niedziela, 2 sierpnia 2020

Ostatnie pół roku, czyli o życiu z pandemią w tle

Pierwsze ostrzeżenia o koronawirusie pojawiły się już na początku lutego, ale chyba nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że najbliższe tygodnie przerodzą się w sytuację, z jaką nikt z nas nigdy w życiu nie miał do czynienia. Sama jeszcze na początku marca poleciałam na tydzień do Polski, bacznie obserwując lotniska w Berlinie i Dublinie. Przyznaję - dałam się zwieść spokojem, który okazał się być ciszą przed burzą, bo kilka dni po moim powrocie rząd Irlandii podjął decyzję o zamknięciu kraju i zamknięciu nas w domach na kolejne, długie miesiące. Kiedy zdecydowano o zamknięciu sklepów, byłam przekonana, że to kwestia miesiąca, może maksymalnie dwóch i wszystko wróci do normy. A mimo to pojawił się jakiś niepokój - a co, jeśli nie? A co, jeśli sklep, w którym pracuję, zbankrutuje? Szok, niedowierzanie, miliony pytań bez odpowiedzi.

Kartka informacyjna w izbie przyjęć Szpitala Uniwersyteckiego w Limerick, 04.02.2020, ©Marchevka.

Pierwszy szok minął po dwóch, może trzech tygodniach. Nie można było podróżować, dozwolone były jedynie spacerki do 2 km od domu. Na ulicach były punkty kontrolne, zdarzało się, że jednego wieczoru byłam zatrzymywana nawet trzy razy. Należało mieć dokument uprawniający do podróży, inaczej groził mandat do 2,5 tys. euro i/lub kara pozbawienia wolności do 6 miesięcy. Takim dokumentem mógł być przede wszystkim list od pracodawcy, że jest się pracownikiem pierwszej linii. Ja takowy miałam - oczywiście wystawiony na M., bo ja w tym czasie nie pracowałam. 

Musiałam się otrząsnąć i coś ze sobą zrobić, żeby nie zwariować. Zapowiadało się na dłuższe siedzenie w domu, więc należało tak zorganizować czas, aby nie umrzeć nawet nie z nudów, ale ze stresu i strachu o to, co będzie dalej. Na szczęście nie zamknęli nam sklepów spożywczych i raz w tygodniu lub raz na dwa tygodnie można było spokojnie zrobić zapasy na kolejny tydzień lub dwa. Tym oto sposobem okazało się, że Marchev poza sprzątaniem i naprawianiem samochodu, potrafi także piec! I to jaaaaakie ciasta! I gotować, w tym gołąbki, pierogi, bigosy. Samo zdrowie, a odwłok rośnie. Ale skoro nie wolno robić nic poza domem, to trzeba wszystko w domu.



Wyciągnęłam też moją maszynę do szycia, uszyłam kilka poszewek na jaśki, podłożyłam za długie zasłony, uszyłam firankę do salonu, naprawiłam przypaloną bluzę, uszyłam maseczki, które są obowiązkowe w transporcie publicznym i zalecane w innych miejscach publicznych. Zostało mi jeszcze wszycie wyrwanego zamka w kurtce, może dziś... :) 


Stało się też tak, że nadarzyła mi się okazja do rozpoczęcia nauki angielskiego i mimo początkowego, typowego dla mnie, sceptycyzmu, wkręciłam się na maksa, ale o tym to już będzie cały esej. We właściwym czasie :) 

Ale miało być o podróżach. Kiedy poluzowali nam kaganiec do 5 km od domu, wyruszyłam na rower, a trasę tak ułożyłam, że ukręciłam łącznie 15 km, bez przekraczania wyznaczonego promienia.
Poza tym, ze względu na to, że nie pracowałam przez łącznie trzy miesiące, miałam czas, by trochę lepiej poznać moje miasto. Zapuściłam się w zakamarki, w jakich nigdy nie byłam, bo o nich nie wiedziałam. Tutaj jest tak dużo ukrytych uliczek i przejść, że czasami trzeba dojść do muru, by odkryć, że to nie jest ślepy zaułek, tylko wejście do kolejnego zakamarka. O tym też szerzej napiszę, bo cykl już jest w toku - na razie w mojej głowie, ale jeszcze ze dwa lata i pojawi się tutaj ;) 

Limerick, 01.08.2020, ©Marchevka.

Weszliśmy w końcu w trzecią fazę wychodzenia z lockdownu (blokady) i można podróżować bez ograniczeń na terenie kraju. Nadal jednak sytuacja jest niepewna, więc nie szaleję i nie robię wielkich eskapad. Zwiedzam raczej najbliższą okolicę. Jednym z miejsc, do których udałam się z popołudniową kawą w termicznym kubku było Castleconnell, dokąd wrócę przy piękniejszej pogodzie, chociaż w ponury dzień ta zieleń była jeszcze bardziej hipnotyzująca.

Castleconnell, 12.07.2020, ©Marchevka.

W ostatnią wolną niedzielę zdecydowałam się wyruszyć nad ocean, bo, jak wiadomo, ciągnie wilka do lasu. Postanowienie było dokładnie takie samo, jak w Lahinch - jeśli będzie tłok, zawijamy się do domu. Na szczęście miejsce, które wybrałyśmy, nie było zbyt oblegane, a na pewno nie w porze, w jakiej tam się pojawiłyśmy - jeszcze przed południem. 

Quilty, 19.07.2020, ©Marchevka.

Quilty, bo o tej miejscowości mowa, położone jest na zachodnim wybrzeżu Irlandii, nad Oceanem Atlantyckim, w hrabstwie Clare. Tym, co wyróżnia to miasteczko jest szeroka, piaszczysta plaża, na którą można wjechać samochodem. Oczywiście sceptyczna Marchev, zanim wjechała, musiała bosą stopą zbadać teren, mimo że na plaży stały nawet kampery. Trzeba sprawdzić twardość gruntu i basta! Okazało się, że jest twardo i bezpiecznie, więc wsiadła w Marchviowóz i pomknęła przed siebie, znajdując miejscówkę zapewniającą zachowanie społecznego dystansu. 



Quilty, 19.07.2020, ©Marchevka.

Quilty, 19.07.2020, ©Marchevka.

Quilty, 19.07.2020, ©Marchevka.

Quilty, 19.07.2020, ©Marchevka.

Quilty, 19.07.2020, ©Marchevka.

Quilty, 19.07.2020, ©Marchevka.

Quilty, 19.07.2020, ©Marchevka.

Quilty, 19.07.2020, ©Marchevka.

Quilty, 19.07.2020, ©Marchevka.

Quilty, 19.07.2020, ©Marchevka.

Zastanawiające było to, że po pewnym czasie napływ nowych plażowiczów się zatrzymał. Zagadka się rozwiązała na koniec wycieczki - okazało się, że droga wjazdowa była zablokowana przez patrol Gardy i nowi plażowicze byli wpuszczani tylko wtedy, kiedy ktoś z dotychczasowych zdecydował się na zakończenie wypoczynku.


Miał być krótki post, a jak zwykle wyszło długo. Słowem podsumowania mogę tylko napisać, że sytuacja pandemiczna w Irlandii znów się pogarsza, ilość przypadków dziennych niebezpiecznie wystrzeliła w górę, a kiedy przekroczy 100 nowych zachorowań na dobę, wrócimy do drugiej fazy zamknięcia. Zrezygnowałam z wrześniowego wyjazdu do Polski z wielu przyczyn, m. in. obawy o zakażenie, a także z powodu kwarantanny, która jest w mojej firmie obowiązkowa po przylocie zza granicy. Już nawet nie chodzi o warunki finansowe, bo dzięki pomocy socjalnej mój portfel nie odczuł w zasadzie różnicy w czasie lockdownu, a raczej o fakt, że w tym roku miałam już trzy miesiące domowego aresztu i kolejny jest mi już niepotrzebny. Dlatego mocno trzymam kciuki, aby sytuacja się ustabilizowała, bo chciałabym urlop przeznaczyć na podróże po Irlandii, co będzie niemożliwe, jeśli znowu nas zamkną.

13 komentarzy:

  1. Dziwny był ten czas i teraz też jest dziwnie. A miejsce pokazujesz cudowne. Morze morzu nierówne 😉 Trzymajcie się ciepło w tej Irlandii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wciąż powtarzam, że Atlantyk to zdecydowanie nie Bałtyk, niestety, ale staram się znajdować jak najwięcej plusów :)

      Usuń
  2. Marchevko, dziękuję za pokazanie nam Irlandii z innej strony, niż oficjalna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała przyjemność po mojej stronie. Cieszę się, że jesteś :)

      Usuń
  3. Czytałam i myślami byłam z Wami, podczas pieczenia chleba (chyba w końcu upiekłaś?!) i ciasta. Tak bardzo zaczynam się bać że zamkną granice. Nie mogę sobie pozwolić żeby nie być na weselu własnego dziecka! Uściski 🤗 serdeczne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie! W końcu nie upiekłam, bo wróciłam do pracy. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Mam nadzieję, że nawet jeśli zamkną granicę, to uda Ci się umknąć, jak nam w marcu. Musisz być na weselu, bo jak to: nie?!

      Usuń
  4. pięknie tam ;) Acz część zdjęć widziałam gdzie indziej;))))
    I prawdą jest że ograniczone możliwości przemieszczania się wymuszają inwencję poznawczą najbliższych okolic.Coś o tym wiem.
    U nas też jest gorzej niż było,obradowali i niewiele wymyślili.Nasze województwo,jak zwykle....W pracy tylko większa panika,ponoć sanepid chodził incognito i stąd rygor noszenia na paszczy maseczek ( zlewali od pewnego czasu)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, czasami szybciej mi wrzucić coś na fejsa, ale staram się tak robić, aby jednak większość nowości pojawiała się tutaj w pakietach. Tylko czasu brak, bo albo pracuję i po powrocie do domu już mi się nie chce kompletnie nic, albo się uczę - kurs językowy jest dla mnie priorytetem, zaraz po pracy, więc social media schodzą na bardzo daleki plan.
      Słyszałam o cyrkach na Śląsku i o zastraszającej liczbie nowych zachorowań w całym kraju. Nie wiem, co będzie, cała sytuacja budzi we mnie niepokój. :(

      Usuń
  5. U nas plaże pełne turystów - niestety nikt nie pilnuje "przepustowości" przy wejściach. Podobnie tłoczno w Karpaczu i Zakopanem (tam byłam, to wiem).
    Jeżeli z maseczkami, to opuszczonymi na szyję - ministry same nie mogą się zdecydować:nosić czy nie nosić? jeśli nosić, to czy karać za brak?
    Przed wyborami poluzowali, bo wirus odpuścił (mądrala taki!) na czas głosowania. Teraz znów wzrost zachorowań, ale ludziska mają to w pompie. Będzie trudniej się zdyscyplinować niż było to przy pierwszej fali.
    Także tak...
    Mimo wszystko - zostawiam dobre słowo, skoro twierdzisz, że to pomaga ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...i taki burak ze mnie: przepiękne foty!
      i jeszcze: kurs angielskiego? nie irlandzkiego? :)))

      Usuń
    2. Tu już wiele osób kupiło prezenty gwiazdkowe w obawie przed drugą falą...
      Tak, angielskiego, bo nie wiem, czy wiesz, ale tutaj w powszechnym użyciu, przynajmniej w moim regionie, jest język angielski. Ale irlandzkiego też będę się uczyła, jak tylko ogarnę ten pierwszy język :)
      Ściskam z daleka, bo trzeba trzymać dystans :D

      Usuń
  6. Samej pandemii i wynikających z niej ograniczeń nie dało się zaplanować, i nikt tego nie przewidział. W Polsce ilość przypadków sięgnęła ostatnio do 600 a i tak nikt nie myśli jeszcze o wprowadzeniu ponownego lockdownu. W Niemczech powyżej 500 przypadków i to samo, mówi się tylko o ponownym zaostrzeniu zasad dystansu, maseczek itd.

    Podoba mi się natomiast to, że ten czas wykorzystałaś tak twórczo, podziwiam te wszystkie potrawy i plany. Dzięki Tobie i ja wróciłam ponownie do nauki angielskiego. :)
    Najlepsze w tym wszystkim są zawsze te wyprawy, wspólne wycieczki i doświadczanie piękna tego świata. Bardzo mi się podoba plaża, po której można jeździć samochodem, też bym się przejechała :). I piękne zdjęcia, jak zwykle.
    p.s. też bym nigdzie nie wyjechała, gdyby groziła mi kwarantanna, jeśli sytuacja się zaostrzy, to też pomyślę o szybszym powrocie z PL do DE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyślałam, że dostałam czas, jakiego nigdy wcześniej nie dostałam i prawdopodobnie już nigdy więcej się nie zdarzy. Jestem zadowolona i chyba pierwszy raz w życiu nie mam niedosytu "mogłam inaczej, mogłam więcej". Zrobiłam co mogłam, spędzając dużo czasu z M., dbając o nasz dom, rozwijając swoje pasje i doskonaląc to, w czym nie domagałam. Gdyby było coś więcej, pewnie pojawiłaby się frustracja i zmęczenie, a tak pozostało poczucie spełnienia, dopełnione Twoją motywacją. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się zdecydowałaś na naukę i mam nadzieję, że będziesz miała tak wielką przyjemność z nauki, jaką mam ja :)

      Usuń

Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Dziękuję :)

Obserwatorzy