niedziela, 14 lipca 2013

Jak istota nizinna w góry się wybrała

Jako, że od prawie ćwierćwiecza mieszkam na nadmorskich nizinach, góry oglądałam w telewizji i książkach, a później w internetach ;-) No tak to się złożyło, że ścieżki nie powiodły mnie nigdy do Zakopanego, a jedynie dawno temu na jeden dzień do Karpacza. Jadąc do Krakowa zupełnie nie wzięłam pod uwagę bliskości Tatr. Umknęło mi to, ponieważ całkowicie skupiłam się na zabytkach architektonicznych oraz innych miejscach historycznie ważnych w samym mieście. Jedyny wyjazd poza miasto, jaki planowałam, to był wyjazd do Muzeum Auschwitz w Oświęcimiu. Poglądy te jednak bardzo szybko zweryfikowałam, kiedy została mi przedstawiona opcja alternatywna.

Moi Gospodarze bowiem, po dowiedzeniu się, że gór na oczy nie widziałam nigdy, zaproponowali popołudniowy  spacer w Ojcowskim Parku Narodowym. Przystałam na to, bo dopiero do mnie dotarło, że być w Krakowie i nie widzieć gór to tak, jak być w Rzymie i nie widzieć papieża ;-) 
Pojechaliśmy zatem do Ojcowa, wędrówkę rozpoczynając od ruin Zamku "Kazimierzowskiego".

Z wieży widokowej rozciągały się piękne górskie widoki na ogromne tereny zielone oraz majestatyczne, ogromne wapienne skały. I wszystko byłoby naprawdę okej, gdyby nie to, że ten spacer potraktowałam bardzo rekreacyjnie i mój strój był bardzo nieadekwatny do sytuacji, a obuwie już na pewno. 
Odpicowałam się w sandałki z cieniutkimi paseczkami i bluzeczkę z wzorkiem ludowym. Dobrze, że nie mam w zwyczaju chadzać w spódniczkach, bo bym i pewnie takową przywdziała. Byłam w dżinsach. Zaręczam, że taki strój, a szczególnie ozdobne sandały nie są odpowiednimi butami na spacer po górach, nawet taki spokojny i małoekstremalny, jak nasz. Włażenie na punkty widokowe było nie lada wyczynem, który zakończył się potężnymi zakwasami, spowodowanymi wcale nie wysiłkiem wchodzenia, a wysiłkiem utrzymania nogi w bucie. 1:0 dla gór w tym wypadku ;-)

Górskie powietrze jest zupełnie inne, niż nadmorskie. Jeśli idzie o czystość, to chyba raczej porównywalne, ale takie... Mniej ostre. Łagodniejsze, o tak, to jest bardzo dobre określenie. No i słońce na południu jakoś lepiej opala, niż nad morzem. Może dlatego, że wyżej, więc i bliżej słońca? 

Przeszliśmy się od ruin zamku do Bramy Krakowskiej i z powrotem, robiąc krótkie postoje: pierwszy włażąc na wspomniany wyżej punkt widokowy, a drugi przy Źródełku Miłości. Wody w tymże nie tykałam, coby przypadkiem do Kołobrzegu nie przyciągnąć jakiegoś niedźwiedzia.


Cennik taki sobie, biorąc pod uwagę, że bilet wstępu zakupiony w bramie Zamku kosztował odpowiednio:
- normalny 2,50 zł,
- ulgowy 1,50 zł;
natomiast parking pod Zamkiem w Ojcowie  kosztował 10,00 zł, jednakże nie obowiązywał limit czasowy, zatem samochód mógłby stać tam i całą noc, gdyby nam się zachciało jednak polować na te niedźwiedzie ;-)








2 komentarze:

  1. Fajnie piszesz. Z Ojcowa zrobiłaś Mount Everest. No ale nie ma się co dziwić, skoro jesteś osobą mieszkającą raczej na płaskim terenie. Dla mnie Ojców to codzienność i chleb powszedni. Ponieważ mieszkam niedaleko, więc zadyszka, zakwasy raczej nie wchodzą w grę.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, często w swoich wpisach przejaskrawiam pewne sytuacje, a ze swoich wpadek urządzam najlepszą zabawę - dzięki temu nigdy nie stracę powodu do śmiechu :)
      Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny, miło mi :)

      Usuń

Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Dziękuję :)

Obserwatorzy