środa, 23 września 2020

Tysiąc kilometrów irlandzkiej przygody czyli Staycation 2020

Chociaż w większości obszarów nauczyliśmy się już żyć z pandemią w tle, nie wszystko jest możliwe tak, jak dawniej. Do końca ubiegłego tygodnia Polska była na irlandzkiej czerwonej liście, co oznaczało, że wyjazd do Polski obligował turystę do odbycia dwutygodniowej kwarantanny po powrocie do Irlandii. Nie mogłam sobie pozwolić na więcej niż te dwa tygodnie urlopu, więc z bólem serca anulowałam rezerwację na kołobrzeskich gorących piaskach i urządziłam sobie "staycation" czyli stacjonarne wakacje na terenie Irlandii. W ciągu dwóch tygodni miałam wyłączony telefon, pod ręką jedynie mapę i ledwie ogólny zarys tego, co i kiedy odwiedzę. W konsekwencji przejechałam ponad 1000 km nie tylko autostradami, odwiedziłam kilkanaście miejsc, zrobiłam kilkadziesiąt zdjęć, kupiłam kilogram pamiątek i spotkałam niesamowitych ludzi.


Na powyższej mapie zaznaczyłam miejsca, które odwiedziłam w ciągu tych dwóch tygodni. Specjalnie zrobiłam zrzut z całej mapy, aby obrazowo pokazać, jaką część Irlandii udało mi się przemierzyć. To jest oczywiście odsetek i ułamek tego, co jest do zwiedzenia, dlatego też mam już plany na kolejne wolne weekendy i przyszłoroczne urlopy. To jest niesamowicie piękny, ale i dziki kraj. Jednak może po kolei.


Co z tym tysiącem kilometrów, skoro kółko złożone z odwiedzonych miejscowości to zaledwie 400 kilometrów, a cała Irlandia średnio ma 300 na 400 km? Ano mała powierzchnia kraju pozwala na wpadanie do domu, aby się na przykład przepakować i pojechać dalej. Generalnie wycieczka była podzielona na dwa etapy: pierwszy na południe, drugi na zachód, a w tak zwanym międzyczasie "wyskoczyło" Galway i Ballybunion. Pomijam już zupełnie fakt, że między wyjazdami "wolne" dni wykorzystałam na uzupełnianie kwalifikacji, spędzając je na salach wykładowych. To był bardzo intensywny czas, który sukcesywnie opiszę, jeśli tylko pozwoli mi na to czas (a z tym trudno!). Dzisiaj chciałabym się skupić na ogólnej sytuacji na irlandzkich drogach oraz podsumowaniu, jakie robiłam przy okazji wcześniejszych cyklów blogowych (czyli małe światełko w tunelu i delikatny powrót na stare tory, ufff). 


Przede wszystkim autostrady są wygodne, ale mało ciekawe. Wokół zielono i... tyle. Owszem, widoki może i piękne na początku, dość szybko się nudzą, bo spokojna i prosta dwupasmówka jest monotonna. Dużo więcej i ciekawiej dzieje się poza głównymi drogami, pewnie dlatego, że wiodą przez miasta i wioski, albo w totalnej dziczy, dzięki czemu krajobraz jest dużo bardziej urozmaicony. 



Weźmy na przykład taki Ring of Kerry. Jestem pod ogromnym wrażeniem otoczenia, ale także inżynierii budowlanej - droga wiedzie totalnie z dala od cywilizacji, na skraju przepaści, u podnóża gór. Nie mam zielonego pojęcia, jak przygotowywany był teren pod budowę i jak to wyglądało, zanim droga została zbudowana. Przejechałam tylko malutki kawałeczek między Killarney i Kenmare, wiodący przez Park Narodowy Killarney, ale jestem głodna większych wrażeń. Te zakręty, za przepaść tuż za krawędzią drogi, owce pasące się przy poboczu, skały zwisające nad głową... Filmy nie są idealne, ale nawet gdyby były - nie oddałyby nawet połowy wrażeń, jakich można doświadczyć osobiście tam będąc. 



Organizacja ruchu w mieście natomiast to bardzo długa historia, na pewno nie dla ludzi o słabych nerwach.  Marchevka była lekko w szoku, ale otworzyła szeroko oczy, wzięła głęboki oddech i wcisnęła hamulec. A potem poczęła się piąć pod górę, czując jak zmieniające się ciśnienie uciska na bębenki w uszach. Powyżej filmik ukazujący Kinsale, jego cudowną organizację ruchu oraz wzgórza i pagórki. Moment, kiedy się zatrzymałam, był śmieszno-straszny. ALGIDA nie pociągnęła pod górę 😂 Ale koniec końców dała radę, jednak na przyszłość wiem, że poza odległością noclegu od centrum należy też sprawdzić wysokość.

Co jeszcze mi się spodobało w irlandzkiej trasie? To, że tutaj prawie nikt nie wyprzedza i nie dlatego, że jechałam najszybciej. Tutaj ograniczenie prędkości oznacza maksymalną dozwoloną prędkość a nie minimalną dozwoloną plus 10 km tolerancji
Po drugie - nikt nie siedzi na tak zwanym ogonie. Trzymanie bezpiecznej odległości jest bardzo ważne, szczególnie na drogach szybkiego ruchu. Czy wiecie, że przeciętny czas reakcji kierowcy na niebezpieczeństwo to 1 sekunda, a kolejne pół sekundy to czas na zadziałanie układu hamulcowego? W tym czasie samochód osobowy jadący  z prędkością 100 km/h pokona prawie 40 m, dopiero teraz zaczyna się hamowanie, na które potrzeba kolejnych 35-40 m! Tak, jadąc z prędkością 100 km/h na całkowite zatrzymanie się potrzebujesz około 80 m, zakładając że reagujesz szybko, masz sprawny samochód i nawierzchnia jest sucha. Droga hamowania wydłuża się na mokrej, śliskiej nawierzchni, a także gdy jesteś niewyspany i/lub twoje opony są w słabej kondycji. 
Kolejna rzecz - poza terenem zabudowanym przy dojeżdżaniu do korka zdecydowana większość kierowców włączała światła awaryjne. Przepisy ruchu drogowego tego nie wymagają, jednak ze względów bezpieczeństwa wielu kierowców zawodowych stosuje ten wybieg w określonym celu. Światło żółte jest światłem ostrzegawczym, w związku z czym skupia ono uwagę kierowcy zbliżającego się do zatoru. Dzięki temu ma on większe szanse na szybszą reakcję i wyhamowanie przed kolumną stojących pojazdów, a co za tym idzie - uniknięcie kolizji lub poważniejszego zdarzenia drogowego. Z przyjemnością i ulgą obserwowałam, że w Irlandii nie tylko zawodowcy stosują ten niepisany zwyczaj. 

Napisać też muszę o ludziach. Historię Dana z Malezji już prawdopodobnie znacie, ale przytoczę ją po krótce. Na powrocie z Kate Kearney's Cottage do Killarney zabrałam na stopa piechura, którego widziałam, gdy schodził z gór.  Był to mój pierwszy autostopowicz oraz pierwszy raz poczułam radość, dumę i wolność przez fakt... umiejętności komunikatywnej znajomości języka angielskiego! 
Poza tym na wspomnienie zasługują na pewno właściciele pensjonatu The K w Kinsale - Melissa i James. Już dawno nie spotkałam tak pozytywnych ludzi. Melissa jest niezwykle energiczną kobietą, kontaktową, chociaż pewnie jej uszy cierpiały, kiedy słyszała mój angielski połamany polskim akcentem i limeryckim slangiem. James za to poratował nas w deszczowe popołudnie, użyczając nam parasolki, bo nie zabrałyśmy swojej. Jak do tego doszło - nie wiem, bo miałyśmy ze sobą pół domu...
Matt z Titanic Experience w Cobh zafascynował mnie swoją pasją do pracy, opowiadaniem z takim polotem, przekonaniem i wiarą w to co robi. Poza tym jego angielski jest fantastyczny - mówił czysto jak lektor na maturze, dzięki czemu naprawdę bezstresowo mogłam się cieszyć zwiedzaniem i poznaniem historii najsłynniejszego transatlantyka świata.
Ponadto muszę napisać, że chyba pierwszy raz w życiu skorzystałam z biur informacji turystycznej. Zarówno w Kinsale, jak i w Cork zostały udzielone nam praktyczne rady i wskazówki dotyczące nie tylko samego zwiedzania, ale także parkingów i innych spraw organizacyjnych. To dla mnie cenna lekcja, że kto pyta nie błądzi oraz koniec języka za przewodnika

Jak widać - mimo pandemii i totalnej zmiany planów - wakacje były udane. Jedyną "uciążliwością" było podawanie na każdym kroku numeru telefonu i imienia. W restauracjach i muzeach trzeba było podać numer, aby w razie czego łatwo było wyłapać potencjalnie zakażonych koronawirusem. Mijają dwa tygodnie, nikt nie dzwonił, nic się nie wykluło, jesteśmy bezpieczne. I już planujemy kolejne wypady, bo Irlandia jest po prostu cu-dow-na!

13 komentarzy:

  1. W zeszlym roku bylam w Irlandii po raz pierwszy, zakochalam sie w tym kraju i ludziach, dziekuje, ze dzieki Tobie moglam znowu tam przeniesc sie :) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Witam Cię w marchevkowych progach :)) zapraszam częściej, w archiwum jest kilka wpisów a i na bieżąco pojawiają się także nowe :) pozdrawiam!

      Usuń
  2. MIganie żółtym światłem awaryjnym jest bardzo dobrym pomysłem i wartym rozpowszechnienia.
    Wycieczki, zwiedzanka - nie wiem czy zazdraszszczam czy współczuwam.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny ten wypad;)
    Oglądałam filmik z ...tak z Kinsale i słabo mi się robiło jak jechałaś lewą stroną;)))
    I ci ludzie idący obok...Ciekawe doznania ma X-men w drodze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bywa interesująco, przyznam. Pisałaś komentarze z takim zapałem, że wpadłaś do spamu ;)))))

      Usuń
  4. Ring of Kerry momentami monotonna ta droga ale widoki......Pięknie,mroczno,czasem groźnie
    No i pusto!!! Rzadko was auta mijały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My jednak ciągle jesteśmy mniej lub bardziej w blokadzie. Poza tym wycieczka była już w roku szkolnym i w dzień roboczy. I całe szczęście, bo nie wyobrażam sobie tam tłoku. I dla tych widoków te filmy, bo co tam kogo asfalt interesi :D

      Usuń
  5. pokazałam X-menowi;)))
    Od razu zauważył że nie stanęłaś na stopie a tylko przyhamowałaś w Kinsale ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż obejrzałam jeszcze raz - film jest kilkukrotnie przyspieszony i tak to może wyglądać, ale zatrzymywałam się. Tylko dojeżdżając do skrzyżowań z dobrą widocznością rzeczywiście zatrzymywałam się tylko dlatego, że tego wymagały znaki czyli "stop&go", co przy przyspieszeniu nagrania sprawia wrażenie, jakie odniósł X-Men. ;)

      Usuń
  6. wpadłAm do spamu? brzydki blogspot;)))
    a co do "przy dojeżdżaniu do korka zdecydowana większość kierowców włączała światła awaryjne" - to dla X-mena norma,zawsze tak robi - a ty się nie wkurzaj czasem że z nim weryfikuję twoje przeżycia z jazdy po Irlandii ale to on u nas jest kierowcą;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co ja mam się wkurzać 😂 dla mnie fajnie, że chce się Wam oglądać i jeszcze to komentować 😊

      Usuń

Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. Dziękuję :)

Obserwatorzy