niedziela, 6 lipca 2014

Minął rok, czyli skleroza nie boli, a przy okazji - jedziemy na Podlasie (Z cyklu: Polska na 100%)

Wczoraj minął równy rok, odkąd powstał ten blog! Przegapiłam. Szykowałam małą niespodziankę, ale teraz to już po fakcie, nie ma o czym mówić. Od wczoraj wszystkim za wszystko dziękuję, więc i Wam podziękuję - za obecność, komentarze i wymianę zdań. Rok temu Marchevka miała posłużyć do opisania pobytu w Krakowie, a widzicie, że teraz jeżdżę praktycznie po całym kraju. Rok temu przyświecała mi zasada "jadę, więc piszę". Teraz się nieco zmieniło i jest "piszę, więc jadę". Bo gdyby nie Marchevka i chęć opisania podróży, nie tak prędko, jeśli w ogóle, kiedykolwiek dotarłabym np. do Rzeszowa, czy Lublina, który od kilku lat odkładałam "na później". Mam motywację, więc jeżdżę, zwiedzam, fotografuję, wysyłam pocztówki, wszystko opisuję ;)

Kiedy znalazłam się na białostockim dworcu, zaciskałam mocno kciuki, aby nie padało, bo mając w perspektywie jeszcze dwa dni podróży przed sobą, ostatnim o czym marzyłam były mokre buty. Wspomnienie z pływającej Łodzi ciągle mnie nawiedza i od tamtej pory mam wielką awersję do ulew wszelkiego rodzaju. A jak widać na poniższym zdjęciu - słoneczny dzień się nie zapowiadał. 


Kiedy patrzyłam na mapę, odległość dworca od centrum miasta wydawała mi się strasznie wielka, wręcz niebotyczna. Szkoda mi było czasu na pokonanie tego odcinka piechotą, bo miałam niecałe osiem godzin na to, aby trochę poznać miasto, a po drodze wydawało mi się, że nie ma nic ciekawego. Zakupiłam więc bilet dobowy na autobus i szczęśliwa, że akurat jedzie "mój" wsiadłam. Tylko że zamiast przybliżać się do centrum, oddalałam się od niego. Weszłam jeszcze raz na jakdojade.pl; porównałam z trasą pojazdu, w którym się znajdowałam i się okazało, że numer się zgadza, ale kierunek już nie. Ech, no to wysiadłam na najbliższym przystanku i przeszłam na drugą stronę ulicy, poczekałam 5 minut i pojechałam już we właściwym kierunku ;) A po wyjściu z autobusu mogłam się rozkoszować widokami, doznaniami. Tylko czasami groźnie spoglądałam w stronę niebios.


Znalazłam się w samym centrum chaosu - nie wiedziałam, w którą stronę pójść. Po lewej ratusz, po prawej - kościół. Idę w stronę kościoła, a dokładniej Bazyliki archikatedralnej Wniebowzięcia NMP. Okazało się, że jest to kompleks dwóch budynków połączonych ze sobą: starego kościoła farnego z XVII wieku oraz nowego, z początku ubiegłego stulecia. Zanim jednak doszłam do świątyni, obejrzałam wystawę Archiwum Państwowego z okazji 25 rocznicy odzyskania wolności, a także spotkałam się z marszałkiem Piłsudskim.




Wejście do nawy głównej starego kościoła było zamknięte, można było tylko popatrzeć przez oszkloną kratę. Nie przeszkodziło to w zrobieniu zdjęcia - ciągle jestem pod wrażeniem bogactwa, jakie zawierają w sobie ołtarze oraz wyposażenie kościołów.


Renesansowa ambona
Do dużego kościoła, wybudowanego w stylu neogotyckim, weszłam, jednak odbywało się tam spotkanie młodzieży, więc nie przeszkadzałam, tylko z progu popatrzyłam. Kościół przechodzi(ł) prace renowacyjne, o czym świadczą rusztowania rozstawione tak na zewnątrz, jak i wewnątrz budynku.


A spod kościoła niedaleka droga do Pałacu Branickich. Teren jest pięknie zagospodarowany, zadbany, a jasna elewacja pałacu cudownie kontrastowała z coraz ciemniejszym niebem. Cóż... Marchevka jak chce, to potrafi się wkręcić tu i ówdzie i niechcący załapała się na zwiedzenie wnętrz Pałacu. Było to ogromne wyróżnienie, bo zwiedzanie odbyło się niemalże indywidualnie - trzech turystów i Pani Przewodnik. I to bez dodatkowych opłat! Szczęście dopisało, to muszę przyznać.

Brama Gryfa
Widok pałacu od strony bramy (klikając - powiększysz zdjęcie)
Widok z dziedzińca
Tympanon z Gryfem oraz Grupą Atlasa
Widoczne na zdjęciu kolumny oraz rzeźby przetrwały II Wojnę Światową, sam pałac został zniszczony w ponad 70%. Do dnia dzisiejszego ciągle trwają prace renowacyjne.
Żyrandol na korytarzu przed aulą
Aula Magna

Będące w ciągłej rekonstrukcji ogrody pałacowe
Odnowiona Altana pod Orłem (takiego określenia używała pani przewodnik, w internecie znalazłam nazwę "Pawilon pod Orłem")
Obecnie w Pałacu mieści się rektorat Uniwersytetu Medycznego oraz Muzeum Medycyny i Farmacji, które odwiedziłam, a o którym jeszcze napiszę, bo to bardzo ciekawe miejsce wzbudzające wiele emocji - także takich, że aż ciarki po plecach dreptały ;)
Z Pałacu oczywiście powędrowałam do Muzeum Wojska, a po odwiedzeniu Muzeum zawróciłam, znów przechodząc obok kościoła i zmierzając w stronę ratusza.


Pomnik pamięci Żołnierzy Armii Krajowej
Rynek miejski z ratuszem
Sobór świętego Mikołaja
Ulica Lipowa - taka ona straszna na mapie się wydawała, a jak już się na niej znalazłam, to doszłam aż do kościoła św. Rocha.
Rzeźba nawiązująca do lalkarskich tradycji Białegostoku
Kościół św. Rocha
Kamienica Moesa - znajdująca się na Szlaku białostockich fabrykantów (róg ulic św. Rocha i Krakowskiej)
Zaczynało kropić, więc spojrzałam na zegarek - to już najwyższa pora, by kierować się w stronę dworca kolejowego. Niestety, nie uchroniłam się od deszczu, jednak miałam na tyle sporo czasu, że mogłam się wysuszyć w poczekalni. Zjadłam gorący obiad, wypisałam pocztówki i odjechałam. Etap samotnej podróży dobiegł końca, teraz czekały nie tylko atrakcje turystyczne, ale przede wszystkim - pełne emocji spotkania ze znajomymi. :)

10 komentarzy:

  1. A już mi się wydawało, że się przejaśniło i ulewy nie będzie:) Piękne miejsce odwiedziłaś, przybliżyłaś i mogłam z Tobą pospacerować chociaż burzy się boję:)
    A spotkanie się udało na pewno. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był moment, kiedy także myślałam, że się rozpogodziło, mniej więcej na odcinku od ratusza do soboru św. Mikołaja. A później robiło się coraz straszniej i maksymalnie przyspieszyłam, żeby zdążyć do dworca przed deszczem. Ale najważniejsze punkty zwiedziłam, chociaż nie dotarłam do dzielnicy willowej - niestety, czasu było zbyt mało. Ale rzeczywiście, Białystok jest zaskakująco ładny :)

      Usuń
  2. ale fajnie. nie sądziłam, że B. może być tak ciekawy. a za mną nadal chodzi plan pojechania z maluchem do Łodzi i przejścia drogą, którą opisałaś. :) miłego wieczoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli tylko będzie ładna pogoda, to przejdźcie jeszcze dalej, do końca Piotrkowskiej, bo my w połowie zrezygnowaliśmy przez deszcz :) Jak pokażesz foty, to może zyskam motywację do ponownego odwiedzenia Łodzi :D
      A cukiernia, którą byłaś zainteresowana mieści się pod adresem Piotrkowska 102 :)

      Usuń
  3. Pamiętam Białystok sprzed wielu lat, zrobił na mnie ogromne wrażenie tym wschodnim przepychem. Przypomniałaś mi, ze w okolicy były fajne tereny - idealne na wycieczki rowerowe ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chmury wyglądają bardzo groźnie, strach w taki dzień wyjść z domu. Odwiedziłam dwa miesiące temu Białystok i trafiła nam się wspaniała pogoda, czasem tylko przychodziły i odchodziły chmury. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne zdjęcia :)
    pozdrawiam z Barcelony!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie miałam jeszcze okazji tam być niestety. Nie dziwię się, że deszcz Cię troszkę przerażał po tym co przytrafiło Ci się w Łodzi. Fajny ten Białystok, muszę go zobaczyć na własne oczy koniecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. ależ szkoda że nie dałaś znać wcześniej bo bym Ci pokazała co byś chciała :) polecam się na przyszłość :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak będę się kiedyś wybierać, to dam znać, a jakże! :)

      Usuń

Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Dziękuję :)

Obserwatorzy