Drugiego dnia na wędrówkę
ruszyłam nieco później, niż dzień wcześniej, bo przed godziną 10. Może to przez
pogodę, która dopisała tylko pierwszego dnia. W trakcie dalszego pobytu przed
południem padało, a przejaśniało się dopiero na wieczór. Ale że zaopatrzona
byłam w odpowiednie ubranie oraz parasolkę, nawet deszcz nie był mi straszny,
chociaż nie powiem, że był to szczyt mych marzeń.
Pomnik Polskich żołnierzy Polski Walczącej |
Do zwiedzenia miałam w zasadzie
tylko dwa punkty. Dwa, ale za to jakie! Wawel i krakowski Kazimierz. Po
przeanalizowaniu możliwego dojazdu oraz topograficznego rozmieszczenia tych
miejsc, postanowiłam najpierw odwiedzić Wzgórze Wawelskie, a następnie przejść
się do dzielnicy żydowskiej.
Wzgórze Wawelskie |
Według wcześniej przygotowanego
planu, na Wawelu chciałam zwiedzić Katedrę (a w niej Dzwon Zygmunta, Muzeum
Katedralne i Groby Królewskie), Smoczą Jamę oraz zajrzeć na dziedziniec
arkadowy. Nie miałam ochoty na oglądanie komnat i jakiś dodatkowych eksponatów,
bo mnie to po prostu nie interesuje. Dla mnie najważniejsze były te trzy punkty
i tego się trzymałam do momentu przekroczenia bramy wejściowej.
Kolejka po bilety była strasznie
długa. Oszacowałam, że czeka mnie bezproduktywne przynajmniej 40-minutowe
stanie w niej. Miłą niespodzianką była rezolutna pani przewodnik, która
zbierała grupę chętnych osób do zwiedzenia Wawelu z przewodnikiem. Prawda jest
taka, że nie kalkulowałam ceny samych biletów już tam na miejscu. Jeśli coś
miałam w planie, to znaczyło że mnie na to stać i ile trzeba będzie, to się
zapłaci. Tak po prostu. Nie uczyłam się konspektu podróży na pamięć, bo i po
co? Dlatego też od razu przystałam na propozycję zwiedzania w zorganizowanej
malutkiej grupie. Było nas jedenaścioro. Była para z dzieckiem, dwie panie z
panem, dwóch mężczyzn z Holandii, z czego jeden mówił po Polsku i tłumaczył
temu drugiemu, małżeństwo z synem i ktoś jeszcze, bo dziecko wchodziło za darmo
i nie wliczało się do liczebności grupy. W każdym razie, nie musiałam już
czekać w kolejce, ponieważ po skompletowaniu grupy pani przewodnik poszła sama
je zakupić, poza kolejnością.
Droga na Wawel |
Pomnik konny Tadeusza Kościuszki |
Przy wejściu powitał mnie Tadeusz
Kościuszko, a jakże – na koniu. Kolejny pomnik konny do moich zbiorów :) W
Katedrze zdjęć robić nie wolno było, ale to nic nie szkodzi. Ja byłam i
widziałam, a Wy także możecie osobiście się przekonać o majestatyczności
wnętrz. Obeszliśmy najważniejsze punkty, takie jak nagrobki oraz insygnia grobowe
królów Polski, kaplice, czy relikwie Jana Pawła II, a nawet Cudowny OBRAZ Matki
Bożej Częstochowskiej, z którym chodzi procesja z Wawelu na Skałkę.
Pomnik Jana Pawła II na Wawelu |
Następnie cała grupa, ale bez
pani przewodnik przeszła się po schodach do dzwonów, których łącznie było pięć.
Podobno jak się lewą ręką dotknie serca dzwonu i pomyśli życzenie, a następnie
tą samą rękę przyłoży się do własnego serca, to spełni się to, o co prosiliśmy.
No zobaczymy, bo ja zawzięcie dotykałam wszystkich pięciu, a na Dzwon Zygmunta
zostawiłam to najważniejsze. Czas pokaże, czy się spełnią.
Robione w pośpiechu z dzwonnicy |
Po wyjściu z dzwonnicy, poszliśmy
do podziemi, gdzie mieściły się groby różnych osobistości. Zwiedzanie zaczęliśmy
od Krypty Wieszczów Narodowych, czyli grobów Mickiewicza i Słowackiego, tablicy upamiętniającej Cypriana Kamila Norwida oraz medalionu z wizerunkiem Fryderyka Chopina. W następnej krypcie znajdował się
m. in. grób generała Sikorskiego. W tym miejscu też Jan Paweł II odprawił
swoją prymicyjną Mszę Świętą. Dalej są groby całych rodzin królewskich, łącznie
z maleńkimi trumienkami dzieci, a po drodze minęliśmy także sarkofag państwa
Kaczyńskich.
Na Wawelu. Ogromnie mi się podoba ta fotka ;) |
Ostatnim punktem na trasie
naszego zwiedzania był Skarbiec Katedralny, w którym znajdowały się zachowane
pamiątkowe naczynia i szary liturgiczne, sławna Włócznia św. Maurycego. Wizyta
tam uzmysłowiła mi, jak bogatą tradycję ma Kościół oraz jak sam w sobie jest
bogaty. Zapoznanie się ze zbiorami Skarbca dopełniły obrazu bogactwa Kościoła, który zaczął się krystalizować po obejrzeniu Ołtarza Wita Stwosza oraz wnętrza Katedry Wawelskiej.
Zwiedzanie z przewodnikiem trwało
prawie dwie godziny. Po spokojnym przekalkulowaniu kosztów doszłam do
wniosku, że słono przepłaciłam, bo tak
naprawdę dałam drugie tyle, ile bym zapłaciła normalnie, zwiedzając
indywidualnie. Jednak nie żałuję ani trochę z tego tylko względu, że pani
przewodnik była bardzo sympatyczna, kompetentna, komunikatywna i KONKRETNA,
przez co poznałam dzieje Wawelu lepiej, niżbym zrobiła to w pojedynkę.
Przekazała nam fakty, których nie sposób poznać bez wnikliwej analizy
specjalistycznej literatury. Dowiedzieliśmy się rzeczy ciekawych, a nie
nudnych. Pani przewodnik narzuciła dość żwawe tempo zwiedzania, przez co nie
mieliśmy prawa czuć się znudzeni, a zmęczenie dopadło wszystkich dopiero po
przejściu całej trasy ;) Żebyście widzieli, jak moi niektórzy współtowarzysze wciągali kanapki, musieli naprawdę zgłodnieć ;D
Jeśli komuś nadarzy się okazja
zwiedzenia Wawelu z przewodnikiem – polecam serdecznie. Na pewno sami nie
dowiecie się tylu rzeczy, co z nim, a grupy zazwyczaj są małe, maksymalnie
piętnastoosobowe, dzięki czemu nie ma tłoku, a przewodnik naprawdę dba o
„swoich ludzi” :) A pieniądze – rzecz nabyta: dzisiaj są, a jutro nie ma. Łapmy
dzień i wykorzystujmy dane nam szanse.
Do Smoczej Jamy już nie poszłam,
natomiast spoczęłam na ławeczce u stóp Wawelu, ucinając sobie pogawędkę z
kierowcą turystycznego Melexa. Odpoczęłam, zregenerowałam trochę sił i poszłam
szukać Wawelskiego Smoka.
Nad samą Wisłą mijałam stragany z
pamiątkami i powiem dla poinformowania przyszłych pokoleń, że: jeśli chcecie
kupić na pamiątkę coś, co jest związane ze Smokiem, kupcie to chociażby na
Rynku Głównym, a nie przy samym smoczysku, bo ceny różnią się o 5 do 10 zł.
Niby niewiele, ale ziarnko do ziarnka i zbierze się miarka ;)
Smoczysko w akcji |
Smoczek sam w sobie całkiem
sympatyczny, udało mi się nawet zrobić z nim zdjęcie. No i załapałam się na
trzy serie ziania ogniem. Podobno jakiegoś SMSa trzeba wysłać, żeby zionął, a
ja widocznie podpięłam się pod czyjeś zamówienie, bo nawet udało mi się
sfotografować Gadzinę w akcji ;-)
Po odwiedzeniu Smoka spacerem,
mimo deszczu, kroki skierowałam ku dzielnicy żydowskiej.
Mapa Kazimierza |
Krakowski Kazimierz
jest dzielnicą o niepowtarzalnym klimacie. Szłam uliczkami, a głowa obracała
się naokoło. Tam jakby czas zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu.
Mural |
Przywitał mnie ogromny mural na
zniszczonym domu. Później szłam bardziej na czuja, niż według mapy. Pilnowałam
tylko, żeby bez potrzeby nie opuszczać granic dzielnicy. Trochę błądziłam,
trochę kluczyłam, ale ostatecznie się przecież nie zgubiłam. Nigdzie mi się nie
spieszyło, zaglądałam we wszelakie zakątki, aby poczuć niepowtarzalną atmosferę
tego miejsca. Na Kazimierzu nie miałam punktów, które MUSZĘ zobaczyć. Noo… Poza
zapiekankami ;-) ale do tego jeszcze dojdę. Na tę część miasta miałam założenie
takie – być, zobaczyć, poczuć, zapamiętać. I korzystać z tego, na co trafię po
drodze.
Pierwszym takim punktem było
Żydowskie Muzeum Galicja przy ulicy Dajwór 18. Ekspozycję stałą tworzą
fotografie będące świadectwem życia Żydów w poszczególnych okresach
historycznych. Zdjęcia pokazują historię Narodu Żydowskiego.
Wnętrze jest surowe, bez
wyszukanych efektów specjalnych. Instalacja muzealna bije prostotą, przez co
widz tego przedstawienia skupia całą swoją uwagę na prezentowanych treściach, a
nie na mało istotnych walorach (nie)estetycznych.
Wystawa podzielona jest na pięć
sekcji:
1) Świadectwo
ruin.
2) Żydowska
kultura, jaką niegdyś była.
3) Holokaust.
Miejsca zagłady.
4) Jak
zapamiętywana jest przeszłość.
5) Ludzie
tworzący pamięć.
Każda z sekcji jest swoistym
świadectwem bogactwa kulturowego Narodu Żydowskiego, jednakże mną najbardziej
wstrząsnęła sekcja trzecia. Nie wiem, czy to z racji posiadanej przeze mnie
wiedzy historycznej i kolejnego uzmysłowienia okrucieństwa tamtego okresu, czy
może wynikało to z tego, że była to namiastka Muzeum Auschwitz, do którego ostatecznie nie dotarłam. Było mi
ciężko i nie mam zamiaru tego ukrywać. Jednakże cały wydźwięk wystawy
jest raczej pozytywny. Wysokiej jakości fotografie przedstawiają historyczny
przekrój codziennego życia Żydów. Nowatorski sposób przedstawienia zagadnienia
nie nuży, a wręcz zachęca do bardziej wnikliwej analizy przedstawionych
historii.
No i co jeszcze czyni to muzeum
jednym z wyjątkowych – w środku można robić zdjęcia, nawet przy użyciu flesza,
co się generalnie nigdzie nie zdarza. Jeśli już jest pozwolenie, to bez lampy
błyskowej. Tutaj nie ma ograniczenia, jednakże jedynie zalecane jest
wyłączenie lampy. Światło wewnątrz jest jednak na tyle zadowalające, że
faktycznie nie trzeba strzelać błyskami na prawo i lewo.
Stara Synagoga |
Niespiesznie dreptając dalej, dotarłam do ulicy Szerokiej, a tam… Tańce, hulanki i swawole. Jak dla mnie –
centrum całej dzielnicy ;) Kawiarenki, muzyka żydowska na żywo, stara zabudowa,
szyldy dawnych zakładów i pracowni.
Ulica Szeroka |
Dawno temu na Kazimierzu... |
Co autor miał na myśli? |
Po wyjściu z Szerokiej obrałam
azymut na Plac Nowy, bo wieść niosła, że tam zapiekanki na wypasie serwują, a
mi powoli w najmniej spodziewanych miejscach zaczynał objawiać się latający balon. W trosce o własne zdrowie, nie tyleż psychiczne, co fizyczne,
doładowałam akumulatory zapiekanką królewską za okrągłe 9 zł i poszłam dalej,
jak nakręcona. W sumie dobrze, że to był jedyny posiłek zjedzony na mieście w trakcie całego pobytu, bo na podanym przykładzie widać, że krakowskie jedzenie dziwnie na mnie wpłynęło i jakbym się tak rozkręciła, to na
piechotę z Krakowa dotarłabym do Kołobrzegu.
To ten balon, który mi się ukazywał za każdym razem, kiedy spojrzałam w niebo... Na głodzie. |
A schował się, jak wszamałam zapiekankę ;-) |
Ten Maluch jest genialny ;) |
Pokręciłam się jeszcze po
Kazimierzu, a później wychodząc przez Plac Wolnica zaczęłam obierać kierunek
powrotny, wzdłuż Wawelu, przez ulicę Grodzką do Rynku Głównego. Dopiero kiedy
minęłam Franciszkańską, zorientowałam się, że tam jest sławetne Okno Papieskie.
No to się wróciłam, bo czasu jeszcze trochę miałam. Zdjęcia zrobiłam i poszłam
dalej… Przed siebie, bo gdybym miała czekać na tramwaj, a później kolejną
godzinę na autobus, to przekalkulowałam, że się przejdę, a co mi tam!
Plac Wolnica - widok na kościół Bożego Ciała |
Budynek Muzeum Etnograficznego |
Kościół św. Andrzeja na ul. Grodzkiej |
XXVI Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych |
Okno papieskie |
I tym oto bezproblemowym sposobem
pyknęło mi 15 km piechotką w 9 godzin.
PODSUMOWANIE
Bilet, ulotka, pamiątkowy znaczek na tablicę |
Podobnie jak wczoraj, tak samo
dzisiaj, ceny biletów uzależnione były od posiadanych uprawnień i ulg.
Wejście na Wawel - 30 zł z przewodnikiem, (bez przewodnika
indywidualnie byłoby 15 zł).
Wstęp do Muzeum Żydowskiego
Galicja – 10 zł.
Zapiekanka na Kazimierzu – 9 zł.
Niestety, z racji że bilet na
Wawel był grupowy, nie mam go, ale mam ulotkę – ona też może być pamiątką tej
wizyty :)
Masz rację pisząc "łapmy dzień i wykorzystujmy dane nam szanse", bo prawda jest taka, że nie wiadomo kiedy nadejdzie kolejna okazja. Czas mija zastraszająco szybko, czasami jest tak, że dziś masz na coś szansę i nie zdążysz nawet mrugnąć i szansa przepada, a później nigdy więcej już nie nadchodzi. Czasem coś robisz i myślisz sobie, że powtórzysz to jeszcze milion razy, a życie układa się tak, że nie powtórzysz nawet jeden raz i cieszysz się, że masz chociaż jedno wspomnienie, jedno zdjęcie, jedną ulotkę. Szanse są po to, żeby je wykorzystywać, a kiedy ma się ku temu okazję, bo człowiek planował, starał się i wyczekiwał - największą głupotą byłoby zrezygnować z czegoś, co może przynieść tylko korzyści. Kiedyś myślałam, że już każdy weekend będzie spędzony na podróżach i wyjazdach - często spontanicznych. Nigdy nie zapomnę, kiedy zdarzało się, że po wyjściu ze szkoły w piątek, zamiast prosto do domu, szłam na pociąg i jechałam do Krakowa. Dom na Brogach czekał zawsze. Wtedy korzystałam z uroków życia w centrum Polski - relatywnie wszędzie blisko - korzystałam z ulg na bilety, korzystałam ze spontaniczności koleżanki, która jeździła razem ze mną, korzystałam z pieniędzy, które gdzieś wyskubane i wychuchane dawały możliwość zakupu taniego biletu, taniego noclegu, taniego wina. Cieszę się, że z tego korzystałam, kiedy był czas i okazja, kiedy nie musiałam rezygnować z czegoś na rzecz czegoś, dzięki czemu nie musiałam niczego żałować. Dziś nadal mam wszędzie blisko, ale dziś co innego jest na tapecie, póki co inne priorytety i możliwości na inne rzeczy. I korzystam z tego, póki mogę, żeby później wykorzystywać jeszcze inne szanse i nie żałować, że zaprzepaściłam aktualne. Podróże są czymś niesamowitym, pozwalają odkryć świat i siebie - na nowo. Człowiek nagle staje twarzą w twarz z samym sobą i robi rzeczy, o które nigdy by siebie nie podejrzewał, ma przemyślenia, które nigdy wcześniej nie nadchodziły, albo nie potrafiły przebić się przez jakąś warstwę, która w trakcie podróży znika. Korzystaj, bo teraz jest na to Twój czas i Twoje miejsce.
OdpowiedzUsuńAmen.
Usuńa się pobożna zrobiłaś:D
UsuńPielgrzymka z obrazem uświęca ;)
UsuńI love your blog so much, have a great day
OdpowiedzUsuńRoofing Material suppliers
PVC Board suppliers
FRP Panel suppliers