piątek, 20 grudnia 2013

Grudziądz

We wcześniejszych latach pracy w wojsku zdarzało się, że musiałam wyjechać gdzieś w sprawach służbowych. Wyjazdy te były co najmniej dwudniowe z powodu odległości od miejsc docelowych. Połączenie PKP Kołobrzegu z jakimkolwiek miejscem jest dość trudne, bo bezpośrednie i w miarę dogodne połączenia do niektórych miast są latem, a poza sezonem to istna masakra, z Grudziądzem - koszmar. Nie ma bezpośredniego połączenia wcale, a zwykłe połączenie II klasą w normalnych godzinach trwa około 8 h i są trzy do pięciu przesiadek. Wyobrażacie to sobie? Bo ja nie. Na szczęście tak się złożyło, że wtedy jechała nas większa ekipa i mogliśmy pojechać samochodem.

Oczywiście zapakowałam do plecaka aparat fotograficzny, bo bez niego się po prostu nie ruszam nigdzie i miałam nadzieję na zwiedzanie miasta. Dotarliśmy tam jednak późną porą i myślałam, że ze spaceru nici. Okazało się jednak, że jeden z kolegów pochodzi z Grudziądza i zaproponował przechadzkę po zameldowaniu się w hotelu.

Poszliśmy nad Wisłę, widziałam jakieś trzy pomniki, ale były zupełnie nie podświetlone, więc nawet dokładnie nie wiem, co to było. Poznałam tylko popiersie Kopernika. Łaziliśmy ponad godzinę. Okrążyliśmy mury więzienia dla kobiet, czytaliśmy tablice pamiątkowe na murze więzienia dla mężczyzn. Było ciemno i tak naprawdę zdjęcia wyszły żadne. Wtedy jeszcze nie miałam takiej wprawy w szybkopstrykach po ciemku. Pokażę Wam jednak jedno zdjęcie z tego wieczoru, a mianowicie odsłonięty w 2008 roku pomnik ułana z dziewczyną. Znajduje się on na Starym Mieście, w pobliżu ratusza.

Pomnik ułana i dziewczyny
Rano śniadanie, pakowanie i wyjazd. Prosto ze szkolenia mieliśmy jechać do domu, zatrzymując się gdzieś na obiad. 

Szkolenie miało się odbyć w Cytadeli grudziądzkiej. Przed wyjazdem nie wiedziałam o lokalizacji, inaczej bym chociaż trochę poczytała o tym miejscu. Chociaż z drugiej strony miałam miłą niespodziankę, jak drugi kolega (który jak się okazało, też pochodzi z Grudziądza) omawiał obiekty, które po drodze mijaliśmy Niestety, w tej sytuacji całkowicie straciłam zainteresowanie szkoleniem, a moje myśli biegły wokół tych pięknych starych murów i drzew rosnących na dachu zabudowań twierdzy. Najchętniej olałabym wykłady i poszła zwiedzać lochy. Cóż… 

Marzenia się spełniają, tylko trzeba je wypowiedzieć na głos. Wykorzystałam chwilę przerwy, aby porozmawiać z jednym z miejscowych żołnierzy. Okazało się, że zwiedzenie cytadeli jest możliwe jeszcze tego samego dnia. Po wykładach mojej grupy, kiedy inni jeszcze się szkolili, zebraliśmy się przed wejściem, a kiedy przyszedł pan przewodnik, rozpoczęliśmy godzinną wędrówkę po wąskich korytarzach i dzikich trawnikach wewnątrz obronnych murów.

Zupełnie nie byliśmy przygotowani. O ile żołnierze jeszcze jakoś dawali radę, bo mieli normalne mundury, o tyle REFERENTKI już nie bardzo w garniturach i garsonkach. I butach na obcasie. No bo skąd miałyśmy wiedzieć, że będziemy łazić po lochach i pagórkach? Nawet aparat fotograficzny zostawiłam na dnie torby w samochodzie, został mi tylko stary telefon. Ale zawsze coś, pamiątka jest. Mam nadzieję, że wybaczycie mi paskudną jakość zdjęć.

Budowa cytadeli rozpoczęła się w drugiej połowie XVIII wieku. Przedsięwzięcie wystartowało prężnie w czerwcu 1776 roku, pracowało przy nim prawie siedem tysięcy ludzi. Podziemne tunele drążyli górnicy. Założono, że fortyfikacja powstanie w ciągu czterech lat. Niestety, kosztorys okazał się nierealny do zrealizowania, po sześciu latach zaczęło brakować cegły. Aby pozyskać budulec, rozebrano dwa zamki krzyżackie, a i to nie uchroniło budowniczych przed oszczędnościami i budowaniem niektórych elementów z kamienia. Ostatecznie, z przekroczonym trzykrotnie budżetem, budowę cytadeli ukończono w 1789 roku.

Jedno z wejść do podziemi
W środku wąskie strome schody. Korytarze wąskie – nie dało się we dwie osoby obok siebie iść. Niskie – mam 1,75 m wzrostu i czułam, jak muskam głową sufit. Zimno – moja plastikowa teczka nagrzana na słońcu, pod ziemią zaczęła się pocić. Osoby, które były na krótki rękawek miały gęsią skórkę. Klimat rewelacja. Były też dwie piekielne studnie, jakby bez dna. Szerokie, głębokie, ciemne. O matkooo.
Były dwie sale, w których były kominki – tak, można tam zrobić „ognisko”, oczywiście wcześniej rezerwując termin itp. Cytadela to teren wojskowy i zezwolenie na wejście można uzyskać, wcześniej otrzymując zgodę wojska. 
W jednym z bunkrów był taki jakby katafalk, który w przeszłości pełnił rolę stołu sekcyjnego. Według historyków nie było to prosektorium do oględzin zwłok i ustalania przyczyny zgonu, a sala badań jakiegoś ichniego doktora Mengele. 


Jak już pisałam – na dachach zabudowań, a także na murach rosła regularna roślinność. O ile trawę i mech widziałam nieraz, o tyle drzew w takim miejscu okazji oglądać nie miałam! Na zdjęciu widać wewnętrzny mur wykonany z kamienia, ponieważ kamień był tańszy, niż cegła i to tej części fortyfikacji można myło wykorzystać akurat ten budulec. Bo Wam nie powiedziałam wcześniej, że Cytadela otoczona jest podwójnymi murami, między którymi uprawiane były ziemniaki, zboża, marchewka oraz hodowane zwierzęta gospodarskie.

Kurtyna
Tutaj widać kurtynę, czyli wał ziemny wzmocniony murem z cegły. Oprócz bujnej roślinności na dachu, zaciekawienie zwiedzających wzbudziły cztery mopy wystające przez któreś z kolejnych okien. Do tego w momencie, kiedy przechodziliśmy pod tym oknem, przez kraty wyłoniły się machające do nas ręce Słyszeliśmy krzyki, chociaż ciężko było je zidentyfikować, czy to z radości, czy… Przewodnik krótko powiedział, że panie sprzątające akurat mają przerwę i szybko się oddaliliśmy stamtąd. Ja jakoś nie do końca uwierzyłam w jego wersję zdarzeń Stawiam, że to pojmani żołnierze napoleońscy przetrzymywani w niewoli

Kurtyna
Łaziliśmy po lesie, widzieliśmy zmutowaną marchewkę oraz przechodziliśmy obok grobu Wilhelma Courbiere’a. Niestety, gdyby nie było przewodnika przeszlibyśmy koło niego, może nawet po nim, bez świadomości, że tam jest. Dwie rosnące lipy i tyle. Żadnej tabliczki, zero porządku. Krzaki jak wszędzie. Jakoś zrobiło mi się przykro, chociażby z tego względu, że baron Courbiere jako jedyny nie poddał się podczas najazdu wojsk napoleońskich, a tym samym obronił Cytadelę. Zero szacunku i upamiętnienia. Każdy umywa ręce od zajęcia się konserwacją zabytku, a w takim stanie rzeczy niedługo nic nie będzie do oglądania, bo się wszystko zawali. Miasto mówi, że to wojsko powinno. Wojsko mówi, że tylko tu stacjonuje, a wszystko jest na terenie miasta. Paranoja. Z resztą nie po raz pierwszy, chyba czas się przyzwyczaić do takiego stanu rzeczy.


Mury nie wszędzie zachowane są w tak dobrym stanie. Jedno skrzydło jest całkowicie wyłączone z eksploaracji - wszystko grozi zawaleniem, za to schronienie znalazły tam nietoperki - podobno około tysiąca ich tam mieszka. 





Wycieczka się skończyła, a ja wyglądałam, jakbym się wytarzała w piachu. Mój czarny garnitur chłonął wszelki pył, jaki się wznosił nad piaszczystymi ścieżkami. Buty jeszcze gorzej… Jakoś się doprowadziłam do porządku przy pomocy zimnej wody z kranu. Gdyby ktoś był zainteresowany zwiedzeniem, na stronie 13 Wojskowego Oddziału Gospodarczego, pod TYM LINKIEM, można znaleźć niezbędne informacje. Uprzedzam jednak, że taka wycieczka przyniesie radość tylko w sportowych butach i wygodnym stroju, warto się przygotować.

Pozdrawiam serdecznie i idę pozaglądać, co u Was, bo mam okropne zaległości. Czas na koniec roku tak pędzi, że nie zauważam mijających kolejnych dni. Pozdrawiam serdecznie, a wesołych świąt będę życzyć za kilka dni - dzisiaj jeszcze za wcześnie. Trzymajcie się! :D

8 komentarzy:

  1. Ciekawie się czytało i od razu przypomniałam sobie o problemach wojska w Poznaniu, gdzie odkopano podziemia i mają problem z urzędem. Bo skąd u nich "nowa nieruchomość" skoro pozwolenia na budowę nie było ;)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Nie rozumiem ludzi, którzy myślą szablonowo i schematycznie. "Nowa nieruchomość" mnie powaliła na kolana. Ale to są absurdy naszej polskiej biurokracji :)

      Usuń
  2. Ależ ja Ci zazdroszczę tej wyprawy! Twoją relację przeczytałam dwa razy i ja tam MUSZĘ być:) co tam zdjęcia nie wyraźne, ale wycieczka zarąbista:) fajnie, że znaleźliście czas na zwiedzanie. a tak swoją drogą ciekawie musiałam wyglądać w tym garniturze po zwiedzaniu:D hihi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. musiałaś miało być:)

      Usuń
    2. No było rzeczywiście super. Kilka pań jednak wcale nie weszło przez elegancki strój, a dwie zrezygnowały po pierwszym przejściu wąskim korytarzem. Ja niestety nie odpuszczam, później się martwię, co dalej ;)
      My mielismy okrojoną wersję wycieczki, z powodu okoliczności, podobno w pełnym programie można nawet urządzić ognisko w sali kominkowej. Myślę, że naprawdę warto tam zajrzeć :))))

      Usuń
    3. uwierz mi, ja też bym się strojem nie przejmowała, przecież to można wyprać:D:D:D wygląda na to, że chyba jesteśmy ciut szalone. Bardzo, ale to bardzo fajnie tam musi być!

      Usuń
    4. Pewnie jest w tym jakieś szaleństwo, ale tak jak powiedziałaś: ubranie się wypierze, a wspomnienia pozostaną :D Tym bardziej, że nie zawsze jest możliwość powrotu w dane miejsce. No to już wiem, gdzie między innymi pojedziesz wiosną :D

      Usuń
  3. Bardzo ciekawa wycieczka. Dziękuję i pozdrawiam Cie Marchewko

    OdpowiedzUsuń

Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Dziękuję :)

Obserwatorzy