Dzisiaj zapraszam Was do Żelazowej Woli. Kiedy byłam tam pierwszy raz, dworek był już zamknięty, ale mogłam przejść się po ogrodzie, który mnie oczarował! Obiecałam sobie, że tam jeszcze wrócę, no i słowa dotrzymałam.
To były moje drugie duże wakacje spędzone w stolicy. Oczarowana Warszawą postanowiłam zabrać ze sobą koleżankę i pokazać jej to, co pokochałam. Wydaje mi się, że i koleżanka bakcyla połknęła. Wyruszałyśmy z miejsca noclegu raniutko, przed 8:00 i ruszałyśmy w miasto. Codziennie coś nowego, innego, niepoznanego. Do Żelazowej Woli dotarłyśmy przed 10 rano. Biorąc jednak pod uwagę, że śniadanie zjadłyśmy przed 7 rano, a kanapek ze względu na upał nie brałyśmy, nasze zwiedzanie postanowiłyśmy rozpocząć od przemiłej kawiarenki, w której, jak się okazało, serwowano pierogi. A kto powiedział, że pierogów się nie jada o 10 rano?! No właśnie ;) Spójrzcie na wystrój tego miejsca:
Posilone, udałyśmy się do Domu Urodzenia Fryderyka Chopina i Parku w Żelazowej Woli.
Wejście |
I ten dwór, piękny dwór, kryjący w sobie prawdopodobnie niesamowite bogactwo związane z tym wybitnym kompozytorem... Słowem: sielanka.
Nie zabrakło oczywiście także pomników oraz płyt pamiątkowych.
Głowa Fryderyka Chopina w tym miejscu jest rzeczą naturalną i oczywistą. Wydaje mi się jednak, że takie obiekty powinny być dopieszczone w każdym szczególne, a tu mech zaczyna porastać cokół od dołu...
Tam jest niewyobrażalnie duuużo zieleni. Ogród jest przepiękny i chociaż na co dzień nie odczuwam potrzeby tak intensywnego obcowania z naturą, podczas spaceru po Parku naprawdę odpoczęłam, odprężyłam się, a panującą tam atmosferę chłonęłam całą powierzchnią własnego ciała.
Romantyczny mostek |
Ten ptaszek przepięknie śpiewał! |
Rozochocona klimatem parku, z wielką nadzieją przekroczyłam próg samego domu i... Przeżyłam ogromny szok. Czułam, jak moje serce rozpada się na kawałki, które z hukiem spadają na drewnianą podłogę. W środku niestety... Był piec kaflowy, ściana z jakimiś pamiątkami, replika fortepianu oraz manuskrypt Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego. Tyle. Tam były puste izby, nic specjalnego, zero zaskoczenia, a tylko jeden wielki zawód. Chyba sobie zbyt wiele wyobraziłam i obiecałam po tej wizycie.
Słowem - park jest piękny. Spacerując alejkami wśród kwiecistych kobierców i wsłuchując się w rozbrzmiewającą zewsząd muzykę można się naprawdę wyłączyć, oderwać od rzeczywistości. Muszę dodać, że muzyka jest na takim poziomie głośności, że przyjemnie łaskocze bębenki słuchowe, jednocześnie nie zagłuszając rozmówcy, jest miłym tłem dla całej wizyty i taki spacer każdemu polecę. Jeśli zaś chodzi o dom - w zależności od wymagań. Nie polecam romantykom i osobom o taki wybujałej wyobraźni jak ja. Chyba mi się Dom Urodzenia Fryderyka Chopina pomylił z Muzeum Wsi Słowińskiej w Klukach. Ale o tym będzie już innym razem :)
Pozdrawiam :)
Byłam tam kilka lat temu. Park , zieleń muzyka to wszystko wspaniale nastrajało. Miło było spacerować . Jednak tez nastawiłam się co zobaczę w środku i również byłam zawiedziona:) Było mi smutno
OdpowiedzUsuńCzyli nie jestem odosobniona w moich odczuciach, więc coś w tym być musi :(
UsuńNa początek to Ci powiem, że kredensem w miejscu gdzie jadłaś pierogi jestem zauroczona! Ja chcę taki! Nie byłam tam, ale koniecznie chcę się tam wybrać właśnie dla tego cudownego parku. Fajnie tak sobie z Tobą pospacerować. No i jesteś kolejną osobą, która mówi, że w środku nic specjalnego i nie warto. Ściskam i miłego weekendowania:)
OdpowiedzUsuńKredens rodem z babcinej kuchni. I moje obie babcie mają :D
UsuńPark naprawdę warto zobaczyć, tam jest cuuudnie!
Uściski :)
Ojej, szkoda, że nie wiedziałam wcześniej - miałam bardzo podobny kredens, tylko wymagał małego odszykowania. Niestety, poszedł do pieca :(
UsuńZawsze chciałam tam pojechać, choć teraz już trochę mniej. Szkoda, że w środku spotkał Cię taki zawód. Też oczekiwałabym tam czegoś co rozbudzi zachwyt. Jednak ta zieleń hipnotyzuje.
OdpowiedzUsuńNie zniechęcaj się, park jest wart uwagi i odwiedzin. Dworek z zewnątrz też się ładnie prezentuje. Myślę, że warto przyjechać dla samej atmosfery, nieco zaczarowanego ogrodu :)
UsuńPrzyznam się że już tam byłam, ale niewiele pamiętam bo jako dziecko ze szkoły podstawowej.
OdpowiedzUsuńPark faktycznie robi wrażenie i mogę sobie tylko wyobrazić, jak muzyka podkreśla walory.
Park na prawdę robi wrażenie, jeszcze ta piękna zieleń :)
OdpowiedzUsuńSUPER :)
pozdrawiam
Żelazowa Wola jeszcze czeka na odkrycie :) Kawiarenka urokliwa. Lubię takie miejsca z duszą :)
OdpowiedzUsuńpięknie opisałaś Żelazową Wolę. Jeździłam tam jako dziecko z wycieczkami, potem jako nastolatka, rowerami na wyprawy, gdy rodzice kupili w pobliżu działkę. Jeżdżę i teraz, gdyż z działki do Żelazowej Woli około 10 km zaledwie. Rowerem, autem jakkolwiek. Warto. Był tam też mój syn chyba ze trzy razy i bardzo mu się podobało. Porównując jednak Żelazową Wolę sprzed lat z tą komercyjną, obecną zdecydowanie z większym sentymentem wspominam tę dawną, bez tych wszystkich kafejek przy wejściu, poza jedną restauracją, bez miliona sklepików, bez tłumów itd. Z sentymentem pamiętam koncert, grany w niedzielę, gdy jako nastolatka do tej jeszcze spokojniejszej Żelazowej Woli przyjechałam z koleżanką rowerem. Wtedy to nawet był problem z zostawieniem gdzieś rowerów. A teraz wszystko przemyślane. Mimo zmian, oczywiście Żelazowa Wola jest obowiązkowym miejscem do odwiedzenia. Koniecznie.Dla każdego, kto w pobliże Warszawy uderza :). blog dodaję do obserwowanych :). Wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuńWitaj Karolino, bardzo miło mi Cię gościć w moich skromnych progach. Jeśli chodzi o Żelazową Wolę sprzed lat - pierwszy raz byłam tam w 2005 roku, to wtedy właśnie obejrzałam ogród, a dworek był zamknięty. Z tego co pamiętam - nie było właśnie tego wielkiego kompleksu przy wejściu, a cały obiekt przypominał prawdziwy historyczny dworek.
UsuńŻelazowa Wola cieszy się dość dużym zainteresowaniem, jednak dojazd z Warszawy środkami transportu publicznego jest średni. No, ale jak się chce, to i to można przeskoczyć. :)
Dziękuję za wyrazy uznania i odwiedziny,
pozdrawiam!
Piękne zdjęcia, przypomniały mi dzieciństwo, bo właśnie wtedy byłam ostatni raz Żelazowej Woli ;-)
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam;/
OdpowiedzUsuńAle po dzisiejszym zimnym dniu poczułam się , jakbym się przeniosła w inny, bajowy świat;))
Zdjęcia zachwycające!;)
Dziękuję :)
UsuńCieszę się, że nie tylko mi takie słoneczne fotki poprawiają nastrój. Jakoś przetrwamy tę zimę :)
A ja uwielbiam Duszniki ... przez moment myślałam, że to dworek dusznicki. Jestem tam co roku, słucham koncertów, chodzę ścieżkami nad Bystrzycą Dusznicką a za mną chodzi On. W takich miejscach reudno się oderwać od historii ... bez tej historii tych pięknych miejsc by nie było
OdpowiedzUsuńMarchevko - jeszcze raz dziękuję za poprzednią notkę :o)
A widzisz, ja nie miałam okazji być w Dusznikach :)
UsuńHistoria i piękne miejsca - to prawie jak synonim. Jedno bez drugiego istnieć nie mogło, nie może i nie będzie mogło. Ale takie miejsca istnieją mimo upływu lat dzięki Tobie i Tobie podobnym - ratownikom architektury!