Bornholm to duńska wyspa położona na południowo-zachodnim Bałtyku o powierzchni niecałych 600 km2 z ponad 40 tys. mieszkańców. Oddalona od duńskiego wybrzeża o 135 km, od polskiego – 100 km i zaledwie 37 od szwedzkich krańców stałego lądu. Mimo niewielkiego obszaru, Bornholm jest dość zróżnicowany pod względem ukształtowania terenu. Północna i środkowa część wyspy charakteryzuje się licznymi pagórkami, a skraj wyspy stanowią skaliste klify. Południowe tereny natomiast są równinne, a plaże piaszczyste i dość rozległe.
|
"Nasz" katamaran w porcie Nexø |
Poznawanie Bornholmu rozpoczęliśmy od Svaneke, oddalonego od Nexø o niecałe 10 km. W tym mieście funkcjonuje jedyny na wyspie browar, a z portu wypływają statki na Christiansø – jedną z trzech wysepek archipelagu Ertholmene. Jest tu także fabryka cukierków, do której nie dane nam było dotrzeć oraz niewielka huta szkła, a także punkt informacji turystycznej, gdzie zaopatrzyliśmy się w darmowe przewodniki rowerowe – w języku polskim! Na rynku odbywał się jarmark rękodzielniczy. Ciekawostką jest gra nazywana "gówniane szczęście" – na ogrodzoną planszę z cyframi wypuszcza się dobrze najedzoną kurę. Ludzie obstawiają numerki, a wygrywa ten, na którego numerek... wiadomo ;-)
|
Nasza pani przewodnik z nieoficjalną flagą Bornholmu |
|
Plansza do gry w "gówniane szczęście" |
|
Mówiłam - patrz pod nogi! |
|
Kościół w Svaneke z 1350 roku |
|
Latarnia morska w Svaneke |
|
Te kamieniste wybrzeża mnie zafascynowały |
Następnie odwiedziliśmy ruiny zamku Hammershus na północy. Średniowieczna warownia na przestrzeni wieków przechodziła we władanie między szwedzkimi zwierzchnikami kościelnymi, a Koroną Duńską. Niedługo po wzniesieniu w XIII wieku, stał się jedynym zamkiem na wyspie. Patrząc na obwód pozostałości murów (fragmentami podwójnych) zauważa się, że był to, jak na tamte czasy, bardzo potężny obiekt, a usytuowanie na klifie tylko wzmaga majestat tego miejsca. Poza oczywistą oczywistością, czyli samymi ruinami, po których można łazić, mój zachwyt wzbudziły widoki na klify, morze i skaliste plaże. Niby Bałtyk, ten sam, nad którym mieszkam od zawsze, a jednak taki inny. No i lody – za barbarzyńską cenę 30 koron (~17 zł), ale smaczne, w przepysznej posypce z czekolady i cukru, warte grzechu i swej ceny. Oraz kartka w sklepiku napisana w języku polskim. Miło, tak po prostu i zwyczajnie.
|
Ruiny warowni Hammershus |
|
Klify robią niesamowite wrażenie |
|
Baszta Mantel |
|
Zajrzałam za mury, a tam... :) |
|
Pomnik ku pamięci Bornholmczyków poległych w powstaniu przeciwko Szwedom |
|
Ta posypka działa cuda! |
Ostatnim przystankiem na trasie była wieś Olsker, w której znajduje się jeden z czterech rotundowych kościołów, będących wizytówką Bornholmu. Kościół św. Olafa został wzniesiony w XII wieku i pełnił nie tylko funkcje sakralne – najwyższa kondygnacja wykorzystywana była w celach obronnych. Wnętrze jest surowe, ołtarz skromny, a na piętro prowadzą bardzo wąskie schody. To był jedyny obiekt, do którego musieliśmy kupić bilety – wejście kosztowało 10 koron (~6 zł).
|
Romański kościół rotundowy św. Olafa w Olsker |
|
Rzeźba z 1950 roku. |
|
Tomek przemyka na najwyższej kondygnacji ;-) |
|
Było naprawdę bardzo wąsko |
|
Przykościelny cmentarz |
|
Bilecik! |
Wróciliśmy do Nexø, gdzie mieliśmy wolną godzinkę przed zaokrętowaniem. Poszliśmy więc w stronę centrum i na drobne zakupy, które przy barbarzyńskich duńskich cenach okazały się naprawdę drobne. Przysiedliśmy na rynku i w rytmach lokalnych muzyków wypiliśmy małe co nieco, psychicznie nastawiając się na rejs powrotny.
|
Kolejny polski akcent - na półce napis "Bornholmskie specjały" |
|
Widok na rynek w Nexø |
Bornholm to raj dla rowerzystów i fotografów oraz wszelkiego rodzaju powsinóg lubiących ciekawe, klimatyczne miejsca i piękne widoki. Na pewno nie można traktować tego jako wyjazdu zakupowego (co często praktykowane jest w czasie wycieczek do Niemiec). Tutaj trzeba nastawić się tylko i wyłącznie na cele turystyczne, najlepiej wziąć w kieszeń maksymalnie 100 koron, by mieć na podstawowe rzeczy, typu właśnie wstęp do kościoła czy sławetne lody pod zamkiem. Można się skusić też na cukierki ze Svaneke, wtedy koszty rosną. My cukierkowi nie jesteśmy, więc przywieźliśmy duńskie piwo – w obawie przed sensacjami na morzu, tym razem odpuściłam kosztowanie trunku na miejscu ;)
Dodatkową atrakcją całej imprezy jest rejs katamaranem Jantar z Kołobrzegu do Nexø i z powrotem. Jest to statek o maksymalnej ilości miejsc 288 + 12 członków załogi. Katamaran posiada trzy pokłady, kawiarnię i restaurację. Z wyższych pokładów są ładne widoki, a wrażenie niesamowite robi moment, kiedy znajdujemy się na pełnym morzu, nigdzie nie widać lądu, wszędzie wokół tylko woda, w komórce zasięgu brak. Żeby tylko tak nie bujało...
Warunkiem koniecznym do spełnienia, aby podroż była udana, jest zażycie środka na chorobę lokomocyjną/morską PRZED wejściem na pokład i rozpoczęciem podróży. Chcieliśmy być twardzi i przed rejsem do Danii tabletki wzięliśmy dopiero po wypłynięciu z kołobrzeskiego portu, gdy błędniki już zaczynały szaleć. Tomek się trzymał dzielnie, ale ja poległam, zmieniając barwę z pomarańczowego na trupiobladą zieleń. Powrót był o wiele przyjemniejszy, bo leki wzięliśmy wcześniej, a do tego delikatnie zmieniliśmy lokalizację, aby mniej bujało ;)
Nie mogę też nie wspomnieć o przemiłym towarzystwie, jakie mieliśmy w obie strony. Miejsca bowiem nie są przydzielane, każdy siada tam, gdzie mu wygodnie. I tak metodą dosiadania się na wolne miejsca, do Nexø płynęliśmy w 9 osób, z którymi mimo morskiej niedyspozycji udało się zamienić kilka słów. W drodze powrotnej wracaliśmy tylko w szóstkę, ponieważ trójka towarzyszy została na wyspie na kilka dni. Rozmowa tak się rozwinęła, że nie wiedzieliśmy, kiedy dotarliśmy do kołobrzeskiego portu, a na pamiątkę zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie na promie.
|
Pozdrowienia dla Pani Marceliny i Pana Artura oraz Dziewczynek ;))) |
Słowem – polecam wypad dla samych widoków i poczucia wyspiarskiego klimatu. Chociaż zdjęcia wyszły niezłe – na żywo i tak wygląda to stokroć bardziej imponująco. Naprawdę warto!
|
"Proszę państwa – 45 stopni na lewo od kursu możemy podziwiać wschód księżyca!" |
Bornholm widziałem raz z samolotu. W samej Danii byłem w stolicy, choć mam też zamiar popłynąć właśnie na Bornholm. Całkiem tam fajnie. Jednak ewidentnie widać ten skandynawski klimat. Co do rejsu to w zależności oczywiście od pogody, a także czasu (rejsu), łatwiej się znosi podróż na górnym pokładzie, na zewnątrz. Pod górnym pokładem, w środku z reguły mocniej się odczuwa wszelkie "bujnięcia" :) Mam doświadczenie z rejsu na Hel i z powrotem, a także gdy płynąłem promem. Wiadomo, że na zewnątrz cały czas się nie da płynąć.
OdpowiedzUsuńW moim odczuciu im wyżej, tym bardziej kołysało. Rejs trwa cztery i pół godziny w jedną stronę, więc podróży na zewnątrz nie wytrzymałyby moje zatoki, bo na pełnym morzu wiatr jest praktycznie zawsze, więc wyszłam na zewnątrz dopiero po relacjach współtowarzyszy - że fajnie jest. ;) Za to na świnoujskim Karsiborze nie wyobrażam sobie inaczej płynąć, jak tylko na zewnątrz :D Wiem jedno - lokomotiv pół godziny przed rejsem i wtedy można szaleć :) :)
UsuńPozdrawiam!
Hah no to skoro jedna tabl. wystarczy to sprawa rozwiązana. Nie dziwie się, bo 4,5 h na górze to i ja bym nie zniósł :)
UsuńBornholm też był w naszych planach. Szkoda, że zrezygnowaliśmy. A co do cen? faktycznie są szokujące. W Kopenhadze, były darmowe wejścia do dwóch muzeów. Wszystkie inne - płatne.
OdpowiedzUsuńA co do lodów? miałaś z bonifikatą? za gałkę płaciłam 40 koron. Przyznaję przez moment, ceny są trochę szokujące. Już dawno nauczyłam się nie przeliczać.
ŚWIETNA RELACJA.
Pozdrawiam serdecznie:)*
Tam były lody z bankomatu. Ech, z automatu ;) Niegałkowe, ale okazało się, że różne pamiątki w różnych miejscach też były w baaaardzo różnych cenach, różnice sięgnęły chyba 20 koron maksymalnie. Do tej pory nie przeliczałam, ale obracałam, jeśli już, to tylko euro, a tutaj siłą rzeczy się liczyło, chociażby z czystej ciekawości, bo nowa waluta. No i cóż. Chyba rzeczywiście dla zdrowia lepiej nie przeliczać ;)
UsuńPozdrawiam!
sledze Cię, sledze marchevko i twoje podróże, czasem za toba nie nadążam :) twoje relacje zawierają to co zawierać powinny: ciekawe zdjęcia, przeciekawe nie nudzące wpisy z garścią praktycznych informacji, moja ty podróżniczko kochana! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jesteś :) :) Dziękuję za pozytywną opinię, uściski! :)
UsuńA ponoć tam ostro wieje... znajomi byli, rowerami sobie po wyspie hasali ;)
OdpowiedzUsuńNie wieje bardziej niż na naszym Wybrzeżu, a dla rowerzystów to prawdziwy raj. My w dwa dni objechałyśmy wyspę!
UsuńNawet zdjećia mamy podobne. Mnie zauroczyły te domeczki, brak bloków i.... kamienista plaża ;)
OdpowiedzUsuńJa tymi kamieniami byłam tak zafascynowana, że natrzaskałam kilkadziesiąt zdjęć tak nietypowego dla nas wybrzeża. :) A szczególnie zaciekawił mnie żółty osad na kamieniach, który znakomicie kontrastował z błękitem wody.
UsuńNo powiem Ci, że chyba się zakochałam w tym miejscu, niezwykle urokliwie tam jest. Rozśmieszyła mnie gra "gówniane szczęście":D:D:D:D nie mogę przestać się śmiać!
OdpowiedzUsuńRozśmieszę Cię więc jeszcze bardziej. Bornholm uchodzi częściowo za "wyspę emerytów", więc organizowane są różne formy aktywności dla starszych osób. Jedną z nich są... zawody dla ludzi chodzących o balkonikach - kto pierwszy na mecie, ten wygrywa. :D
UsuńNo to nieźle się tam bawią:D
UsuńBo chyba jesteś Wikingiem?
UsuńSzkoda, że mnie ze sobą nie zabrałaś na taką wycieczkę :( jestem przecież emerytem więc to coś dla mnie :) Jadę tam.... Fajnie masz, że w takim towarzystwie się obracasz i...zwiedzasz.
OdpowiedzUsuńTowarzystwo w ponad 90% przypadkowe, ale rzeczywiście, mam szczęście do dobrych ludzi :)
UsuńNie spotkałaś gdzieś po drodze Silje albo Tengela? :)
OdpowiedzUsuńChyba jednak to zbyt południowy klimat jak na nich :)
UsuńPiękne miejsce i bardzo ciekawa relacja. Moja siostra była tam rowerem, zachwycała się dwa miesiące :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMają kilkaset kilometrów ścieżek rowerowych, a objazd wyspy można zrobić nawet w jeden-dwa dni, ale jak się ma więcej czasu, to można spokojniej i intensywniej cieszyć się miejscem :)
UsuńWidzę, że warto pojechać na Bornholm, muszę to uwzględnić w planie wyjazdu. Świetna relacja.
OdpowiedzUsuńPolecam. Z tego co wiem jednak, rejsy ze Świnoujścia są sporo droższe, niż z Kołobrzegu, warto więc rozeznać się w kosztach, żeby nie przepłacić :)
UsuńAch, marzy mi się taka wyprawa na Bornholm, choć na razie mam tyle podróży do zrealizowania, że odkładam to wciąż na później...:)
OdpowiedzUsuńPiękne widoki.
A warto, warto. Tam jest naprawdę ładnie i magicznie!
UsuńA nie myślałaś tam pozostać??? podobno tam można bardzo dobrze zarabiać i ustawić się. Syn znajomego wyjechał do Danii z całą rodziną i są zadowoleni :)
OdpowiedzUsuńW Polsce jest moje miejsce i mój dom, nie mam zamiaru się nigdzie stąd ruszać ;)
UsuńPiękne zdjęcia ... a księżyc to już w ogóle niesamowity ! Muszę się kiedyś tam wybrać !
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem rzeczowej merytoryczności. A opisy są dowcipne i wynotowujesz ciekawostki. Ile osób będzie w Olskerze? Dzięki sympatycznie opisującym blogerom, możemy zwiedzać i oglądać takie piękne perełki. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia! Super post :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam w Danii
Pozdrawiam
Tak niedaleko od polskiego wybrzeża taka ładna wyspa - nawet mają tam swoją własną flagę! Masz bardzo ciekawy blog, już obserwuję! Może tak wspólna obserwacja? Pozdrawiam i zapraszam do siebie! :)
OdpowiedzUsuńByłam na tej ciekawej wysepce i byłam nią oczarowana. Odwiedziłam też kościółek. Płynąc na nią morze było spokojne, jednak wracając strasznie huśtało. Ja jakoś to zniosłam, ale wiele osób nie i wymiotowały niestety . Nie był to przyjemny widok, ale i tak nie żałowałam wycieczki.
OdpowiedzUsuńMyślałem o wyjeździe rowerowym tam, ale niestety prom wraca zbyt późno a pociągu powrotnego nie ma.
OdpowiedzUsuńŚwietny post, super blog!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tych wszystkich przygód :)
Zapraszam również do mnie w odwiedziny, a tam post o muzeach w Polsce.