To był jeden z bardziej
spektakularnych wyjazdów ostatnich kilkunastu miesięcy. Chodzi przede wszystkim
o wrażenia, nie organizację, bo grudniowych Siemiatycz długo nie pobije nic.
Tym razem było zwyczajnie: cała noc w pociągu, cały dzień zwiedzania i powrót,
trwający 20 godzin. Ale to wszystko nic. Liczyło się to, gdzie pojechaliśmy z
Tomkiem. Liczyło się to, że pierwszy raz tam byłam. I czas spędzony tam
wykorzystaliśmy maksymalnie. Gdzie? W Zakopanem!
 |
Gdzieś w trasie, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
Noce w pociągach spędzam w stanie
śpiącym, więc kiedy rano obudziłam się w okolicach Chabówki i stwierdziłam,
że w Hajnówce jeszcze nigdy nie byłam, Tomek mógł być pewien, że dzień będzie
wesoły. Swą formę potwierdziłam w Nowym Targu głośno z dumą obwieszczając, że
oto przejeżdżamy przez stolicę Podlasia! Dalej było już raczej zwyczajnie ;)
 |
Gdzieś w trasie, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
Głównym zamierzeniem było
zdobycie Morskiego Oka. Ale zanim to, najpierw zjedliśmy sycące śniadanie w dworcowym
barze Semafor. Jedzenie dobre, świeże, niedrogie. Knajpa z klimatem, trochę
zalatująca minionym ustrojem, ale ogólnie było bardzo sympatycznie. Gorąca
jajecznica na kiełbasie i kawa ze szklanki bez ucha postawiła mnie na nogi na
wiele godzin. Polecam, gdyby ktoś szukał krzepiącej strawy.
 |
Plac odjazdów komunikacji regularnej, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
W drodze na Palenicę Bałczańską, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
Po śniadaniu udaliśmy się na
poszukiwanie busa na Palenicę Białczańską. Nie było to trudne, bo stacjonują
one przy samym dworcu. Trochę się obawiałam warunków bezpieczeństwa, bo
czytałam w Internecie, że kierowcy ładują ludzi po sam dach, a i stan pojazdów zostawia
wiele do życzenia. Okazało się, że albo to przesada, albo po prostu dobrze
trafiliśmy, bo bus po pierwsze nie wzbudzał moich obaw (a na to uczulona jestem
bardzo!), po drugie każdy z pasażerów mógł zapiąć pasy bezpieczeństwa (chociaż
prawdopodobnie uczyniłam to tylko ja…), a po trzecie na stojąco podróżowała
tylko czwórka pasażerów, czyli maksymalna dozwolona ilość. Po drodze na
przystankach nie brakowało chętnych do drogi, ale kierowca już się nie
zatrzymywał. Taka przejażdżka kosztuje 10 zł za osobę.
 |
Palenica Białczańska, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
Na miejscu zakupiliśmy bilety wstępu
do Tatrzańskiego Parku Narodowego i tu był jeden z większych zawodów.
Dostaliśmy zwykły paragon, a liczyłam na ładny pamiątkowy bilet. Trudno. Mimo
to w dopisujących humorach ruszyliśmy na biały szlak, ciesząc się bezwietrzną
pogodą i brakiem opadów. Nawet mgły nie było, tylko najwyższe szczyty spowite
były chmurami.
 |
Na Drodze Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Droga Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Czerwony szlak, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Na Drodze Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
Pierwsza chwilowa przerwa była przy Wodogrzmotach Mickiewicza. Wsłuchaliśmy się w szum wody, podziwialiśmy piękne górskie widoki, złapaliśmy chwilę oddechu (bo tempo mieliśmy naprawdę zabójcze jak na te warunki), wszamaliśmy po kawałku krwiodawczej kokosowej czekolady i ruszyliśmy dalej.
 |
Schronisko przy Wodogrzmotach Mickiewicza, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Wodogrzmoty Mickiewicza, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Wodogrzmoty Mickiewicza, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Wodogrzmoty Mickiewicza, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Przy Drodze Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Którędy??, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Przy Drodze Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Przy Drodze Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Przy Drodze Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Przy Drodze Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Droga Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
Trzymaliśmy się asfaltówki i dopiero przy Wancie skręciliśmy w prawo, trzymając się ciągle czerwonego szlaku. Wiedziałam, że może to być wyzwanie, jednak nie sądziłam, że aż takie. Pierwszy odcinek po kamieniach poszedł gładko, po drugim było ciężej. Trzeci był najgorszy i byłam już bliska nadłożenia drogi asfaltem. Jednak rozrzedzone powietrze górskie i dynamicznie pokonywana wysokość były ogromnym wysiłkiem dla moich płuc mimo całkiem dobrej kondycji ogólnej organizmu. Postanowiłam jednak po chwilowym odpoczynku, że nie rezygnuję i idę z Tomkiem dalej czerwonym szlakiem. Już było dużo lżej i po krótkim stromym podejściu znaleźliśmy się znowu na głównej drodze.
 |
Czerwony szlak z Toporowej Cyrhli do Morskiego Oka, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Przy Drodze Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Przy Drodze Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Droga Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Droga Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Przy Drodze Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Przy Drodze Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Droga Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Droga Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
Kolejny przystanek był już nad Morskim Okiem. Dech mi zaparło, a czegoś tak pięknego już dawno nie widziałam! Jezioro było zamarznięte i skusiliśmy się wejść na taflę, by zrobić pamiątkowe zdjęcia. Następnie w schronisku zakupiłam widokówkę, na której przystawiłam pamiątkową pieczęć i trzeba było wracać.
 |
Morskie Oko, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Stare schronisko, Morskie Oko, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Morskie Oko, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Morskie Oko, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Morskie Oko, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Morskie Oko, ©Marchevka, 06.02.2016 r. Po tych linach miałam na drugi dzień zakwasy. |
 |
Morskie Oko, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Schronisko PTTK, Morskie Oko, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
A jak się okazało – powrót był trudniejszy, w górę aż tak się nie ślizgaliśmy, a próba zejścia czerwonym szlakiem po kamiennych schodach została poddana po pierwszym odcinku i wracaliśmy okrężną asfaltową drogą. Przy Wancie wyciągnęłam suchary, które przywiozłam z wojska i schrupałam kilka z apetytem. Przy Wodogrzmotach znów się zatrzymaliśmy na chwilę odpoczynku.
 |
Droga Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Leśniczówka, przy Drodze Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Wanta, przy Drodze Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Przy Drodze Oswalda Balzera, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Cervena Skalka, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
Po zejściu na Palenicę Białczańską nie czekaliśmy zbyt długo na busa, ale podróż powrotna już nie była taka wspaniała jak wjazd na górę. Zbyt szybka zmiana ciśnienia i zmęczenie spowodowały u mnie zawroty głowy i pierwsze objawy choroby lokomocyjnej, więc jak tylko wysiedliśmy przy rondzie Jana Pawła II, zajęłam ławkę na przystanku i zapowiedziałam, że chcę zostać tam na zawsze. Mam jednak to do siebie, że
szybko wpadam w kryzysy i jeszcze szybciej z nich wychodzę, więc już po chwili
zmierzaliśmy ulicą Bronisława Czecha w stronę Wielkiej Krokwi. Na nieboskłonie
zawitało słońce, więc ładowało nasze akumulatory, a my bez większego efektu
poszukiwaliśmy zakopiańskich pamiątek, które wydawały nam się jednak strasznie
tandetne i na jedno kopyto. Tomek w
końcu wypatrzył interesujący magnes do jego kolekcji, ja ciągle pozostawałam z
niczym.
Niezrażeni jednak tym niepowodzeniem i przeświadczeni, że mamy jeszcze tyyyyyyyyle czasu, poszliśmy na Wielką Krokiew. Jak się okazało, na jej terenie miała odbyć się tego dnia jakaś zorganizowana impreza, więc mogliśmy zrezygnować z wejścia lub uwinąć się w niecałe 20 minut. Jako, że czas nigdy nie grał na naszą korzyść, a zawsze i tak wychodziło na nasze, tym razem także zdecydowaliśmy się na ekspresową akcję. Aby szybciej dostać się na górę, skorzystaliśmy z kolejki linowej. Luuuuudzie, co to było za przeżycie!! Chciało mi się płakać i śmiać, miałam ochotę zamknąć oczy, ale ciekawość widoków na to nie pozwoliła. Serce mi nie waliło i nóg wacianych nie miałam, ale uczucie śmiesznie straszne! Z góry świat wyglądał przepięknie a skoczkowie muszą być bardzo odważnymi ludźmi. No żeby tam siedzieć, jechać, skakać… Szacun, chłopaki. Nawet jak Wam słabo idzie, to ja już nie będę zawiedziona, tylko dumna, żeście tacy odważni!! :) Zjazd w dół był spokojniejszy, bo patrzyłam na miasto, nie na dół. Niby w pewnym miejscu na wyciągu robione jest pamiątkowe zdjęcie, nawet zrobiliśmy jakieś dziwne miny i chcieliśmy owe zdjęcie kupić, ale pan w budce powiedział, że niestety, ale korki im wysiadły i zdjęcie nie zostało zapisane. Nie wnikałam. Ważne, że w wyciągu korki nie wysiadły, bo wtedy to ja bym… wyszła z siebie. I stanęła obok.
 |
Wielka Krokiew, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Wielka Krokiew, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Wielka Krokiew, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
Na chwilę zajrzeliśmy na Krupówki, bo mieliśmy do odwiedzenia jeszcze jedno miejsce. Jednak dzięki tej wizycie udało mi się dorwać oscypki bądź też wyrób oscypkopodobny. Ciężko stwierdzić, ale dobre było. Kilka fotek jeszcze za dnia i lecimy dalej...
 |
Krupówki, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Kościół Świętej Rodziny, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Gazdowo Kuźnia, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
Kolejnym miejscem do odwiedzenia była Gubałówka. Głód zaczynał doskwierać, ale chylące się ku zachodowi słońce przekonało nas, że są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze i tym razem jedzenie musi poczekać. Na Gubałówkę trochę z lenistwa, trochę ze zmęczenia, także wjechaliśmy kolejką. Mogliśmy próbować piechotą, ale wiązało się to z odnowieniem kontuzji zarówno u Tomka, jak i u mnie, szkoda było ryzykować i się męczyć. Cel, czyli Morskie Oko, i tak został osiągnięty, reszta to czysta zabawa. Ze szczytu podziwialiśmy panoramę Tatr i miasto spowite mgłą. Gdyby nie to, że robiło się coraz chłodniej, mogłabym tam siedzieć i siedzieć…
 |
Tatry w blasku zachodzącego słońca, Gubałówka, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Giewont, Gubałówka, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Panorama Tatr, Gubałówka, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
Po powrocie na dół przyszedł czas na Krupówki i szukanie pożywienia. Tam, gdzie chcieliśmy iść, były tłumy i wszystkie stoliki zajęte, więc poszliśmy tam, gdzie było wolne. I żałuję, że nie przychyliłam się do propozycji Tomka, by obiad zjeść także w Semaforze. Nie wiem, na co liczyłam, upierając się by zjeść gdzieś indziej. Trafiliśmy do lokalu „Sambar” przy ul. Krupówki 30. Rozumiem wszystko, łącznie z rzępolącą i zawodzącą orkiestrą góralską – w końcu taki klimat. Ale nienawidzę chamstwa i tępię chamstwo, a na wytępienie zasługiwały dziewczyny obsługujące wydawkę. Ich zachowanie było skandaliczne i pozbawione wszelkiej kultury. Na moje pytanie: „gdzie jest paragon?” uzyskałam odpowiedź „no ja wydałam, gdzieś tu jest, ale nie wiem, gdzie…” – ze wskazaniem na stertę papierków walających się po ladzie. Były też wrzaski na cały głos „PIEROOOOGI!!!!!!”, „SCHABOWYYYYYY” i inne takie elementy menu. Można krzyknąć, można głośniej powiedzieć, ale to było wydzieranie się jak na boisku albo choinka wie, gdzie jeszcze. A weźcie pod uwagę, że mnie naprawdę na wycieczkach niewiele wytrąca z równowagi, bo mam wystarczającą ilość stresów na co dzień, by się jeszcze stresować na wyjazdach. Po prostu nie polecam za atmosferę, bo jedzenie było całkiem ok.
 |
Krupówki, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Krupówki, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Krupówki, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Pomnik Władysława Zamoyskiego, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
Powłóczyliśmy się jednym ze sławniejszych deptaków Polski (chociaż niezbyt spektakularnym) i na pożegnanie dnia zajrzeliśmy do Browaru Watra. Tego mi było trzeba – delikatnego wyciszenia, lekkiego znieczulenia, relaksu w przyjemnych warunkach, sympatycznej rozmowy. Miejsce jak najbardziej na plus. Cena za półlitrowe piwo może nie jest najniższa (10 zł), ale jest to piwo regionalne i bardzo smaczne. Nie przepadam za tego typu trunkiem, a tutaj jednak nie dość, że ze smakiem wypiłam, to i wzięłam litrową butelkę na wynos, co z oscypkami zakupionymi wcześniej stanowiło pamiątkę z podróży, którą przywiozłam do domu. Polecam miodowe, bo tego skosztowałam, Tomek natomiast chwalił lagera, więc myślę, że i pozostałe rodzaje są warte uwagi.
 |
Browar Watra, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Browar Watra, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
Przed odjazdem zrobiliśmy małe spożywcze zakupy na kolację i pożegnaliśmy się z górskim kurortem. W pociągu mieliśmy przedział tylko dla siebie, więc po przebraniu się i wieczornej toalecie zalegliśmy jak dłudzy i do Warszawy mieliśmy bardzo dużo czasu, by odpocząć.
 |
Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Pomnik Józefa Kurasia "Ognia", Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
 |
Do domu czas, Zakopane, ©Marchevka, 06.02.2016 r. |
Nowy dzień przywitaliśmy w stolicy, a wieczorem dotarliśmy do Kołobrzegu,
odtransportowani do domu przez Tomka mamę. Nieżywi, ale zadowoleni. Tych wrażeń
chyba długo nie pobije nic… :)
 |
Nowy dzień, Warszawa, ©Marchevka, 07.02.2016 r. |
 |
Pamiątki z podróży, Kołobrzeg, ©Marchevka, 07.02.2016 r. |
Podziwiam Was za wycieczkę w góry i to w trudnych warunkach. Ja latem miałam problemy tam dojść. Jednak co zobaczyliście, na długo Wam zostanie w pamięci. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNo rzeczywiście warunki były... takie sobie. Nie było źle, ale pewnie latem byłoby duuuużo łatwiej. Przede wszystkim liczy się szacunek do gór i respekt przed nimi. Niedawno zginęła turystka na tym szlaku, zastanawiałam się: JAK?! Okazało się, że zeszła ze szlaku, żeby zrobić zdjęcie. A my się nawet do krawędzi nie zbliżaliśmy, żeby losu nie kusić...
Usuńale przecież Ty masz lęk wysokości to jak tym wyciągiem? aaaaaa!
OdpowiedzUsuńĆwiczę siłę charakteru ;)
Usuńby się tym lękiem pochwaliła to bym nie ciągnął :P ale że nic nie mówiła i dała się namówić... :P
UsuńBać się zaczęłam dopiero jak już zaczęliśmy jechać :P A poza tym przyznaj, że miałeś ubaw, jak przeżywałam :P
UsuńOj tam od razu ubaw ;)
UsuńNo, no. Chichot mówił sam za siebie ;)
Usuńtomik a płakała Marchevka jak już wysiadła?
Usuńnie przypominam sobie takiej sytuacji :)
UsuńDałaś czadu! Ja prawdopodobnie już nie trafię w Tatry, bo nie chcę nakładać nowych wspomnień na te, które mam. A pamiętam Tatry z poprzedniej epoki, z październikowym rajdem leninowskim i obowiązkową wizytą w muzeum Lenina w Poroninie. Tatry puste i Krupówki nie tak tandetne jak teraz. Tylko jednego mi żal- nie odwiedzę już muzeum Hasiora, nie zobaczę wszystkich sztandarów. (skazana jestem na ekspozycje w galeriach sztuki współczesnej, np. we Wrocławiu mają trochę Hasiora i trochę Abakanowicz, której prace też podziwiam)
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy ja kiedyś świadomie powiem: "nie jadę, bo nie chcę zacierać tego, co pamiętam z tamtych lat...". Jakie to piękne!
UsuńWow, wow i jeszcze raz wow! Ale super ujęcia. A to pierwsze to mistrzostwo!
OdpowiedzUsuńJak wiesz, zupełnie nieplanowane wychodzą często nadzwyczaj zjawiskowo ;)
UsuńTym sposobem byłam pierwszy raz zimową porą w Tatrach. Zawsze latem tam bywałam. Zdjęcia genialne, a notka - jak zwykle - osobista, ciekawa i rzeczowa. Gratulacje i serdeczności.
OdpowiedzUsuńDziękuję za pozytywną opinię :) Zawsze staram się, by wpisy nie były suchymi faktami, które można przecież znaleźć w googlach w ciągu kilku sekund :)
UsuńMarchevko !
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem . Co za tempo ! Kurcze , pełen szacunek ! Jesteś niesamowita ! :-)
I jeszcze ten Oswald cały niemal czas z Wami.
Plac odjazdów komunikacji regularnej - R E W E L A C J A !!!
Fajnie było wpaść i razem z Tobą, Tomkiem i Oswaldem przejść się trochę po Podlasiu :-)
Pozdrawiam :-)
No właśnie miałam zagwozdkę jak te zdjęcia opisać, bo przedstawianych masywów jeszcze nie znam, a od tego roku postanowiłam do wszystkich zdjęć dodawać podpisy, więc mimowolnie wędrowaliśmy we trójkę :)
UsuńMiłego dnia, Czarodzieju!
Taki kawał drogi na jednodniową wycieczkę?? Zupełnie niesamowite! Podziwiam. Kiedy następnym razem będziecie w Zakopanem, odwiedźcie cmentarz na Pęksowym Brzyzku- przecudnej urody cmentarz. Pozdrawiam.:) BBM
OdpowiedzUsuńWitam Cię Babciu :)
UsuńMieliśmy tam zajrzeć, ale szczerze już nie wystarczyło sił. Z resztą stosujemy często metodę taką, by zostawić sobie coś jeszcze na następny raz, żeby była motywacja by tam wrócić :) Miłego dnia!
O też polecam ten cmentarz!
UsuńJeszcze tam dotrę. I pewnie szybciej, niż się wszyscy spodziewamy :D
UsuńNa pęksowym brzyzku byłem ze dwa razy dawno temu, mieliśmy w planie tam zajrzeć, ale jak człowiek przyjedzie znad morza, przejdzie w kilka godzin 20 km na piechotę po górach to czasem już sił nie starcza i marzeniem jest już tylko zaszyć się na te ostatnie 2-3 godziny w jakiejś knajpce i przy dobrym piwku czekać na pociąg :)
UsuńByłem w Zakopanem tydzień temu. Zaskoczyła mnie ogromna śnieżyca, która paraliżowała całe miasto. Ale koniec końców przestało sypać i zwiedziłem jak należy. Uwielbiam to miejsce! ♥ Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mimo przeszkód wszystko się udało. Nam nadzwyczaj pogoda dopisała. Jak rzadko kiedy :)
Usuńfakt, jak pogoda nas z reguły nie lubi to tym razem chyba sobie powiedziała, że jak dwoje wariatów zasuwa całą Polskę pociągiem tylko po to żeby sobie wejść nad Morskie Oko i połazić parę godzin po Zakopanem to chociaż niech raz mają dobre warunki :P
UsuńZakopane ma dziwną moc kreowania wrażeń. Różnych ;) Lubiłam je do czasu, kiedy Krupówki nie zaczęły przypominać bud odpustowych.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tych swoim pamiątek nie zamierzasz zbyt długo przechowywać? ;)
Tak, tutaj przyznaję rację. Miałam zdecydowanie inne wyobrażenie o Krupówkach, rzeczywistość okazała się szara, zwyczajna, niczym się niewyróżniająca.
UsuńA co do pamiątek, to ulotniły się niemal na pniu :)
A pamiętam jak pisałaś u mnie na blogu, że te rejony póki co nie są dla Ciebie priorytetem i wolisz przyziemne cele, a tu taka wyprawa! Cieszę się, że Ci się podobało i że poznałaś troszkę górskich klimatów. Pierwsze zdjęcie to mistrzostwo świata, nie mogę się napatrzeć. A samo Zakopane? To tutaj mieszka mój brat, to tutaj M. mi się oświadczył to w końcu baza wypadowa w Tatry, by na kacu gigancie pokonywać kolejne szlaki, ale kiedy to było? dawno i nie prawda!
OdpowiedzUsuńtak sobie zażartowałem z tym Zakopanem, a Marchevka wzięła to na poważnie, więc stwierdziłem, że głupio się wycofywać, tym bardziej, że nigdy tam nie była :D Przy okazji miałem możliwość się przekonać, że mimo, że nie byłem w Zakopanem ponad 10 lat to gdy tylko "wyszedłem na miasto" to kojarzyłem każdą niemal uliczkę i chodząc cały czas bez mapy (leżała spokojnie w plecaku) ani razu nie pomyliliśmy drogi :)
UsuńNo to masz wspomnienia piękne z Zakopanem związane! Dawno, ale prawda ;P Teraz Tomek tak mówi, że żartował itd. ale widokami zachwycał się niemniej niż ja, więc żeby nie było, że wyjazd to był MÓJ kaprys :P :D
UsuńNie no widoki klasa światowa :D a co do samego wyjazdu to przecież miało być na Hel, ale że do Zakopanego dojazd wyszedł tylko 50 zł drożej (licząc w dwie strony!) to czemu by nie zamienić jednego końca Polski na drugi :D
UsuńPodziwiam Cię. Wielkie brawa!!!! Taką trasę zrobić w tak krótkim czasie? Super. Najważniejsze, że masz fantastyczne wrażenie i dużo zdjęć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
No tak, zdobycie Morskiego Oka marzyło mi się gdzieś latem, jak to nadmorzanie mają w zwyczaju, a tu... Ale z takich kawałków składa się życie. Długie tygodnie przecinane intensywnymi weekendami. :)
UsuńPrzygnębiające konkluzje dla mnie... Starczy, że człek głupie czterdzieści lat nie był nad Morskim Okiem, a schronisko się już stało "stare"...:((
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Ależ to jest jego nazwa własna ;)))
UsuńA od kiedy, hę?:)
UsuńAż tak wnikliwie na ten temat strona Schroniska się nie rozwija ;) Ale skoro nowe ma ponad 100 lat, to... :D
UsuńNo tak... sugestia sklerotyczności Wachmistrza nad podziwienie subtelna...:P:)
UsuńKłaniam nisko:)
O proszę, jaki humor od rana ;)
UsuńMiłego dnia!
Cóż... Trzeba się umieć śmiać z samego siebie:) Wtedy się ma zapewnioną uciechę do samego końca:)
UsuńKłaniam nisko:)
Też odwiedziłam Morskie oko zimą! Bardzo mnie ujęło. Moim zdaniem wygląda o niebo lepiej niż latem. Generalnie uwielbiam góry o tej porze roku. Biało dookoła, skrzypiący śnieg pod nogami, białe czapy na drzewach... Ehhh...pojechałoby się :)
OdpowiedzUsuńNie mam porównania do letniego wizerunku, ale mam pewność, że ośnieżone zbocza gór wyglądają zdecydowanie bardziej spektakularnie, niż porośnięte zieloną roślinnością :)
UsuńWiesz, to się czuje u Ciebie w poście te 20 godzin! Podziwiam, podziwiam. W Zakopanym dawno nie byłam, ale przypomniałaś, że warto by być.
OdpowiedzUsuńAjć Herosi! tak mi się nasuwa po tej wyprawie.
Pozdrawiam serdecznie!:)
Warto zdecydowanie! :)
UsuńPewnie, że warto było :D Tak na marginesie (wiem, znowu się czepiam :D ) 20 godzin to trwał powrót do domu, na miejscu byliśmy 12,5 godziny :D co dodając 15-godzinny dojazd do Zakopanego jeszcze podkreśla wartość hardcore'u :D
UsuńZamarzyło mi się Zakopane. Tylko nie takie zabójcze tempo, jak wasze.
OdpowiedzUsuńPomalutku nie śpiesznie. Spędzić w Zakopanem kilka dni.
Pozdrawiam:)*
Oj... my też byśmy chcieli na dłużej, ale nie mamy możliwości. Oboje pracujemy w tygodniu i nie mamy w zwyczaju brać wolnego w ciągu roku. Długie urlopy tylko latem i już są porządne plany. Górskie, a jakże! :)
UsuńTylko pozazdrościć.:)
OdpowiedzUsuńByłam tam ostatnio jako małe dziecko i z jazdy na Gubałówkę pamiętam górala, który trzymał szczeniaka owczarka podhalańskiego. Cudnej urody biała kulka futra, z czarnym noskiem i ślepkami. Pozwolono mi to nawet pogłaskać.:)
To bardzo sympatyczne wspomnienia masz :) Pewnie też bym zwróciła uwagę na taki puchaty akcent :)
UsuńTo urokliwe miejsce ale nigdy tam nie jeżdżę na narty.
OdpowiedzUsuńNa narty to ja nie jeżdżę... nigdzie ;-)
UsuńKażdy, kto o własnych siłach dojdzie do Morskiego oka, jest moim bohaterem niezależnie od trasy, którą wybrał :)
OdpowiedzUsuńPrzecudne zdjecia, znakomita relacja!
VarSavskie pozdrowienia!
W moim odczuciu nie jest to trasa trudna (pomijając oczywiście ten kamienisty odcinek), ale prawda jest też taka, że mam kilkumiesięczną zaprawę marszową za sobą, więc dla kogoś nieprzyzwyczajonego wejście tam rzeczywiście mogłoby stanowić spore wyzwanie :)
UsuńPozdrawiam!
Dla kogoś nieprzyzwyczajonego czyli mnie :D Ostatni raz w Tatrach w 2005 roku, ostatni raz w górach zimą w 2004, ostatni raz w jakichkolwiek górach (Świętokrzyskich w 2010), a ostatni "porządny" marsz to lato 2014 i szalona wędrówka plażą 32 km w ciągu jednego dnia :D Kawał czasu minął...
UsuńSamo wejście nad Morskie Oko nie jest wcale takie ciężkie, w końcu zasuwa się jakieś 8 km asfaltem (nie licząc skrótu, ale to drobiazg, może 500 metrów? albo nawet nie), a i różnica wysokości nie jest jakaś strasznie duża (jakieś 500-600 metrów). Moje nogi nie przyzwyczajone jednak do takich dystansów sam marsz zniosły raczej na luzie, gorzej było parę godzin później gdy te pokonane kilometry zaczęły dawać znać o sobie.
A właśnie to jest ciekawe, bo chciałabym mieć zakwasy w nogach, a nie mieć ich w rękach, a tu niestety na odwrót. Nóg mi nawet nie ruszają kilkudziesięciokilometrowe treningi interwałowe na rowerze stacjonarnym, a ręce bolą nawet po... bieganiu! Po Zakopcu miałam zakwasy dzięki wchodzeniu po linie przy Morskim Oku :D :D
UsuńDo Zakopanego zawsze będę czuła słabość, choć boli mnie jak się skomercjalizowało w ostatnich latach, jak Krupówki zmieniły się w centrum handlowe, a kawiarnia, gdzie jako dziecko piłam najpyszniejszą gorącą czekoladę zmieniła się w sklep kosmetyczny... Ale mimo to i tak wracam prawie, co roku. Dla tej architektury, atmosfery, dla przepięknych gór i widoków... :)
OdpowiedzUsuńTak, dla mnie Zakopane jako miasto nie miało w sobie nic szczególnego, czym ujęłoby mnie za serce. Ale te góry zrekompensowały wszelkie deficyty. Ach... :)
UsuńGdyby nie panorama gór i Gubałówka zamiast mola to człowiek by jeszcze pomylił Krupówki z Monciakiem... hehe :D Takie same tłumy, pełno sklepów i knajp, i tyle :D (to tak półżartem oczywiście)
UsuńW samym mieście, poza wspomnianą oczywiście panoramą, uwagę zwraca góralski styl architektoniczny, drewniane chatki w stylu góralskim mnie osobiście zachwycają
Pięknie opisana i udokumentowana zdjęciami wycieczka. Zakopane odwiedziłam, ostatnio, w 2011 roku. Mieszkaliśmy u gazdy Na Ustupie. Latem, zimą jeździłam tylko do dziadka niedaleko Nowego Sącza. Nasze góry są zawsze najładniejsze i latem, i zimą. Aż się wierzyć nie chce, że Morskie Oko zamarzło i ludzie chodzą po lodzie. My z równin myślimy, że mróz i zima jest wszędzie tak łagodna jak u nas. W górach jest inaczej, co widać na prezentowanych, przez Ciebie, zdjęciach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Marchevko:)
A ja znad morza czasami zapominam, że takie coś jak zima w ogóle istnieje. Największy śnieg tej zimy widziałam i tak w Grudziądzu, podczas uroczystego zakończenia służby przygotowawczej, maszerowaliśmy w sypiącym wielkimi płatami śniegu. Dla mnie przeżycie podwójne, bo i zakończenie i zima zarazem :D :D
UsuńWspaniała wyprawa, aż powspominałem sobie mój pobyt w Zakopcu. I śniegu trochę, tak powinno być. Super wypad, pozdrawiam z nizin :)
OdpowiedzUsuńJa również, niedzielnie życzę miłego nizinnego dnia :D
UsuńAle czadowa ta Wasza wyprawa. Trochę hard core'owa ale trzeba wyciskać z wolnego czasu tyle ile się da. Wam się udało. Zazdroszczę tego zimowego Zakopca jak nie wiem co. Piwa miodowego też. I oscypków.
OdpowiedzUsuńTo była wyprawa z serii tych, których zazdroszczę sama sobie :) Takie najlepsze!
UsuńNo, no wyprawa godna podziwu. Morskie Oko i okolice w zimowej szacie prezentują się równie pięknie, co w lecie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
O tak, było przepięknie, ale także chciałabym zobaczyć to miejsce latem, kiedy Morskie Oko będzie w kolorze morskim :) Jeśli takie połączenie kolejowe będzie utrzymane, to pewnie jeszcze w tym roku się wybiorę :)
UsuńUwielbiam nasze Polskie Tatry <3
OdpowiedzUsuńObserwujemy?;)
madameeangela.blogspot.com
Bardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńPolskie góry są wspaniałe.
OdpowiedzUsuń