Strasznie podobają mi się wolne weekendy :) Można sobie pojeździć tu i tam, bardziej tu, niż tam, ale zawsze gdzieś. Tym razem Świdwin: 15-tysięczne miasto na Wysoczyźnie Łobeskiej nad rzeką Regą :)
Dzieje tego miasteczka są dość burzliwe. Początkowo był to gród na szlaku handlowym między Kołobrzegiem a Wielkopolską. Później przeszedł w ręce trzebiatowskich norbertanów, aby sto lat później trafić w ręce prywatne i zostać oddanym pod wodze krzyżaków. W XIV wieku mieszkańców strawiła zaraza, a 59 lat po Bitwie pod Grunwaldem, w Świdwinie wybuchła bitwa o krowę, której pamięć pielęgnowana jest do dnia dzisiejszego :) Jak na całym Pomorzu Zachodnim, także i tutaj po II wojnie światowej osiedliła się ludność napływowa ze wschodu, która ze sobą przywiozła kresowe tradycje. Z tej okazji rokrocznie w Świdwinie odbywają się Kaziuki Wileńskie, mające formę jarmarku :) Tyle historii, teraz idziemy na spacer!
Przybyszów ze strony Kołobrzegu oraz przyjezdnych pociągami wita Plac Lotników z kamieniem pamiątkowym oraz imponującym pomnikiem Lotników Polskich.
Startujący MIG-17. |
Na cokole pomnika widnieją tablice pamiątkowe, w tym najnowsza, upamiętniająca lotników, którzy zginęli w katastrofie lotniczej pod Mirosławcem w styczniu 2008 roku. Świdwin jest silnie związany z lotnictwem, ponieważ stacjonuje tu 21 Baza Lotnicza. W mieście działa także Stowarzyszenie Przyjaciół Lotniska Wojskowego Świdwin, a co roku z okazji święta jednostki odbywa się piknik lotniczy.
Przez Świdwin przebiega szlak "Kotła Świdwińskiego", wiodący śladami I Armii Wojska Polskiego. Zobaczyłam większość obiektów stojących na tej drodze. Nie było to trudne z tego względu, że usytuowane są one w ścisłym centrum miasta.
Widać to na poniższej panoramie: w dali z lewej widać zamek, od prawej widać kościół oraz Bramę Kamienną. Po otwarciu w nowym oknie będzie widać więcej i trochę lepiej :)
Akurat z kościoła wyległ tłum ludzi, więc postanowiliśmy nasze zwiedzanie rozpocząć od wzniesionego w XIII wieku Zamku Joannitów. O historii zamku, która nieodzownie łączy się z historią miasta można poczytać TUTAJ. Mnie samą urzekło to, że mimo upływu lat i zamiłowania ludzi do wszechobecnej tandety, zamek zachował swojego ducha. Kiedy weszłam na dziedziniec, oczyma wyobraźni ujrzałam pojedynki rycerskie. Zupełnie nie byłoby to dla mnie zaskoczeniem. Wnętrze utrzymane jest w jednym stylu, wszystkie szyldy pisane są pismem gotyckim na drewnie, nie ma miejsca na plastik i chińszczyznę.
Zamek można obejść ładnym chodnikiem dookoła, wzdłuż płynącej nieopodal Regi, a przy ładnej pogodzie, także przysiąść na jednej z ławek i odpocząć :)
Po obejrzeniu zamku deptakiem poszliśmy w stronę Bramy Kamiennej.
Na koniec zostawiliśmy sobie kościół pw. MB Nieustającej Pomocy. Akurat już wszyscy uczestnicy uroczystości się rozeszli i mogłam spokojnie wejść do środka. Chociaż... pani, która w środku sprzątała niezbyt życzliwie na mnie spojrzała, lekko się przestraszyłam, jednak nie ustąpiłam. Dalej fotki cykałam, póki pana w czerni nie ujrzałam. Wtedy chybcikiem nogi za pas wzięłam i mało co ducha nie wyzionęłam. Ale uszłam z życiem szczęśliwie, o czym Wam donoszę życzliwie :)
Stojąc przy samochodzie zrobiłam jeszcze tylko Pomnik Pamięci Poległym i Pomordowanym Żołnierzom i Ofiarom Faszyzmu i Stalinizmu.
I odjechaliśmy w stronę Kołobrzegu, na gorącą herbatę, bo pogoda niestety nie dopisała. Jednakże trudno wymagać, aby w lutym słońce świeciło i 20 stopni w cieniu było :) Pozdrawiam :)