W końcu poczułam, że to jest ten moment. Że najwyższy czas, aby zdecydować się i pojechać na 17. Ogólnopolskie Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów KOLOSY. Impreza odbywa się cyklicznie od 1999 roku, a od 2002 roku w Gdyni. Obecnie w Gdyńskiej Arenie, a w tym roku po raz pierwszy także w Pomorskim Parku Naukowo-Technicznym (PPN-T).
Spotkania te cieszą się niesamowitą frekwencją. Jest bardzo wielu chętnych, a miejsc - wobec skali zainteresowania, nadal mało. Im wcześniej się przyjdzie, tym większa szansa na zajęcie miejsca wewnątrz. Dotarliśmy na miejsce przed godziną 10 rano, kiedy wszystko szło jeszcze w niezłym tempie, chociaż bardzo szybko miejsca na widowni się wypełniły. Z wypowiedzi na fb wiem, że później nie było już tak lekko i na wejście do środka czekało się nawet kilka godzin.
Wstęp na imprezę jest darmowy. Główną atrakcją są półgodzinne relacje z wypraw w różne zakątki świata, różnymi środkami lokomocji, w różnych konfiguracjach i z różnym przesłaniem. Prezentacje podzielone są na trzygodzinne bloki. Między blokami są dwudziestominutowe przerwy. Oprócz relacji z podróży, są także stoiska wydawnictw podróżniczych. Można zakupić książki, gazety, a także podróżnicze gadżety i odzież outdoorową. Ponadto w Gdyńskiej Arenie była ścianka wspinaczkowa i bufet z całkiem niezłymi kanapkami oraz napojami na ciepło i zimno. Nie wiem, co było w PPN-T, bo tam nie dotarliśmy.
Atmosfera Spotkań jest niesamowita. W tej kwestii Tomek, uczestniczący w Kolosach od wielu lat, miał 100% racji - tego opisać się nie da, to trzeba poczuć. Dziękuję więc za namowy i opowieści, które ostatecznie przekonały mnie do tego wyjazdu :) A najbardziej w zachwyt popadałam, widząc rodziny z maleńkimi dziećmi, osoby starsze oraz niepełnosprawne. Te spotkania są dla wszystkich, którzy tylko chcą się ruszyć z domu i spędzić miło dzień-dwa-trzy.
Jako zboczona na punkcie bezpieczeństwa (taki zawód), muszę podkreślić bardzo duże zaangażowanie i dbałość o zapewnienie drożności kanałów ewakuacyjnych. Panowie ubrani w pomarańczowe koszulki z napisem "Służba informacyjna" pilnowali, aby nikt nie siedział na schodach oraz aby nie robiły się zatory w przejściach. Może wydaje się to za dziwne spostrzeżenie, ale nikt nie zdaje sobie sprawy, jaka panika wybucha w tłumie w razie pożaru albo innego alarmu. Przez niedopilnowanie drożności dróg ewakuacyjnych liczba ofiar przez zadeptanie może rosnąć w zastraszającym tempie. BRAWA wielkie za zadbanie o tę kwestię.
Problemy byłyby mniejsze, gdyby było więcej miejsca na hali. Nie da się jednak napompować budynku i stworzyć sztucznych prowizorycznych miejsc. W tym roku Organizatorzy uruchomili dodatkowe miejsce na prezentacje - Pomorski Park Naukowo-Technologiczny, o którym już pisałam. No cóż - robią, co mogą, aby umożliwić uczestnictwo jak największej ilości osób. Na forach pojawiają się propozycje wprowadzenia biletów - myślę, że wprowadzenie w życie tego pomysłu pozbawiłoby Spotkań tej niesamowitej atmosfery dobrowolności i dobrego humoru. Całkiem sensownym postulatem wydaje mi się jednak ustawienie telebimu i głośników przed wejściem do Areny - na pewno podgląd na to, co dzieje się w środku, umiliłby kilkugodzinne czekanie na wejście.
Jako zboczona na punkcie bezpieczeństwa (taki zawód), muszę podkreślić bardzo duże zaangażowanie i dbałość o zapewnienie drożności kanałów ewakuacyjnych. Panowie ubrani w pomarańczowe koszulki z napisem "Służba informacyjna" pilnowali, aby nikt nie siedział na schodach oraz aby nie robiły się zatory w przejściach. Może wydaje się to za dziwne spostrzeżenie, ale nikt nie zdaje sobie sprawy, jaka panika wybucha w tłumie w razie pożaru albo innego alarmu. Przez niedopilnowanie drożności dróg ewakuacyjnych liczba ofiar przez zadeptanie może rosnąć w zastraszającym tempie. BRAWA wielkie za zadbanie o tę kwestię.
Problemy byłyby mniejsze, gdyby było więcej miejsca na hali. Nie da się jednak napompować budynku i stworzyć sztucznych prowizorycznych miejsc. W tym roku Organizatorzy uruchomili dodatkowe miejsce na prezentacje - Pomorski Park Naukowo-Technologiczny, o którym już pisałam. No cóż - robią, co mogą, aby umożliwić uczestnictwo jak największej ilości osób. Na forach pojawiają się propozycje wprowadzenia biletów - myślę, że wprowadzenie w życie tego pomysłu pozbawiłoby Spotkań tej niesamowitej atmosfery dobrowolności i dobrego humoru. Całkiem sensownym postulatem wydaje mi się jednak ustawienie telebimu i głośników przed wejściem do Areny - na pewno podgląd na to, co dzieje się w środku, umiliłby kilkugodzinne czekanie na wejście.
My byliśmy w sobotę na dwóch pełnych blokach - od godziny 10 do 16. Zakupy zrobiliśmy przed rozpoczęciem prezentacji, aby później już nie ruszać się z miejsc, albo ograniczyć migrację, bo im później, tym był z tym większy problem, o czym już wspominałam. Cóż mogę powiedzieć. Spotkania to ciekawa idea dla osób z duszą podróżnika, niebojących się wyzwań, albo takich, którzy szukają inspiracji dla swoich wojaży.
Doszłam do wniosku, że chyba jednak bliżej mi do turysty, niż podróżnika. Chociaż często włóczę się po zapomnianych wiochach i wybijam amortyzatory Petardy na pruskim bruku, z podróżowaniem ma to raczej niewiele wspólnego. Jestem na własnym terenie, we własnym kraju, w każdej chwili mogę zadzwonić po pomoc. Nawet jeśli ruszam w Polskę, jestem spokojna, bo praktycznie w każdym zakątku mam kogoś znajomego, kogo w razie kataklizmu mogłabym poprosić o ratunek.
Nie znaczy to jednak, że świadomość ta wbiła mnie w krzesło, albo zmusiła to zmiany profilu moich podróży. Od początku stawiałam na Polskę i jej dogłębną eksplorację. Po prostu naszło mnie kilka przemyśleń, z którymi dzisiaj się z Wami podzielę.
Po pierwsze - nie wszystko musi mnie interesować i inspirować. Cztery prezentacje z pierwszego bloku były relacjami z żeglarskich wyczynów. Owszem, były to prawdziwe wyczyny, wymagające wielkiego hartu ducha, odwagi, umiejętności odnalezienia się w różnych, bardzo trudnych sytuacjach. Ale nie porwały mnie. Nie dlatego, że były kiepskie, bo moim zdaniem każdy pokaz miał w sobie coś wyjątkowego. Powodem było to, że ja z żeglarstwem mam wspólnego tyle, że aż żal mówić, żeby się nie błaźnić. I mnie to nie kręci, bo kręci mnie coś innego.
Ożywiła mnie nieco opowieść o podróży do Ameryki Południowej i przedzieraniu się przez puszczę, ale też raczej dzięki humorystycznej konwencji filmu, niż samej wyprawie. Bardziej widziałabym tutaj Olę z Miles from home niż siebie ;) Ale niestrudzenie oglądałam dalej i się dopiero zaczęło w drugim bloku.
Marzenia zaczęły wirować w mojej głowie. Oglądając "Polska stratosfera, czyli balonowe rekordy" i skoki ze spadochronem z balonu przypomniało mi się, jak kiedyś chciałam wykonać skok. Cena jednak była dla mnie zbyt wysoka, studiowałam zaocznie, więc czasu też nie było, a później doszłam do wniosku "po co mi to"? I odpuściłam temat. Coś mi w serduchu zadrżało, kiedy zobaczyłam dywan z chmur i skoczków przedzierających się przez niego. Może kiedyś...?
Kolejnym momentem, kiedy coś mi tam w środku drgnęło, była prezentacja "Za horyzont. Motocyklem do Australii". Prawo jazdy kategorii A chciałam zrobić już kilka lat temu. Powodem, dla którego tego nie zrobiłam, był głównie brak czasu. Pracując na pełnym etacie i jednocześnie studiując zaocznie na dwóch kierunkach - chciałam jednak zachować resztki normalności, mimo braku snu i wolnego czasu.
Kolosy otworzyły mi jakieś klapki w głowie, dawno temu zabite deskami. Myślałam, że się nie otworzą. W zasadzie zapomniałam o nich, skupiając się na tym, co jest tu i teraz. Jestem na takim etapie życia, kiedy czas najwyższy pomyśleć o przyszłości, budując swoją teraźniejszość. Ale przecież to nie oznacza stagnacji albo zamknięcia się w złotej klatce korporacji. To nie dla mnie. Potrzebuję połączenia stabilności z elastycznością. Teraz to mam. Są plusy dodatnie i plusy ujemne. Plusy dodatnie pozwalają na spokojnie przespane noce. Plusy ujemne nie załamują, a motywują do zmian. Jedną z tych zmian było niedawne zrobienie prawa jazdy kat. C - to krok w stronę realizacji marzeń połączenia pracy z pasją. Mam dwie drogi, a pojadę tą, której bramy szybciej się dla mnie otworzą ;)
____________________________________________
Tak, wiem. Mamy maj, a Kolosy odbyły się w dniach 13-15 marca br. Poślizg w relacji rekordowy, bo terminowe wydarzenia staram się opisywać w miarę na bieżąco. Opisując ten wypad moje przemyślenia poszybowały w niespodziewaną stronę, dlatego się zatrzymałam. Nie wiedziałam, czy publikować, czy nie. A dzisiaj chyba jest dobra okazja - setny wpis na blogu. Dziękuję Wam za obecność, którą widać po komentarzach i licznikach statystycznych. Stawiam na jakość, nie na ilość, ale Wy wszyscy, którzy tu zaglądacie mniej lub bardziej regularnie, sprawiacie mi wielką frajdę, że to co robię, robię nie tylko dla siebie i nie tylko mnie sprawia to przyjemność :)
A już w najbliższy wtorek kolejny folkowy wpis.
Do zobaczenia! :) :) :)
Doszłam do wniosku, że chyba jednak bliżej mi do turysty, niż podróżnika. Chociaż często włóczę się po zapomnianych wiochach i wybijam amortyzatory Petardy na pruskim bruku, z podróżowaniem ma to raczej niewiele wspólnego. Jestem na własnym terenie, we własnym kraju, w każdej chwili mogę zadzwonić po pomoc. Nawet jeśli ruszam w Polskę, jestem spokojna, bo praktycznie w każdym zakątku mam kogoś znajomego, kogo w razie kataklizmu mogłabym poprosić o ratunek.
Nie znaczy to jednak, że świadomość ta wbiła mnie w krzesło, albo zmusiła to zmiany profilu moich podróży. Od początku stawiałam na Polskę i jej dogłębną eksplorację. Po prostu naszło mnie kilka przemyśleń, z którymi dzisiaj się z Wami podzielę.
Po pierwsze - nie wszystko musi mnie interesować i inspirować. Cztery prezentacje z pierwszego bloku były relacjami z żeglarskich wyczynów. Owszem, były to prawdziwe wyczyny, wymagające wielkiego hartu ducha, odwagi, umiejętności odnalezienia się w różnych, bardzo trudnych sytuacjach. Ale nie porwały mnie. Nie dlatego, że były kiepskie, bo moim zdaniem każdy pokaz miał w sobie coś wyjątkowego. Powodem było to, że ja z żeglarstwem mam wspólnego tyle, że aż żal mówić, żeby się nie błaźnić. I mnie to nie kręci, bo kręci mnie coś innego.
Ożywiła mnie nieco opowieść o podróży do Ameryki Południowej i przedzieraniu się przez puszczę, ale też raczej dzięki humorystycznej konwencji filmu, niż samej wyprawie. Bardziej widziałabym tutaj Olę z Miles from home niż siebie ;) Ale niestrudzenie oglądałam dalej i się dopiero zaczęło w drugim bloku.
Marzenia zaczęły wirować w mojej głowie. Oglądając "Polska stratosfera, czyli balonowe rekordy" i skoki ze spadochronem z balonu przypomniało mi się, jak kiedyś chciałam wykonać skok. Cena jednak była dla mnie zbyt wysoka, studiowałam zaocznie, więc czasu też nie było, a później doszłam do wniosku "po co mi to"? I odpuściłam temat. Coś mi w serduchu zadrżało, kiedy zobaczyłam dywan z chmur i skoczków przedzierających się przez niego. Może kiedyś...?
Kolejnym momentem, kiedy coś mi tam w środku drgnęło, była prezentacja "Za horyzont. Motocyklem do Australii". Prawo jazdy kategorii A chciałam zrobić już kilka lat temu. Powodem, dla którego tego nie zrobiłam, był głównie brak czasu. Pracując na pełnym etacie i jednocześnie studiując zaocznie na dwóch kierunkach - chciałam jednak zachować resztki normalności, mimo braku snu i wolnego czasu.
Kolosy otworzyły mi jakieś klapki w głowie, dawno temu zabite deskami. Myślałam, że się nie otworzą. W zasadzie zapomniałam o nich, skupiając się na tym, co jest tu i teraz. Jestem na takim etapie życia, kiedy czas najwyższy pomyśleć o przyszłości, budując swoją teraźniejszość. Ale przecież to nie oznacza stagnacji albo zamknięcia się w złotej klatce korporacji. To nie dla mnie. Potrzebuję połączenia stabilności z elastycznością. Teraz to mam. Są plusy dodatnie i plusy ujemne. Plusy dodatnie pozwalają na spokojnie przespane noce. Plusy ujemne nie załamują, a motywują do zmian. Jedną z tych zmian było niedawne zrobienie prawa jazdy kat. C - to krok w stronę realizacji marzeń połączenia pracy z pasją. Mam dwie drogi, a pojadę tą, której bramy szybciej się dla mnie otworzą ;)
____________________________________________
Tak, wiem. Mamy maj, a Kolosy odbyły się w dniach 13-15 marca br. Poślizg w relacji rekordowy, bo terminowe wydarzenia staram się opisywać w miarę na bieżąco. Opisując ten wypad moje przemyślenia poszybowały w niespodziewaną stronę, dlatego się zatrzymałam. Nie wiedziałam, czy publikować, czy nie. A dzisiaj chyba jest dobra okazja - setny wpis na blogu. Dziękuję Wam za obecność, którą widać po komentarzach i licznikach statystycznych. Stawiam na jakość, nie na ilość, ale Wy wszyscy, którzy tu zaglądacie mniej lub bardziej regularnie, sprawiacie mi wielką frajdę, że to co robię, robię nie tylko dla siebie i nie tylko mnie sprawia to przyjemność :)
A już w najbliższy wtorek kolejny folkowy wpis.
Do zobaczenia! :) :) :)
Motocykl!!! To jest to!
OdpowiedzUsuńTrzeba będzie pomyśleć ... :)))
Warto warto :)
UsuńDroga Marchevko, mam wrażenie, że pisząc ten post troszkę się nam tłumaczysz. Niepotrzebnie ! Człowiek będzie szczęśliwy tylko wtedy kiedy będzie robił to kocha, to co czuje w głębi serca, że jest mu przeznaczone. Ja podziwiam Cię za to co robisz, bo w tym wszystkim co robisz nie widzę ani krzty fałszywości czy sztuczności ... Twój blog to cała ty i w tym jest właśnie piękno.
OdpowiedzUsuńA z okazji 100-go wpisu życzę Ci byś nie przestawała marzyć, ale też dbała o to by Twoje marzenia nie były marzeniami innych osób. Byś na tym świecie potrafiła się odnaleźć jako ty, we własnej osobie, a będziesz wtedy najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Gratuluję wytrwałości i czekam z niecierpliwością na dalsze wpisy.
Aleksandro, skądże znowu, jakie tłumaczenie :) Po prostu wiedziona porywającymi relacjami z poprzednich edycji Kolosów pomyślałam: super, ekstra, jadę!! A jak pojechałam, to nie, żebym była zawiedziona, ale porywu serca i planów na wielkie wyprawy nie było, bo... gdybym wygrała w totolotka, to nie poleciałabym dla drugi koniec świata, a kupiłabym samochód i pojechała w Polskę. :D
UsuńDziękuję za życzenia, które są tak piękne i uniwersalne, że tego wszystkiego życzę także Tobie i wszystkim Czytelnikom. :)
to ja Ci dziękuję - za te rzetelne wpisy, za zdjęcia, za postawę i za to, że jesteś taka niezwyczajna
OdpowiedzUsuńa teraz się będę zastanawiać kiedy jest się podróżnikiem a kiedy turystą
Klarko, ja ciągle, że wszystko się zaczęło od Krakowa :*
UsuńCiągle pamiętam*
UsuńDałaś do myślenia. I faktycznie zastanawiam się nad byciem podróżnikiem czy turystą. To trudne i nie wiedząc kiedy zazebia sie. Może Ty widzisz granice wyraźną?
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam Polskę i , mamy bardzo dużo pieknych miejsc i fajnie do nich wracac. I ciagle w nich cos nowego sie ujrzy ale również dla mnie ciekawy jest świat. Gdybym wygrała duże pieniadze i zdrowia by starczyło na pewno najpierw Polska ale dalej wiecej:)
Granica była niezauważalna do momentu, kiedy kilku pasjonatów zagranicy wyraźnie dało do zrozumienia, że Barcelona to większy lans, niż Warszawa. Ale właśnie - lans. A mi na lansie nie zależy. Nie opłacam reklam na fb, nie latam po blogach i nie zostawiam linków. Tym większą wdzięczność czuję, że jest tu Was tak wiele. Ale to też daje do myślenia - że nie tylko mnie ta nasza Polska fascynuje, mimo tego, że jest jak jest. ;)
UsuńNo cóż - teraz już jest "dla psa kiełbasa" a dla mnie już zakazane podróże. Dawniej mówiono o mnie "cygańskie dziecko", bo mnie nosiło po świecie; a teraz..."starość nie radość" i konieczność siedzenia w domu. Zatem moja rada - korzystaj póki czas, póki okazję i możliwość masz. Co zwiedzisz, co zobaczysz, to już na zawsze pozostanie Twoje. Tego nikt i nic Ci nie odbierze, lecz dobrze by było gdybyś swoimi wrażeniami podzieliła się z nami; dzięki temu będę miała możliwość podróżować razem z Tobą;
OdpowiedzUsuńMam podobne zdanie i nastawienie do podróży :) Na razie nie mam zamiaru zawijać bloga, więc pewnie jeszcze coś tam popiszę :) :)
UsuńNigdy nie słyszałam o tym wydarzeniu. Odwiedzilismy tylko targi turystyczne we Wrocławiu - ale sadzac po Twoim poscie nie ma to az tak duzo wspolnego ;)
OdpowiedzUsuńNo chyba jednak targi to coś innego. Do Gdyni zjeżdżają podróżnicy i oferta handlowa jest działalnością poboczną. Głównym celem Kolosów są jednak relacje z cudownych, ekstremalnych podróży :)
UsuńGratulacje z okazji setnego wpisu. To naprawdę poważny dorobek. Życzę spełnienia jako podróżnik i jako turysta. Jedno drugiemu nie przeszkadza.
OdpowiedzUsuńCiekawe wydarzenie, i takie tłumy...
OdpowiedzUsuńOj tak, zainteresowanie jest bardzo duże.
Usuńale fajnie! Zarobiłaś sobie prawko kategorii C na ciężarówki! Super!
OdpowiedzUsuńTak dale j trzymaj :)
Pozdrawiam
O dziwno, za kierownicą MANa lepiej się czułam, niż w swojej rakiecie :)
UsuńGratulacje z okazji 100 wpisu. Fajnie, że opisałaś wydarzenie, bo wcześniej o nim nie słyszałam, ale trochę mi szkoda, bo to za daleko, żeby pojechać na weekend.
OdpowiedzUsuńZawsze można przyjechać na dłużej, rezerwując te trzy dni na same Kolosy :)
UsuńNo to powiem Ci Marchevko, że czekałam na ten wpis. Ciekawa byłam jak Ty odebrałaś Kolosy. Mnie też by serce bardzo zabiło gdybym zobaczyła zdjęcia i słuchała opowieści spadochroniarzy, bo od zawsze mówię, że bardziej od latania samolotem lubię z niego skakać, choć już jakiś czas temu zakończyłam "karierę" spadochroniarza:) Gratuluję 100 wpisu na blogu, niech pisanie kolejnych sprawia Ci wielką radość.
OdpowiedzUsuńP.s. Po wygraniu w totka zrobiłabym to samo;) Lepszy samochód i w Polskę!
Aga, skakałaś? Wooow! :) :) :)
UsuńNo zdarzyło się kilkanaście razy:D
UsuńGratuluję jubileuszu Marchevko. !00 wpisów, to znaczny dorobek, biorąc pod uwagę objętość i wnikliwość z jaką opracowujesz poruszane tematy. Cieszę się, że poznałam Ciebie i to co piszesz.
OdpowiedzUsuńDobrze jest mieć pasję i to taką, która wyciąga z domu i zmusza do ruchu. Kiedyś lubiłam jeździć w nasze polskie góry. Poznawać je i podziwiać w każdym detalu. Teraz częściej bywam za granicą, bo tu mieszkają moje dzieci. Dobrze, że organizowane są takie imprezy jak Kolosy. Można spotkać ciekawych ludzi i porównać swoje pasje z innymi. Wybrać to co ewentualnie nas interesuje, odrzucić to co jest odmienne i sprzeczne z naszymi potrzebami.
Pozdrawiam Marchevko serdecznie:)
Czasami skuszę się na jakiś zorganizowany wypad do Niemiec. Od niedawna kręci mnie Belgia, ale to większy temat, na pewno nie na dzień i nie na dwa i na pewno nie na spontan, jaki uskuteczniam w Polsce :)
UsuńPozdrawiam również!
Gratulacje!
OdpowiedzUsuńA ja mam dla Ciebie "nagrodę" z tej okazji.Jest możliwość polatania samolotem i zobaczenia okolicy z góry. Świat widziany z powietrza szczególnie wiosną jak kwitną rzepaki i pojawiła się nowa zieleń jest nie do opisania.
A jakieś szczegóły tego latania? ;)
UsuńMarchevko, serdecznie z Varsem gratulujemy setnego wpisu, tyle podróży i zaangażowania! Gratulujemy też prawa jazdy, mamy nadzieję, ze przyda się ono również w kolejnych podróżach! :))
OdpowiedzUsuńVarSavskie pozdrowienia!
Jak widać powiedzenie... Kto rano wstaje... nie jest przesadzone ;) Uściski Jubileuszowe :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam podróże, te małe i te duże :-)
OdpowiedzUsuńI ja mam swój pruski bruk, zapomniane dębowe aleje i Uroczysko , w którym można spotkać ducha Młynareczki.
Że w Polsce ? Przecież to tez jest świat.
Uwielbiam także wojaże zagraniczne, a Teheran zapamiętam do końca życia.
Ruszajmy się! Gdzie, kto i jak może ! :-)
Pozdrawiam :-)