Jeszcze kiedyś naprawdę przejadę puszczę rowerem! ;)

Dopisek Savy: Kochani, Marchevka prosiła o przekazanie wiadomości, że wszystko u niej dobrze i serdecznie Was pozdrawia :)

5 komentarzy:

  1. Równo poustawiane krzyże nieodmiennie robią na mnie wrażenie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaka nietypowa nazwa miejscowości :) widok takich miejsc zawsze wbijają mnie w ziemię i serce sciska wzruszenie i ból.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć ICH pamięci; chwała ICH czynom; niech spoczywają w pokoju;

    OdpowiedzUsuń

Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Dziękuję :)

Obserwatorzy