Było ciepło, ale nie gorąco. Po niespełna osiemnastogodzinnej podróży wyprostowałam nogi na rzeszowskim dworcu. Miałam zakupiony plan miasta, którego nie użyłam ani razu. Z googlemaps wydrukowałam mniej szczegółowy plan, na którym zaznaczyłam interesujące mnie miejsca. Dużo tego nie było, ale jak na jeden dzień - w sam raz, aby bez pośpiechu delektować się podkarpackim klimatem. Mając w perspektywie jeszcze trzy doby w podróży - naprawdę nie miałam zamiaru się gdziekolwiek spieszyć. :)
Swoje kroki skierowałam w stronę ulicy Grunwaldzkiej, którą to planowałam dojść do ścisłego centrum. Już na pierwszym dużym skrzyżowaniu potwierdziło się to, o czym mówił mi kolega z pracy - Rzeszów jest miastem bardzo czystym i zadbanym. Wszędzie obecne są estetyczne kwietniki oraz ładne ławki, na których aż chce się usiąść :) Ale nie siadałam, bo... Nie miałam czasu :D Obeszłam za to dokładnie rondo dla pieszych nad skrzyżowaniem ulicy Grunwaldzkiej i alei Piłsudskiego. Zachwyciłam się po pierwsze estetyką, a po drugie pomyślunkiem - bo przecież mogłaby to być zwyczajna kładka nad ulicą, a jest... No coś pięknego. I do tego z windami dla niepełnosprawnych.
|
Tak było na górze :) |
|
Na barierkach od wewnątrz wisiały ciekawostki historyczne |
|
Pomnik Czynu Rewolucyjnego - widok z kładki |
|
Bazylika OO. Bernardynów, widok od al. Piłsudskiego |
Ominęłam wnętrza kościołów ze względu na trwające uroczystości Bożego Ciała, a także przez mój bardzo wybrakowany, turystyczny strój. Wiecie, tam jest wyżej, a więc bliżej słońca niż nad morzem, to postanowiłam skorzystać. Trochę się podpiekłam.
|
Podkarpacki Urząd Wojewódzki |
|
Spacerowa ulica Grunwaldzka |
|
Okolicznościowy mural w pobliżu kościoła farnego |
Po prawdzie nie wiem, jak się znalazłam na ulicy 3-go Maja, ale też mi się podobało :) Bardzo przyjemny deptak, niemniej zawiedziona byłam zamkniętym muzeum. Na stronach internetowych nie znalazłam informacji o tym, jakoby miało być zamknięte w ten dzień, ale trudno. Podziwiałam sobie ujęcie wody zdatnej do picia. No przyznajcie - na upalny dzień jak w sam raz!
Później na chwilę schowałam mapę do kieszeni, bo usłyszałam piękną muzykę i chciałam dowiedzieć się, skąd ona pochodzi. Toteż znałam się na mój słuch i mijając przecudnej urody pompę wody, dotarłam do ładnego miejsca. Akurat załapałam się na południowy pokaz fontanny multimedialnej. Ach! Mogłabym tam siedzieć i siedzieć, więc nie usiadłam, aby się nie rozleniwić i w taktach poloneza oddaliłam się do Pomnika Chwały Żołnierzy Armii Krajowej Podokręgu Rzeszów AK. A kiedy go podziwiałam, to jednym okiem łypałam na Letni Pałac Lubomirskich.
A później wyjęłam z tylnej kieszeni spodni mapkę i powędrowałam w stronę Zamku w Rzeszowie, który otoczony był imponującym murem. No naprawdę, dzisiaj walą się nowoczesne budowle, a te wiekowe się trzymają i jakoś radę dają. Niestety, budynek Zamku nie jest udostępniony do zwiedzania, ponieważ ma w nim swoją siedzibę sąd okręgowy. I tak nie zniechęciło mnie to do obejścia obiektu dokoła. Te mury mnie naprawdę zafascynowały :D
|
Widok od frontu - robiąc zdjęcie przełożyłam aparat przez bramkę i tylko czekałam, aż mi ktoś przetrąci łapki. Ale nic takiego się na szczęście nie stało i mam niezłe zdjęcie bez żadnych krat :) |
I znowu schowałam mapkę do kieszeni, postanawiając, że teraz już będę wędrować zgodnie z intuicją. Procesyjne tłumy zniknęły, a ja spotkałam się ze Stanisławem Konarskim pod dawnym Konwentem Pijarów. Wiecie, być pedagogiem i nie pogadać ze Stanisławem, to tak trochę nie bardzo ;)
|
No czyż nie piękne te kwietniki? |
|
I ławeczki jakie! Aż miło :) |
|
Kościół św. Krzyża oczywiście tylko z zewnątrz, bo wewnątrz Msza św. |
|
I jest pan Stanisław. |
Dotarłam do kościoła farnego, który także tylko z zewnątrz sobie pooglądałam.
I dotarłam do rynku. Ładnego, tylko oczywiście jak zwykle zastawionego tymi paskudnymi ogródkami piwnymi. Taki już los polskich śródmieść. Szkoda.
|
Panorama, po prawej miałam ratusz.
(Po kliknięciu zdjęcie będzie większe) |
Rzeszowski ratusz powstał w XVI wieku, ale obecny kształt zyskał trzy wieki później, po licznych przebudowach. Dzisiaj mieści się w nim siedziba Urzędu Miasta. Nie mogłam się na niego napatrzeć :)
Na rynku mieści się wejście do Podziemnej Trasy Turystycznej "Rzeszowskie Piwnice". Napiszę o tym w innym wpisie, ponieważ nie sposób streścić tej wycieczki w kilku marnych zdaniach. Każdemu jednak, kto będzie w Rzeszowie - polecam z całego serca, szczególnie pod opieką przewodnicką pana Zygmunta. Więcej nie zdradzę :) Po zwiedzeniu piwnic przeszłam przez cały rynek w poszukiwaniu Muzeum Dobranocek, które także było w Boże Ciało zamknięte, ale trafiłam na Plac Cichociemnych, a dalej na pomnik Adama Mickiewicza. Idąc prosto w dół dotarłam do kościoła Świętej Trójcy, który jest użytkowany przez wiernych obrządku rzymskokatolickiego oraz grekokatolickiego. Przy kościele znajduje się stary cmentarz, o którym także napiszę w osobnym poście, bo mam wrażenie, że ten już jest kosmicznie długi.
|
Pomnik Cichociemnych |
|
Pomnik Adama Mickiewicza |
|
Kościół Świętej Trójcy |
Wróciłam w pobliże rynku, ale obok Teatru Maska skręciłam w prawo, aby obejrzeć synagogi, Staromiejską oraz Nowomiejską. Obie zostały zniszczone w czasie wojny, co nie przeszkodziło Kongregacji Wyznania Mojżeszowego zawalczyć o te obiekty i ich odbudowę. Dzisiaj w Synagodze Nowomiejskiej swoją siedzibę ma m. in. Biuro Wystaw Artystycznych oraz Związek Polskich Artystów Plastyków. Dalej drepcząc, dotarłam do Placu Wolności, obowiązkowo z fontanną :) Minęłam gmach Sądu Apelacyjnego, wstąpiłam na Plac Ofiar Getta i zataczając tym sposobem koło, powróciłam na rynek w celu zjedzenia obiadokolacji.
|
Synagoga Staromiejska |
|
Synagoga Nowomiejska |
|
Fontanna na Placu Wolności |
|
Gmach Sądu Apelacyjnego |
|
Pomnik na Placu Ofiar Getta |
Będąc na Placu Cichociemnych coś kolorowego mignęło mi w głębi uliczki, jednak nie wiedziałam, czy będę miała czas zainteresować się tym bliżej. Po obiedzie okazało się, że jeszcze trochę czasu mam do pociągu, więc przeszłam się ulicą Naruszewicza w stronę Mostu Narutowicza. I wtedy dopiero zdałam sobie sprawę, że głupio by było być w Rzeszowie, a nie zobaczyć Wisłoka :) No to zobaczyłam, fotki strzeliłam i spacerem wróciłam na dworzec, gdzie oczekując na pociąg oddałam się lekturze kryminalnej. Słońce mimo późnej pory osmaliło mi ramiona, które trochę mi dokuczały na dalszych etapach podróży, ale o tym będzie już w kolejnej bajce. A tymczasem - dobranoc :)
|
Widok na Wisłok z mostu w prawo |
|
Widok na Wisłok w lewo :) |
PS: Przepraszam zaprzyjaźnionych Blogerów za nieobecność na Waszych blogach, ale miałam gorący czas związany z zakończeniem studiów. Ale już, koniec jest, więc w najbliższym czasie nadrobię zaległości u Was, bo jestem bardzo ciekawa, gdzie podróżowaliście :)
Czytając Twój wpis, uświadomiłam sobie, że zupełnie zapomniałam o tym mieście. I masz rację, przechadzając się po nim widać tę czystość na ulicach. Fajnie, że ludzie dbają o swoje miasto! Ściskam:)
OdpowiedzUsuńJa zawsze miałam do Rzeszowa za daleko, ten region kojarzył mi się jako totalna egzotyka, jednak w momencie, gdy zdałam sobie sprawę, że to ostatnie chwile posiadania zniżki na bilety, postanowiłam wykorzystać okazję. I, jak widać, opłacało się :)
UsuńBardzo pracowite Boże Ciało. W sumie można powiedzieć, że niemal PROCESJA :D
OdpowiedzUsuńO rany, Jo.! A ja myślałam, żem bezbożnik. A się okazało, że ja odbyłam chyba najdłuższą procesję w skali całego kraju :D
UsuńHa, ha, ha! Pozory mylą, jak widać :D
UsuńJo - świetnie to ujęłaś! :D Procesja naszej Marchevki... grzesznicy... Marchevka ruszyła na kolanach z mottem przewodnim "aniołem byłem ale zgrzeszyłem"
OdpowiedzUsuńŁadna procesja, ładna!
OdpowiedzUsuńMy w tym czasie dochodziliśmy do siebie po wyprawie do Bani, gdzie ani razu nie skręciliśmy na Grunwald, ale za to umówiliśmy się z naszym pierworodnym na NOWYM ŚWIECIE!!! Niby nic w tym dziwnego, ale my umówiliśmy się tam, żeby go zwinąć AMERYKANKĄ, czyli takim naszym wózkiem do przemieszczania się głównie na ten Grunwald, a tam wszak jest ostre ograniczenie ruchu! Ale nic to, udało się przejechać i nawet nikt mandatu nie wlepił, nie mówiąc o areszcie albo interwencji grupy antyterrorystycznej, bo u wylotu już było widać Pałac Namiestnikowski! Jednakowoż latorośl żeśmy namierzyli, wsadzili na pakę i zwinęliśmy się z Traktu Królewskiego czem prędzej! Było po czym odpoczywać w Boże Ciało tak czy inaczej, bo po południu przyszedł czas na "tradycyjne kiełbaski bożociałowe"! Tak więc gdy Marchewka zapewne przemieszczała się już na północ, kneź Dreptak przemieszczał się na południe z ładunkiem kiełbasek jałowcowych, żeby wieczorem znów przemieszczać się na północ, gdy Marchewka pędziła na zachód!
To teraz czas na relacje co było pomiędzy przemieszczaniem się Marchewki z południa na północ, a etapem jazdy do Bani. Bo co w tym czasie robił Dreptak to wiadomo - zadymiał, zadymiał... :D :D
Nadworną rysowniczkę Talencję uprasza się o wyrysowanie pomienionych tras tak, żeby się szanownym czytelnikom nic nie pomieszało - ale to jeszcze chwilka, bo wszak to dopiero połowa wyprawy! :D :D :D
Kneziu! Jestem pod wielkim wrażeniem ogarnięcia róży wiatrów. Musiałam sobie to powoli przestrzennie wyobrazić, moje północne wędrówki równoległe z Twoim wymarszem na południe :D Ale zgadza się wszystko idealnie, a szanowny Kneź pozwoli, że dalsze tajemnice ze szlaku zdradzę w stosownym czasie, coby cudownych faktów Czytelnikom zacnym zbyt wcześnie nie wyjawić :D
UsuńNo ba! Pewnie że pozwolę! :D
UsuńZawsze chciałam odwiedzić Rzeszów, bo jest na końcu Polski! Ale dzięki Twoim super fotkom już nie muszę ;)
OdpowiedzUsuńSuper pomysł na spędzanie wolnego czasu :)
A może właśnie teraz warto się wybrać, aby na własne oczy zobaczyć te cuda? :D :) :)
UsuńKiedyś przed laty też mi się udało tak niespodziewanie zwiedzić Rzeszów. Pojechałam do Łańcuta na 3 dni, ale nie było tam co robić tak długo więc wybrałam się do Rzeszowa i byłam bardzo zadowolona z odwiedzenia tego miasta. Dzięki za przypomnienie tego pięknego miasta. Czekam na dalsze relacje. :)
OdpowiedzUsuńJa także nie żałuję tak długiej podróży, ale niestety, ja zwiedziłam tylko Rzeszów, do Łańcuta nie pojechałam. Ale może innym razem? :)
UsuńByłam w Rzeszowie służbowo, tak że zwiedzałam rynek bodajże wieczorkiem, i dzięki za przypomnienie o tym pięknym mieście. Rano już wyjeżdżałam, szybko na pociąg i tylko kątem oka zdążyłam zobaczyć góry i miasto, nowoczesne i własnie to : czyściutkie.
OdpowiedzUsuń;)
A wiesz, że gór nie widziałam? Rano jeszcze drzemałam, a wieczorem już się ciemno robiło :D :D Ale za to łaziłam cały dzień i nawet w dzielnicach nieturystycznych, czyli oddalonych od centrum, też jest czysto... To jest dopiero siok :D
UsuńWitam na blogu! Znalazlam cie w Kobiecych rozmówkach.
OdpowiedzUsuńJak miło było poczytac takie ladne opinie o Rzeszowie i bardzo podziwiam, ze przyjechalas tak daleko. W porownaniu z tobą jestem seniorką, bo konczylam studia 32 lata temu i własnie w Rzeszowie! Dlatego postanowilam napisac parę słów. Do Rzeszowa nadal często jeżdżę, bo stamtąd pochodził mój niestety już śp. mąż, ale nadal zyją jego rodzice i pozostała rodzina. Chetnie odwiedzamy z córkami naszą rzeszowską rodzinkę i często korzystamy z najbliższego nam lotniska w Jasionce.
Rzeszów w dawnych latach też był bardzo przyjemnym miastem, porównywalnym wielkością, zabytkami z Kielcami np To moje wojewodztwo. Z racji lat studenckich mam duzo pieknych wspomnien. Teraz tam jest Uniwersytet Rzeszowski,połaczony z dawnymi filiami, WSP, filia UMCS, filia AR z Krakowa, filia AM z Krakowa,nadal Politechnika Rzeszowska i wiele innych uczelni. Było tam prężne studenckie zycie i doskonale warunki do studiowania. Nowe domy studenckie, gdzie mialam przyjemnosc mieszkac w dwuosobowych pokojach. A najlepiej wspominam mozliwosc " załapania się" na zagraniczne wyprawy studenckie, co w tamtych czasach bylo absolutnie niezwykle!. Bylam w Indiach, Nepalu, prawie calej Afryce Płn. i wielu krajach europejskich. Dostawalo sie wtedy takie chyba rządowe promesy dolarowe, albo SZSP to wszystko załatwiało. Nie pamietam dokładnie. W duzych osrodkach akademickich bylo duzo trudniej otrzymac miejsce na takie wyprawy.
Poniewaz piszesz, ze bedzie wiecej postow o Rzeszowie, to mam nadzieje, ze tez pojechalas do Łancuta. To bylo dla nas ulubione miejsce randek, był i nadal jest taki fajny hotel koło zamku.
Moi ex tesciowie mieszkają prawie nad Wisłokiem, gdzie dochodziło się kiedyś tzw. kładką, a teraz są piękne bulwary, Hala na Podpromiu, park Olszynka. A siostra męża po drugiej stronie w Wisłoku, koło mjego dawnego akademika na tzw. Nowym Miescie.
Rzeszów to moje drugie rodzinne miasto. Dziękuję za post.
Pozdrawiam.
Witaj! Bardzo dziękuję za tak obszerny komentarz oraz podzielenie się swoimi doświadczeniami/wspomnieniami - to dla mnie bardzo cenne, jako że miałam tylko kilkugodzinną styczność z tym miastem i moje doświadczenia są na pewno kropelką w porównaniu z Twoimi.
UsuńNiestety, do Łańcuta nie dotarłam, ponieważ byłam ograniczona czasowo, jednak nie wykluczam mojego wyjazdu do tego miasta w przyszłości. Niestety, nie wszystko da się odwiedzić za jednym zamachem, tym bardziej, gdy ma się napięty plan i do tego angażuje się w to inne osoby. :)
Dziękuję za odwiedziny i zapraszam częściej, także na relacje z innych miejsc, może znów odnajdziesz "swoje" miejsca? :)
Pozdrawiam.
Przez Rzeszów tylko przejeżdżałam, mam nadzieję,że kiedyś odwiedzę i to miasto. Tyle jeszcze miejsc czeka na odkrycie...
OdpowiedzUsuń