poniedziałek, 15 czerwca 2020

Rok na Zielonej Wyspie, czyli pierwsze w historii bloga Q&A!

Dzień dobry!

To już rok! Sama w to nie wierzę, jak wiele się w tym czasie wydarzyło, a jednocześnie niewiele zmieniło. To był dobry rok, wiele się nauczyłam, zdobyłam nowe doświadczenia, poznałam nowych ludzi, zaznajomiłam się z irlandzką kulturą. Tych wrażeń i bodźców jest tak wiele, że trudno było mi wybrać kwestie warte omówienia tutaj. Dlatego kilka dni temu zapytałam na fanpage, o co chcielibyście zapytać i czego dowiedzieć. To bardzo mi pomogło. No i bardzo dziękuję za udział, bo mały stres był. Q&A to raczej domena celebrytek z tysiącami followersów, a Marchev, jakby nie było, to zwykła dziołcha z sąsiedztwa. Ale udało się, więc zapraszam do przeczytania odpowiedzi na Wasze pytania, które podzieliłam na trzy grupy tematyczne, aby było przejrzyściej. 

POLSKA VS. IRLANDIA

Czy jest coś, co w Polsce było 'produktem pierwszej potrzeby', a w Irlandii nawet nie wiedzą o co chodzi?

Bezapelacyjnie jest to koper i chrzan do robienia ogórków kwaszonych. Nie dostaniesz tego w żadnym irlandzkim sklepie. Z odsieczą przychodzą sklepy polskie albo ogólnie „wschodnioeuropejskie” – można tam znaleźć smakowitości polskie oraz naszych geograficznych sąsiadów i nie tylko. Lubię czeską mrożoną kawę, rosyjskie śledzie. Litewskie piwo jest miłą odmianą do Guinnessa, a rumuńskie ciacho pasuje do południowej kawki. 

W Tesco chcąc kupić pietruszkę natkę, trzeba czytać opakowanie (tak, opakowanie!), bo patrząc tylko na listki, można zakupić kolendrę, a rosołek na kolendrze to już nie to samo, co z rodzimą natką. 

No i chleb. Tego się nie dostanie nigdzie – polski, jeszcze ciepły, pachnący chleb z chrupiącą skórką. Nawet jeśli jest w polskim sklepie chleb, to niestety, ma on już kilka dni, a te dostępne w Lidlu, Tesco czy gdzie bądź – to nie jest TEN smak.


Co byś przeflancowała z Polski na swoje podwórko?

Ścieżki rowerowe. Tutaj rowerzysta jest pełnoprawnym użytkownikiem dróg publicznych, ale nienawidzę jeździć po szosie, wolę kołobrzeską infrastrukturę rowerową, na której pogubiłam wentyle. Chyba tylko za tym mi tak bardzo tęskno, ale niedługo rusza tu dość potężna, wielomilionowa inwestycja w celu (roz)budowy sieci dróg rowerowych, więc jest szansa, że w niedługim czasie pośmigam. Zauważyłam, że wiele inwestycji i prac budowlanych powstaje w tempie, którego nie znałam w Polsce. Chodnik na osiedlu wybudowali w dwa dni. Większość robót drogowych wykonują w przeciągu tygodnia, góra dwóch, więc liczę, że może w przyszłe lato już będę miała nowy szlak rowerowy i tęsknoty za polskimi standardami odejdą w siną dal.

IRLANDIA I IRLANDCZYCY

Jaka jedną cechą opisałabyś Irlandczyków, których poznałaś?

Bezproblemowi. 

Czy są wysocy czy niscy? Czy jest dużo osób otyłych?

Myślę, że wiem, skąd to pytanie. Także miałam jakieś utrwalone wyobrażenie o tym, że Irlandczycy są miedziano-rudzi, piegowaci, szczupli i wysocy. Tak samo jak nie wszyscy Polacy są niebieskookimi blond-słowianami, tak samo mieszkańcy Zielonej Wyspy różnią się wyglądem i budową ciała. Zdecydowanie jednak piegi, piegi są ich i piegów nikt im nie odbierze. Co do otyłości – trudno mi to oszacować, ale chyba więcej niż w Polsce. Z pewnością jednak stwierdzam, że wygląd jest sprawą naprawdę drugorzędną i osoby otyłe nie chadzają tu ze spuszczoną głową w ciemnych, porozciąganych ciuchach. W sklepach jest dostępna pełna rozmiarówka, co wpływa pozytywnie na samoocenę osób o naprawdę bujnych kształtach oraz ich odbiór w społeczeństwie. W ogóle kwestia wagi, pochodzenia czy koloru skóry jest tu na bardzo dalekim planie, jeśli tylko jesteś dobrym, normalnym człowiekiem. Trudno jest się czymkolwiek wyróżnić w tak kolorowym i różnorodnym społeczeństwie.

Czy tam zaprasza się do domów?

Bliskich znajomych tak, jak najbardziej, szczególnie teraz w czasie kwarantanny i izolacji (niby nie wolno, ale instagram prawdę Ci powie). Z reguły jednak Irlandczycy bawią się w pubach, bo taka jest po prostu ich kultura. Oficjalne sprawy załatwia się w progu  lub przed domem. Wszelkie liczniki mamy na zewnątrz, więc nikt nas nie nachodzi, a ostatnio mieliśmy akcję mycia okien i malowania drzwi wejściowych. Tydzień przed planowanym przedsięwzięciem każdy dostał od zarządcy nieruchomości list informujący o tym, kto będzie robił, co będzie robił i do czego jest uprawniony – do umycia okien i pomalowania drzwi. Wyniknęła dość zabawna sytuacja, bo mieszkamy w skrajnym apartamencie, co spowodowało, że panowie do naszego ogrodu wchodzili przez mur po drabinie. O ile łatwiej by było, gdyby po prostu zapukali i przeszli korytarzem prosto, zamiast skakać po drabinach? Ale zasady to zasady. Za to nie musiałam ich namawiać na wymianę – okna miałam umyte, więc poprosiłam o ustawienie płotu, wywróconego po ostatniej wichurze. Ustawili i poszli do góry. Po drabinie.

Czy mają/lubią psy i jak się te psy zachowują?

TAK! Irlandczycy uwielbiają psy, mają psy, moja szefowa ma dwa, które traktuje jak dzieci i jest w nich zakochana. Psy są różnych ras, ale z moich obserwacji wynika, że dominują małe i średniej wielkości osobniki. Co ciekawe – tutaj psy prawie NIE SZCZEKAJĄ. Na osiedlu jest tylko jeden mały wariat, którego nie widać, a słychać, przy czym szczekanie nie brzmi „hau hau!” a „łuf łuf”. No i nie widziałam tutaj jeszcze agresywnego psa. Są raczej nieśmiałe i trzymające się blisko właściciela. Czasami, kiedy mamy po wichurze wywalone płoty, odwiedza nas pies sąsiada – ten osobnik zdecydowanie nie trzyma dystansu i ostatnio wpadł nam na chatę. To jeszcze młody pieseł, a my go bardzo lubimy, ale właściciel prawie dostał zawału, jak zobaczył co się stało. Szukał psa, przyszedł w końcu do naszego ogrodu, a ja w fotelu, M. przy kuchni, a pies na środku podłogi odpoczywa... Płot został naprawiony w minutę, a pies został uwięziony po jego "właściwej" stronie.

Przy okazji psów wetknę słówko o kotach. W sąsiedztwie jest kilka kotów, które mają obróżki i chadzają wolno po terenie, a na noc o ustalonej godzinie wracają do domu. Osobiście widziałam, jak jeden za drugim grzeczniutko idą na chatę, kiedy się ściemnia, a żywiciel czeka w drzwiach z zabawką. Koty nie rozumieją po polsku i na „kici-kici” obracają się i odchodzą. Próbowałam rekomendowanego „psz-psz” ale one mają swoje zdanie na ten temat i nie przychodzą. Prawdopodobnie mam zły akcent ;)

Jak z transportem osobowym  wolą swój samochód czy raczej więcej korzysta z komunikacji publicznej? Mają tramwaje???

Miasta są tak zatłoczone, że autobusy pękają w szwach, a na ulicach nadal korki. Punktualność komunikacji miejskiej woła o pomstę do nieba, a trafienie czy będzie zgodnie z rozkładem czy nie to loteria. Jednak to i tak dobra opcja dla dzieci, młodzieży, studentów – autobus ma tak ułożoną trasę, że wjeżdża w osiedla, dzięki czemu niektórzy mają przystanek wprost przy domu i jedzie przez całe miasto, zatrzymując się w pobliżu szkół i kończąc bieg przy uniwersytecie.
Wolałabym poruszać się transportem publicznym i tak też robiłam zanim kupiłam auto, ale musiałam wychodzić z domu przed ósmą rano i wracać krótko przed 19. Było tak przez pierwsze cztery miesiące pracy i po prostu szkoda mi było czasu i sił po całym dniu dość ciężkiej fizycznie pracy. Samochodem szybciej i niezależnie – nie mamy osiedlowych sklepików, najbliżej jest Tesco, a jak wiadomo, z Tesco nigdy nie wyjdziesz z jedną bułką, więc po drodze do domu zawsze można podjechać po zakupy, a nie targać je przez pół miasta w garści, albo stać 40 minut na przystanku, bo autobus zwiał albo w ogóle nie przyjechał.

Bardzo dobrze natomiast funkcjonują autobusowe połączenia międzymiastowe i na przykład do Dublina jeżdżę tylko autobusem – w drodze można pospać, a w mieście nie trzeba martwić się ani korkami, ani szukaniem parkingów.

Tramwaje, tzw. Luas kursują tylko w Dublinie, na dwóch liniach tzw. Czerwonej i Zielonej. Dzięki rozbudowie drugiej z nich, kilka lat temu stolica Irlandii zyskała kolejny most na rzece Liffey, przeznaczony tylko i wyłącznie dla transportu publicznego.

Nie mamy metra, za to mamy przeprawę promową przez rzekę w drodze na klify, ale jeszcze nie korzystałam, bo się cykałam i pojechałam naokoło drogą lądową. Podobnie jest z tunelem – autostrada przebiega pod rzeką, ale też jakoś tak wolałam zawsze na powierzchni… ;)

Kolej irlandzka natomiast bardzo mnie ciekawi. Raz nawet widziałam pociąg, ale w tym celu musiałam iść aż na stację, bo tutaj nie ma przejazdów kolejowych przecinających ulice – tory prowadzone są wiaduktami kolejowymi nad jezdniami, na obrzeżach miasta. Chciałam po pandemii gdzieś pojechać, ale po pandemii znowu nie będzie czasu. Jak żyć?!

Czy w ich jeziorach wolno się kąpać?

Wolno! Podobnie jak w rzekach i oceanie.
Dodam, że pierwszy raz w jeziorze kąpałam się właśnie tutaj i nawet rybki filmowałam pod wodą. Bo po co mi w Polsce było jezioro, jak mieszkałam nad morzem?

Jaka jest służba zdrowia?

Skomplikowana na pierwszy rzut oka. Wizyty u lekarza podstawowej opieki zdrowotnej (tzw. GP, General Practitoner) są płatne, chyba że ktoś ze względu na niskie zarobki, przewlekłą chorobę lub inne istotne czynniki, ma kartę medyczną uprawniającą do darmowych porad. Doba pobytu w szpitalu kosztuje 80 euro, ale w ciągu roku nie można mieć kosztów większych niż 800 euro, czyli równowartość dziesięciu dni pobytu. Część kosztów medycznych, takich jak leczenie ortodontyczne, niektóre zabiegi stomatologiczne i inne wykonywane prywatnie (w tym za granicą, na przykład w Polsce) można odpisać od podatku i uzyskać nawet 20% zwrotu, pod warunkiem, że ten podatek się w ogóle płaci (ale to jest temat na dłuższy wykład). Rachunek za pobyt w szpitalu wysyłany jest pocztą do domu.

Izby przyjęć pękają w szwach, w naszym szpitalu uniwersyteckim czasami czeka na pomoc nawet ponad sto osób jednego wieczoru. Jakość jak wszędzie, zależy na kogo się trafi, jednak jest tu jakaś empatia i zrozumienie w lekarzach.

Po samym przyjeździe, dokładnie na drugi dzień, trafiłam do stomatologa z uczuciem, że zaraz rozerwie mi szczękę. Akurat o zębach się nigdy nie uczyłam i wpadłam w panikę, która uniemożliwiła mi wyduszenie czegokolwiek po angielsku, więc lekarz odpalił tłumacza w telefonie i rozmawialiśmy już nawet nie po angielsko-polsku, a po rumuńsko-polsku, bo tenże pochodził z Rumunii i został moim lekarzem prowadzącym.

Moja pani doktor rodzinna, Irlandka, przeprowadziła badanie kierowców (tak, tutaj robi to GP a nie wyspecjalizowany lekarz medycyny transportu, który kosi grubą kasę). Wytłumaczyła, rozmawiała, badała, mówiła „nie stresuj się, to przecież nic trudnego, masz takie doświadczenie!”. No i wszystko poszło dobrze. 

Krąży mit, że wszystko tu leczy się paracetamolem i niczego nie można kupić bez recepty, więc Polacy masowo przywożą leki z Polski. Przyznam, że jak do tej pory, znalazłam w irlandzkich aptekach wszystko, czego potrzebowałam i to bez większego problemu. Po prostu chyba nie wszyscy wiedzą, że za granicą nie szuka się leków po nazwie handlowej, a po składniku aktywnym, który wszędzie brzmi tak samo, bo jest po łacinie!

A jak wyrabiałam irlandzką kartę EHIC (czyli polską EKUZ), pojechałam do przychodni i okazało się, że brakło mi jednego papierka. Nie musiałam wracać – pani podała mi adres mailowy i po powrocie do domu zrobiłam skan dokumentu i go wysłałam elektronicznie. Za cztery dni karta wylądowała w mojej skrzynce na listy.

Czy zbierają grzyby jak u nas?

Nie, to zdecydowanie jest sport narodowy Polaków, Litwinów i Rosjan. Irlandczycy zajadają pieczarki. Muszę, muszę tu wtrącić, że całe życie przekonana byłam, że pieczarka po angielsku to champignon, a te nasze wszystkie prawdziwki i podgrzybki to mushrooms. Okazało się, cóż za niespodzianka, że opakowania pieczarek radośnie spoczywających na tescowych półkach są opisane właśnie jako mushrooms. Można? Można.

Jak określają "kolorowych"? Wiem, że to niepoprawne politycznie określenie ale nie znajduję innego, w którym by się mieścił i czarny kolor i żółty kolor skóry. Wiem, że w Anglii tych drugich określają dość nieelegancko.

Obawiam się, że moja odpowiedź będzie mało satysfakcjonująca i przyznam, że nie wiedziałam, jak zacząć. Nie będę śmieszkować i napiszę, jak jest. Przez rok mieszkania tutaj NIGDY nie słyszałam tego na własne uszy, a mam kontakt naprawdę z różnymi ludźmi. Nigdy, przenigdy nie usłyszałam żadnego specjalnego (ani pozytywnego ani negatywnego) określenia względem osoby o kolorze skóry innym, niż biały. Nigdy nie usłyszałam żadnego takiego określenia wobec osób różnych wyznań i nigdy nie usłyszałam żadnego oceniającego słowa wobec osób odmiennej orientacji ani z jakiegokolwiek innego powodu, z jakiego znamy dyskryminację w Polsce.

Zapewne, mogłabym poszukać w internecie albo zapytać znajomych, ale tego nie zrobię. Jako osoba, która doświadczyła dyskryminacji w swoim ojczystym kraju, nie będę przytaczać epitetów, które powszechnie nie figurują w irlandzkiej przestrzeni i debacie publicznej. Zdarzają się wybiegi – oczywiście, ja też raz usłyszałam, że jestem fucking Russian bitch, podobnie jak czasami trafi się ktoś nieokrzesany na forum, ale to są promile, które są w jednej chwili zakrzykiwane przez zbulwersowany tłum, niepozwalający spłynąć irlandzkiemu społeczeństwu do poziomu rynsztoka.

MARCHEVKA W IRLANDII

Coś co Cię zaskoczyło w ich codzienności.

Luz i uśmiech. Menadżerka zapytała, czy mam doświadczenie w tej pracy.
– Nie mam.
– Aha, to będziesz miała trening.
Podobnie było z wszelkimi błędami „nic się nie martw, jak coś się wydarzy, tylko przyjdź i powiedz, naprawię to.”

Na ulicy – ten tradycyjny small talk, który prowadzą także dzieci mnie rozczula! Dla nie-nativów to taka nieco wymuszona forma kulturalnej komunikacji, a dzieciaki bez ogródek widzą i witają Hi! How are you?.

Podoba mi się także uprzejmość, kiedy przepuszczam kogoś na pasach albo ktoś przepuszcza mnie. Dziękowanie za kierownicą, kiedy w zwężce ktoś był na pierwszeństwie i ja musiałam go przepuścić – było naprawdę mało przypadków, żeby kierowca mi nie machnął zwyczajowego dzięki chociaż ja tylko zastosowałam się do przepisów.

Czy jest coś co ewidentnie cię w nich wkurza? 

Sposób poruszania się w ruchu drogowym. Powoli, z opóźnioną i nieprzewidzianą reakcją. Jest to naprawdę wielki trening cierpliwości i samokontroli, żeby nie wpaść w furię i nie pogryźć kierownicy. Zdecydowanie nie chodzi mi tu o przekraczanie prędkości (raz mi się zdarzyło i gorzko pożałowałam), ale o ruszanie spod świateł 10 sekund po wyświetleniu zielonego, zatrzymywanie się bez przyczyny na środku drogi, brak zdecydowania i dynamiki. W Polsce trzeba mieć oczy dookoła głowy na drodze –tutaj trzeba mieć to samo ale pięć razy bardziej. 

Czy nawiązałaś koleżeńskie stosunki towarzyskie, na tyle bliskie że chodzicie razem do knajpy?

Mam dwie koleżanki, Polkę i Amerykankę, z którymi tworzymy całkiem zgraną paczkę. Przed pandemią dość regularnie chodziłyśmy we trzy do kina i spotykałyśmy się, chociaż głównie w naszych domach – tak się złożyło, że żadna z nas nie jest typem imprezowiczki i wolimy drinka w domu, we własnym towarzystwie.
Żeby jednak nie było, do pubu wyciągnęła mnie koleżanka z dzieciństwa – w Kołobrzegu mieszkałyśmy w jednym bloku! Spotkałyśmy się przypadkiem po latach właśnie w Limerick i to po prostu trzeba było uczcić. A że koleżanka tutaj mieszka -naście lat, pokazała mi ciekawą miejscówkę, która jest zdecydowanie obowiązkowym punktem dla każdego turysty i świeżaka. Ale o tym nie będę pisać, będzie to niespodzianka zarezerwowana dla moich gości, którzy mnie odwiedzą osobiście :]

Jak i czy zmieniła się Twoja mentalność (szeroko pojęta) przez rok mieszkania w Irlandii?

Tak, zdecydowanie! Już prawie nie tworzę problemów tam, gdzie ich nie ma. Uspokoiłam się, wyciszyłam, zaczęłam uśmiechać, przestałam martwić, na nowo nabieram pewności siebie. Żyjąc w środowisku pełnym tolerancji i akceptacji człowiek nie tylko odpoczywa psychicznie, ale też chce mu się po prostu ŻYĆ. I ja żyję, ciesząc się z szansy, którą dostałam i odwagi w jej wykorzystaniu.

Czy rok wystarczy, aby zacząć myśleć 'po wyspiarsku', czy jednak myślisz po polsku i przekładasz na angielski?

Różnie. W sytuacjach prywatnych i w polskim towarzystwie oczywiście nie zapominam języka i nie miksuję polskich słówek z angielskimi. Myślę po swojemu, jak do tej pory.

W pracy tylko po angielsku, w tym wszelkie obliczenia także łatwiej prowadzi mi się po angielsku niż po polsku chociaż naprawdę nie rozumiem dlaczego mój mózg lepiej pracuje układając sobie forty six by fifty four zamiast czterdzieści sześć na pięćdziesiąt cztery?

Oczywiście ciągle się uczę, ale przez rok poczyniłam ogromny postęp w znajomości języka i dlatego bardzo się cieszę, że mam pracę, w której po prostu muszę gadać, gadać, gadać.

Czy od razu wiedzą, żeś Polka czy jedynie, że zza granicy, a może już wrosłaś i nie widać różnicy? 

Wiedzą, że zza granicy, a po identyfikatorze wiedzą, że Słowianka ;) czasami pytają, skąd jestem i, ku mojemu zaskoczeniu, bardzo entuzjastycznie reagują, kiedy mówię, że z Polski. Zawsze pierwsze pytanie pociąga za sobą drugie – ile tu jesteś? I tu kolejne aplauzy i wiwaty, bo wielokrotnie słyszałam zdziwienie, kiedy twierdziłam, że dwa-cztery-siedem miesięcy. A gdzie ty się tak dobrze nauczyłaś języka?! Nie uważam, że umiem go dobrze, chciałabym zdecydowanie lepiej, ale nad tym aktualnie intensywnie pracuję pod okiem Pani Magdy.

Te pytania jednak padają niezwykle rzadko i w zasadzie tylko od osób, z którymi nawiążę nieco bliższy kontakt – np. stały klient lub po prostu tak dobrze nam się rozmawia, że pojawia się okazja do zapytania. Ja-Polka nie jestem żadnym specjalnym zjawiskiem, tak samo, jak nikt się nie ogląda za moim znajomym z Ghany, ani nie robi zdjęć grupom japońskich studentów. 

_____________________

I tak to pokrótce wygląda. Podsumowując mogę napisać tylko to, co mówię za każdym razem, kiedy ktoś mnie pyta, czy żałuję, że wyjechałam. Jedyne, czego ewentualnie mogłabym żałować, to to, że zrobiłam to tak późno. Ale w związku z tym, że nic nie dzieje się bez przyczyny, przyjmuję, że tak właśnie musiało się wszystko ułożyć. Jest dobrze i wierzę, że będzie jeszcze lepiej, bo dlaczego nie. Irlandzka przygoda jest ciągle w fazie początkowej, bo trwająca pandemia pokrzyżowała wiele planów, ale to też jest ok – atrakcji wystarczy na dłużej ;) 
Pozdrawiam!

18 komentarzy:

  1. My wiemy, że Irlandczycy są praprzodkami Amerykanów. Irlandczyk to najlepiej potęzny rudy chłop o zabarwieniu zielonym a na imie ma Patryk.
    Co Irlandczycy więdzą o naszej historii ?.
    Dygresja Holenderska.Na potrząsanie skarbonką wydusiłem - ik ben pols. Orkiestra Zbawienia Zaczęła radośnie przygrywać krzycząc do mnie Maczek, Arheim i ruszyli za mną. Myślę - a to córka sie ucieszy jak przyprowadzę jej Orkiestrę Zbawienia. Było ok, zatrzymali się, dostalismy po kolorowej rozetce.......i tak jakoś pod powiekami sie dziwnie zrobiło.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię Piotrze!
      Co Irlandczycy wiedzą o naszej historii? Jako że mam największy kontakt z Amerykanką, i to dość oczytaną Amerykanką, wiem że ona wie zaskakująco dużo. Irlandczycy zaś... Wielu z nich wie na pewno o Oświęcimskich, czarnych kartach historii. Wiem, że wielu z nich odwiedziło Gdańsk i także poznało podłoże historyczne tego miasta.
      W ogóle byłam bardzo zaskoczona, gdy się dowiedziałam, jak wiele osób różnych narodowości było w Polsce i, co ciekawe, odwiedzali właśnie albo Gdańsk, albo Kraków (i wtedy także Wieliczkę i Oświęcim).
      Pozdrawiam Cię serdecznie :)

      Usuń
  2. Świetny wpis na blogu, nadawałby się jako artykuł do magazynu dla podróżników. W lipcu tego roku minie mi 12 lat w Irlandii i musze przyznać że zgadzam się ze wszystkim o czym Marchev napisała, jedyne co mogę dodać to to, że z każdym rokiem jest coraz to fajniej. Życzę zatem aby Marchev pewnego dnia zmieniła nazwę swojego bloga na ‘’Marchev u siebie na Zielonym’’ bo ma ku temu duże zadatki, aby koty reagowały na ‘’pszy pszy’’, długich szlaków rowerowych, aby Kołobrzeg wybrał Limerick na miasto partnerskie i aby ta zielona sielanka trwała wiecznie i jeden dzień dłużej :) Irlandia to zielona wyspa i takich pomarańczowych Marchvi jest nam tu potrzeba.
    A sobie życzę więcej ludzi z Kołobrzegu!!! :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak wiele ciepłych i serdecznych słów. Zdecydowanie jest Pani dobrym duchem Marchviowej emigracji i wzorem, że chcieć znaczy móc!

      Usuń
  3. Dzięki za to, że mogłam poczuć klimat i zobaczyć urok niezwykle Zielonej Wyspy.
    Serdeczności zasyłam, niech Ci się szczęści

    OdpowiedzUsuń
  4. cudnie;).Dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi,wiem że jedno pytanie było...no było ale mąż zaobserwował z zaskoczeniem że w GB nietolerancja bywa i stąd takie pytanie.
    Fajnie dowiedzieć się tych rzeczy.Ciekawa jestem tej niespodzianki dla gości,może uda nam się zajrzeć?!? Podoba mi się ten kraj,gorzej z językiem no cóż, może gdybym musiała ? Uściski i ściski i pisz dalej;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę Ci tłumaczyć :D To ja Ci dziękuję za inspirację. I jestem przekonana, że akurat Tobie niespodzianka by się bardzo podobała. Jak najbardziej zapraszamy, jakby kiedyś się dało, albo jakby Grzesiek miał taką trasę do nas, a Ty jako żona truckera udała się z nim w podróż życia... czy jakoś tak :D

      Usuń
  5. a chlebuś upieczesz sobie sama taki jak trza! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak... Chociaż dla mnie Polska pachnie gorącym chlebem baltonowskim, nie wiem, czy taki da się w domu upiec... :D

      Usuń
  6. a o poruszanie się na drogach Irlandczyków muszę popytać X-mena chociaż nie za dużo mi powie bo poza portowy Dublin nie wyjechał;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pytaj, chociaż pewnie port do specyficzna strefa. Tam na górze zapomniałam dopisać odnośnie nietolerancji - temat jak każdy inny. Mam nadzieję, że nie odebrałaś mojej odpowiedzi jako sztucznie poprawnej politycznie. Gdyby to było na porządku dziennym, zapewne nie miałabym oporów, ale tego nie ma. I po moich przejściach, które też przecież znasz, po prostu nie chcę się w to zagłębiać - może dla kogoś się to wydawać życiem w szklanej bańce, ale mi tak dobrze. Nie widzę tego, nie słyszę tego, nie odczuwam tego. Irlandczycy są wspaniale otwarci i marzę o tym, żeby kiedyś ta otwartość rozpowszechniła się w Polsce, bo jak na razie, wybijają się tylko jednostki.

      Usuń
  7. nie,nie.Tak nie odebrałam - odczytałam cię jako osobę spokojną,bezpieczną i bardzo się z tego cieszę.
    I co pozwolę sobie tu dodać,bo na fb bym o tym nie pisała - w pewnym stopniu,na pewno nie tak jak ty ale ostatnio po tylu latach życia na tej ziemi poznałam uczucie nietolerancji.
    Poczułam się jakby mi ktoś walną obuchem w brzuch,zabolało....I tak,rozumiem o czym piszesz.Wolałabym o tym powiedzieć a nie pisać,bo tekst pisany różnie można interpretować;).Niemniej ....teraz wiem że jeśli na własnej skórze nie poczuje się wykluczenia,niechęci to nigdy tak do końca nie zrozumie się osoby która przed tym wszystkim uciekła( pewnie złe określenie).Cmok;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie o tym myślałam, że pewnie gdybyśmy sobie siedziały na huśtawce i popijały coś, ta rozmowa by wyglądała inaczej, przy czym znów: z mojej strony by nic nie padło, bo naprawdę nie miałoby co :)
      Jest mi bardzo przykro, bo nie wiem, co się stało, ale wykluczenia nie stopniujemy i z jakiego by ono powodu nie było - jest bolesne i absolutnie nie do zaakceptowania. A określenie dobre, chociaż używałam go tylko w prywatnych rozmowach, nigdy nie napisałam publicznie, a może czasem powinnam. Tak, uciekłam z Polski - przed nietolerancją i pogłębiającą się nienawiścią.

      Usuń
  8. Krótki pobyt w Irlandii, to nie to samo co rok mieszkania tam. W czasie tygodnia, jaki miałam okazję przebywać w Irlandii na wiele rzeczy nie zwróciłam uwagi. Fajnie tak poznać Irlandię od podszewki. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będąc turystycznie, także skupiałam się na innych aspektach, teraz podchodzę bardziej życiowo, bo tutaj żyję i pewne zdarzenia i sytuacje mają wpływ na moje funkcjonowanie :)

      Usuń
  9. Dobrze, Marchevko, niech Ci tam się wiedzie, bo co ja mogę dodać, skoro tak tycio się znamy:)
    Swoją drogą to jest szczególne qrestwo, że we własnym kraju tak trudno żyć, że lepiej wyjechać.
    Niech Ci się zatem wiedzie, przez ten rok odwaliłaś kawał dobrej roboty. Podziwiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie Twoja obecność :) W tych sqrwiałych czasach każde dobre słowo jest na wagę złota. Bywaj częściej :)

      Usuń

Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Dziękuję :)

Obserwatorzy